Jak pisze "Super Express" "takie zachowanie ze strony młodego Tuska nie powinno dziwić. Już wcześniej udowodnił, że gdy chodzi o pieniądze, jest bardzo elastyczny. Inaczej przecież świadomie nie angażowałby się we współpracę z Marcinem P. (30 l.), robiącym szemrane interesy właścicielem Amber Gold". - Nie będę z siebie robić kretyna. Debil nie uwierzy, że nie wiedziałem. Wiedziałem o jednym wyroku karnym P. i zastrzeżeniach KNF wobec Amber Gold. Co mam powiedzieć: głupota i tyle - tłumaczył się w 2012 r. młody Tusk w rozmowie z "Wprost".

O jakiej głupocie mówi młody Tusk? "Wprost" ujawnił, że "Michał Tusk jednocześnie pracował jako dziennikarz "Gazety Wyborczej" oraz PR--owiec należących do Amber Gold linii lotniczych. Doszło nawet do tego, że jako dziennikarz przeprowadzał wywiad z szefem owych linii lotniczych. Jak się okazało, ułożył nie tylko pytania, ale i sam na nie odpowiedział".

"Również później, już jako pracownik Portu Lotniczego w Gdańsku, chętnie współpracował z firmą Marcina P., przekazując jej m.in. informacje o cenach za obsługę pasażerską. Za porady Tuska OLT płaciło hojnie. Ostatnia pensja, jaką otrzymał w lipcu 2012 r., już po wybuchu afery Amber Gold, opiewała na 7 tys. zł!" - pisze SE.

Teraz młody Tusk żąda pieniędzy za to, że opisano jego dziwne zachowania. Cóż, jak sugeruje tabloid SE "apetyt na pieniądze rośnie proporcjonalnie do wzrostu znaczenia jego ojca Donalda Tuska (57 l.)".

mod/Super Express