Walka o życie Ukraińców będzie toczyć się dalej – ocenia „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Po rozmowach pokojowych w Mińsku nie wiemy tak naprawdę niczego nowego. Dalej jest wielkim znakiem zapytania, czy Władimir Putin w ogóle chce jakiegokolwiek porozumienia.

Berthold Kohler przypomina na łamach „FAZ”, że już w pierwszym porozumieniu mińskim była mowa o zawieszeniu broni oraz o utworzeniu strefy buforowej – ale mimo tego obie sięgnęły po broń. „Separatyści wspierani masowo przez Moskwę ludźmi i materiałami przerwali wyznaczoną wówczas linię demarkacyjną i otoczyli przynajmniej kilka tysięcy ukraińskich żołnierzy, by walczyć dalej o ich los” – pisze Kohler. Na ich agresję odpowiadali z kolei Ukraińcy, broniąc swojego życia przed napastnikami.

„Celem niemiecko-francuskiej inicjatywy było przerwanie tej spirali przemocy i ‘kontrprzemocy’. Należało zatrzymać ofensywy separatystów, pod których coraz silniejszymi ciosami cofała się ukraińska armia” – pisze autor i dodaje, że coraz częstsze klęski Ukraińców sprowokowały na Zachodzie debaty o ewentualnych dostawach broni do Kijowa. Sprawa ta ujawniła duże podziały: „separatyści wbili swoim marszem klin nie tylko w Ukrainę, ale także, gdzie tylko możliwe, w Zachód” – pisze Kohler.

Co będzie dalej? Zależy to tylko od Władimira Putina i tego, „co przedsięwziął w pałacu białoruskiego autokraty”. „FAZ” nie wyklucza, że rozmowy pokojowe w Mińsku nie miały wcale na celu realnego zatrzymania przemocy. Mogły być także wyłącznie kamuflażem dla „tradycyjnej” polityki Kremla, polegającej na wywoływaniu i zamrażaniu konfliktów na wschodzie Europy.

Kohler zwraca przy tym uwagę zwłaszcza na jeden z punktów zawartego w Mińsku porozumienia, w którym sygnatariusze zobowiązują się do przestrzegania „suwerenności i integralności terytorialnej” Ukrainy. Kohler ocenia, że ze strony Putina ta deklaracja jest po prostu „czystym szyderstwem”. Pamiętamy przecież, że już w 1994 roku w Budapeszcie Moskwa zobowiązała się, że będzie chronić suwerenność Ukrainy i jej ówczesne granice. Putin jednak „zapomniał” o tym zarówno przy aneksji Krymu, jak i przy wspieraniu odrywania terytoriów ze wschodu Ukrainy.

Co więcej gdyby Władimir Putin rzeczywiście był przekonany, że na Ukrainie „nie ma alternatywy dla pokojowego rozwiązania”, to do spotkania w Mińsku w ogóle by nie doszło. Kreml musiałby przecież jedynie przestać dostarczać na wschód Ukrainy ludzi i materiały – to wystarczyłoby, by osiągnąć pokój.

Kohler zwraca uwagę, że gdy Putin deklarował pragnienie osiągnięcia „pokojowego rozwiązania”, na Ukrainę wjeżdżały akurat kolejne rosyjskie czołgi i inny ciężki sprzęt.

„Putin świetnie wie, że wraz z upływem czasu nie wzrastają wcale szanse, by zakończyć konflikt. Wciąż mamy przed sobą takie samo pytanie: czy rosyjski prezydent szuka w ogóle sposobu wyjścia” z tej wojny. Po drugim spotkaniu w Mińsku nie mamy żadnych podstaw, by przestać w to wątpić.

pac/faz