Minęło pierwsze sto dni pontyfikatu papieża Franciszka, bardzo różnie są one komentowane. Jeden z głosów mówił wręcz, że od trzech miesięcy mamy świeże powietrze w Watykanie – tak jakby poprzedni pontyfikat był, co najmniej, synonimem stęchlizny. Takie komentarze wydają się nie na miejscu. Jak postrzegasz ten pierwszy okres pasterzowania papieża Bergoglio?

W punkcie wyjścia ten pontyfikat był wielką niewiadoma dla wszystkich. Działo się tak z prostego powodu, obecny papież jest pod wieloma względami bardziej odmienny o swojego poprzednika, niż Benedykt XVI, Josef Ratzinger był od Jana Pawła II. Zobaczyliśmy mocniejszy przeskok i to pod rozmaitymi względami. Pozycja wobec Kurii, kontekst kulturowy, a także napięcie wynikające z tego, że kardynał Bergoglio był w 2005 roku swoistym kontr-kandydatem kardynała Ratzingera. To wszystko wytwarzało atmosferę wielkiego pytania, jak będzie wyglądała przyszłość urzędu papieskiego. Po tych stu dniach, nie negując odrębności każdego pontyfikatu, można powiedzieć, że z jednej strony potwierdza się - Franciszek jest papieże mającym swój własny styl, swoją własną linię woli, znaków i gestów. To oczywiście jest jakość inna, niż u Benedykta XVI i inna, niż u Jana Pawła II. Te wszystkie zachowania, które są tak dobrze odbierane przez media – Msze w domu św. Marty, zmiana akcentów w zewnętrznych oznakach papiestwa, podkreślanie biskupstwa Rzymu. To są wszystko rzeczy, które odróżniają go również od Jana Pawła II, a nie tylko od Benedykt XVI.

Nie wiem czy się zgodzisz z takim spostrzeżeniem, że Benedykt XVI w punkcie wyjścia chciał być podobny do Jana Pawła II i chciał dać wiernym poczucie kontynuacji. Potem dopiero poszedł swoją drogą tam gdzie zamierzał, natomiast Franciszek miał bardzo mocne, odrębne wejście, ale po chwili jakby się zreflektował i zaczął podkreślać wspólnotę urzędu z Benedyktem XVI.

Myślę, że obaj papieże, którzy dali się poznać, jako nonkonformiści, już w tych pierwszych gestach jakoś opowiedzieli na istniejące zapotrzebowanie. Nie chce tego zapotrzebowania oceniać, tylko zauważam. Gdy zmarł Jan Paweł II było bardzo mocne w szerokich rzeszach katolickich poczucie, że po bardzo długim pontyfikacie następca powinien iść drogą kontynuacji. To zapotrzebowanie papież Benedykt mocno i szczerze spełnił. Natomiast papież Bergoglio przyszedł po niespotkanym geście abdykacji. Wielu z nas nie rozumiało co się dzieje, mieliśmy poczucie jakiegoś kryzysu, napięcia. Było wobec tego oczekiwanie na mocne gesty. One się pojawiły i poszły w stronę, która odpowiada temperamentowi i pewnej wrażliwości obecnego papieża.

Dziś w pamięci pozostają mi trzy znaki ciągłości i jedności pomiędzy papieżami – wizyta Franciszka w Castel Gandolfo u Benedykta XVI, potem informacja, że nie będzie zmiany głównego ceremoniarza papieskiego, Guido Mariniego i teraz powiedź tzw. wspólnej encykliki. To jest znowu mocny gest Franciszka.

Zwłaszcza jeśli chodzi o encyklikę i ceremoniarza. To bardzo pocieszające, że papież traktuje decyzje w sprawie liturgii nie tylko jako zewnętrzny gest równoważnia sił. Można by było sobie wyobrazić, że chodzi o pewnego rodzaju politykę kościelną, gdy papież czyni gesty w tę lub inna stronę. Z tego co relacjonował Sandro Magister, wynikało, że papież nieco głębiej podszedł do sprawy i uznał ją za formę własnej szkoły i ćwiczenia duchowego - chciałby też osobiście coś zrozumieć.

A inne kwestie?

Papież we wszystkich istotnych elementach kontynuuje linię Benedykta XVI, np. w sprawie nadużyć seksualnych i tzw. homolobby, także  w sprawie nonkonformizmu wobec świeckości i uderzającego w Kościół w różnych miejscach zeświecczenia. No i w tych wątkach, które są przypisywane Franciszkowi bardzo mocno, czyli w prostocie, pokorze, ubóstwie - przecież każdemu, kto śledził pontyfikat Benedykta XVI jest to już znane. Nie widzę tu, tak naprawdę, przewrotu. Nie ma też naruszenia głównych linii polityki kościelnej Benedykta. Natomiast jest odpowiadająca temu papieżowi pewna linia wyraźnego odróżniania i stawiania na pierwszy plan tego co jest zasadnicze i przesuwania na druga linię tego co takie nie jest. Gdy otworzymy tegoroczne "Annuario Pontifice" i zobaczymy, że Papież Franciszek figuruje tam na pierwszej stronie, jako Biskup Rzymu, a wszystkie jego pozostałe tytuły są przeniesione na stronę następną, to przecież nie znaczy, że on się tych tytułów pozbył, tylko że wyraźnie pokazuje nam rangę poszczególnych określeń. To samo jest jeśli chodzi o liturgię – mamy wciąż zasadnicze zwrócenie się do krzyża przejęte po Benedykcie XVI, ale też jest pewna próba uproszczeń. Jeśli chodzi o celebracje publiczne to oceniam je jako połączenie stylów Benedykta i Franciszka, jeśli chodzi o dom św. Marty to można powiedzieć, że sam kontekst tej kaplicy jest nieco nadmiernie zbanalizowany i spauperyzowany.

Mocne punkty?

Mocnym punktem pontyfikatu pozostają przez cały czas krótkie homilie Papieża i związany z nimi styl duszpasterski - z tą nieustanną zachętą, by się nie bać ewangelizacji na wszelkich peryferiach. Te homilie głoszone codziennie dla małych grup to na pewno wyzwanie - ale i przykład. Papież trzyma poziom - jak na razie tylko raz wynikły wokół tych improwizowanych nauk pewne zawirowania (przy sformułowaniu dotyczącym zbawienia niewierzących). Czekamy jeszcze na pierwsze dokumenty nauczania i na pracę reformatorskie nad Kurią.

Rozmawiał Tomasz Rowiński