Tomasz Wandas, Fronda.pl: Katalończycy opowiadają się za niepodległością. KE nie uznaje referendum, a w sprawie brutalnego traktowania Katalończyków przez hiszpańską policję nic nie ma do powiedzenia. Co się dzieje? 

Michał Cieślak, klub parlamentarny PiS: Sytuacja na Półwyspie Iberyjskim jest trudna, ale nie beznadziejna wbrew temu, co mogłoby się wydawać. Warto spojrzeć na liczby. Choć 90 procent opowiedziało się za odłączeniem Katalonii od Hiszpanii i proklamacją własnego suwerennego państwa, to frekwencja w referendum secesyjnym wyniosła zaledwie około 42 procent. Oczywiście, rząd centralny w Madrycie zrobił wszystko, by poprzez utrudnienie dostępu do lokali wyborczych i przysłanie armii policjantów zniechęcić mieszkańców autonomii do udziału w głosowaniu, ale te 42 procent pokazało, że przy dużej determinacji i tak można było postawić krzyżyk na karcie. To wyraźnie pokazuje, że sami Katalończycy są mocno podzieleni co do kwestii odłączenia od Królestwa Hiszpanii i ogłoszenia niepodległości. Biorąc to po uwagę moim zdaniem obóz władzy Mariano Rajoya popełnił fatalny błąd tłumiąc w brutalny sposób tak naprawdę manifestację separatystów. Skoro referendum i tak było niezgodne z konstytucją Hiszpanii i z góry uznane za nielegalne, po co przeprowadzono desant sił policyjnych i gwardii cywilnej? Przez to sama rządząca na szczeblu centralnym Partia Ludowa nadała temu wydarzeniu zbyt duże znaczenie, a stosując przemoc fizyczną wobec separatystów zdeptała ich dumę i honor, co może niestety dolać oliwy do ognia. Liczę jednak na otrzeźwienie po obu stronach konfliktu. Do kompromisu dochodzi się poprzez rozmowę, a nie walenie pałką po głowie. Komisja Europejska tak jak rząd federalny stanęła w obronie status quo, jeśli chodzi o obecny kształt administracyjny Hiszpanii. Myślę, że to dobre posunięcie, bo w Europie nie potrzeba nam kolejnych wstrząsów. Szkoda, że Komisja Europejska zarazem nie potępiła decyzji o użyciu siły. Przemoc nie jest odpowiednim narzędziem do rozwiązywania problemów.  

Dlaczego KE stosuje różne standardy względem poszczególnych krajów UE? Czy nie należy się nam równe traktowanie? 

Nie ma wątpliwości, że Komisja Europejska postępuje według linii politycznej wyznaczonej głównie przez Niemcy i Francję. Z tego też powodu przymyka oczy na to, co dzieje się w tych państwach oraz jak postępują one względem słabszych i biedniejszych kuzynów w europejskiej rodzinie, a karci kraje, które próbują wydostać się spod ich dyktatu. Ta hegemonia i narzucanie swojej wizji rozwoju Wspólnoty jest oczywiście korzystne dla Niemiec i Francji, ale szkodliwe dla Polski czy innych krajów Grupy Wyszehradzkiej. Zaczęliśmy się buntować przeciwko takiej "równości" i "solidarności". Nic dziwnego, że nasza twarda postawa wywołała popłoch w elitach dotąd nadających ton rozwojowi Wspólnoty, bo to kończy złotą erę kręcenia potężnych interesów na naszym majątku narodowym i kosztem naszego rozwoju gospodarczego. Rządowi Prawa i Sprawiedliwości nie wystarczy klepanie po plecach przez prominentnych polityków w Unii Europejskiej. Mówimy jasno: chcemy Unii Europejskiej, w której główni gracze nie robią niczego za plecami partnerów tylko wspólnie. To jest dla nas solidarność. 

Czy Ruch Autonomii Śląska nie przypomina trochę tego, co mówią dziś Katalończycy? 

Trudno porównywać te dwie sytuacje. Katalonia cieszy się daleko posuniętą autonomią względem rządu centralnego. Tu możemy wręcz mówić o relacjach Barcelona-Madryt. Inaczej jest u nas. Śląsk stanowi nieodłączną część Polski, choć posiada własną historię i kulturę, a mieszkańcy tego regionu mocno się z nim utożsamiają. Ślązacy przede wszystkim czują się jednak Polakami. Tu nie ma żadnej wrogości - wręcz przeciwnie! Nie dostrzegam zatem paraleli między niepodległościowymi dążeniami Katalończyków a działalnością Ruchu Autonomii Śląska. Polacy i rząd szanują podtrzymywanie oraz popularyzowanie tradycji Śląska tam na miejscu oraz w całym kraju. 

Jakie mogłyby by być konsekwencje, gdy to Ślązacy zdecydowali się takie referendum przeprowadzić? 

Jestem zwolennikiem uprawiania polityki opartej na faktach i liczbach, a nie spekulacjach i numerologii. Jedno jest pewne: nikt nie strzelałby do uczestników takiego plebiscytu z gumowych kul, jak to miało miejsce w Hiszpanii. 

Czy ruchy typu 'Ruch Autonomii Śląska' nie szkodzą w Polsce?

Mam nadzieję, że Ruch Autonomii Śląska pozostanie jedynie kustoszem historii i tradycji tego pięknego regionu Polski, a jako siła polityczna w sejmiku województwa śląskiego będzie pracował nadal na rzecz swojego samorządu.

Dziękuję za rozmowę.