Sprawę ks. Jacka Międlara, nieformalnego duszpasterza Obozu Radykalno-Narodowego, skomentował na swoim facebooku Paweł Milcarek. W jego ocenie ks. Międlar wykonywał bardzo potrzebną pracę, przesuwając skłonne do pogaństwa środowisku ku Ewangelii. Tacy kapłani jak, angażujący się w bardzo specyficzne środowiska, są potrzebi - także ONR-u nie można zostawić bez Chrystusa. Dosłownie napisał Milcarek:

Jeszcze się nie wypowiedziałem o ks. Międlarze, a wszyscy już, więc próbuję nadrobić. Dla mnie jest to - na razie, na tyle na ile coś o nim wiem, a nie wiem dużo - kapłan trochę z tego porządku co skądinąd podziwiani duszpasterze różnych subkultur, tacy księża od hipisów, skinów, harleyowców, gitowców etc. Wiadomo, że pracują wśród wiary, która ma swój język i swoje skłonności do grzechu.

Myślę, że w swoim środowisku pracy ks. M. przesuwał pogańskie wrażliwości w stronę Ewangelii i wbijał żelazne słupy graniczne między chrześcijaństwem i niechrześcijaństwem, chociaż dla nas, mieszczan, było to i tak szokujące (zresztą nie tylko dla mieszczan: przecież te duszpasterstwa hipisowskie też były i są mocno kontrowersyjne) Ta subkultura, którą się ks. M. zajął, jest zresztą dość szczególną, bo zbiera pewien popularny, emocjonalny, młodzieżowy sposób pojmowania patriotyzmu narodowego, a jest to wartość godną opieki, kuracji, prostowania. Ktoś musi tę pracę prowadzić - o ile nie chcemy mieć za chwilę środowiska radykalnego o już naprawdę pogańskim pojęciu wspólnoty, bez szans na ewangelizację.

Jeśli przylozylibyśmy do ks. M. kryteria swobody praktykowane u nas szeroko, pewnie nie byłoby miejsca na sztandary ONR (i innych partii!) w kościele, ale na nieformalne duszpasterstwo środowiskowe narodowców chyba tak. Nie probowalbym tu inkwizycyjnych zakazów.

fronda.pl/facebook