Portal Fronda.pl: Ostatnio coraz częściej znane osoby ze świata filmu, telewizji czy muzyki publicznie przyznają się do bycia osobami wierzącymi. Skąd się bierze taka tendencja, moda na katolickie coming-outy? Czy to oznacza kres epoki, w której próbowano nam wmówić, że wiara to sprawa prywatna?

Ks. Grzegorz Michalczyk*: Nie wiem, czy można mówić o takiej tendencji. Nie wiem też, czy celebryci podejmują jakieś specjalne akcje, przyznając się do wiary. Może po prostu mówią o wierze wtedy, kiedy są o to pytani albo kiedy jest ku temu okazja? Mówienie o tym, że się wierzy jest dla chrześcijanina czymś całkiem normalnym. To przecież mówienie o swoim życiu. Celebryta mówi: mam takie poglądy, a nie inne, lubię kuchnię orientalną, kocham podróżować, a Pan Bóg jest dla mnie kimś ważnym. Mówi o tym całkiem normalnie, nie ukrywając swoich poglądów. Czytałem ostatnio wywiad z aktorem Maciejem Musiałem. Pierwsze pytanie dziennikarki dotyczyło krzyżyka na szyi. „Naprawdę mamy rozmawiać o wierze?” – dopytywał. On sam zbyt wiele o tym nie mówi, ale skoro dziennikarze pytają, to po prostu im odpowiada. Nie wiem, czy mamy do czynienia z modą na katolickie coming-outy, czy po prostu dla wielu znanych ludzi fakt, że mówią o swojej wierze to najzwyczajniej coś naturalnego. A może po prostu jest tak, że niektórzy patrzą na ludzi wierzących jak na cudownie ocalałych przedstawicieli gatunku dawno już wymarłych zwierząt? I dlatego budzą takie zainteresowanie? Przecież chrześcijaństwo jest dziś passe, a tu nagle pojawia się ktoś młody, sławny, bogaty i w dodatku przyznaje, że wszystko zawdzięcza Bogu. Dla wielu to szokujące. Moim zdaniem chrześcijanin powinien mówić o swojej wierze tak samo, jak mówi o wielu innych sprawach, jeśli tylko ma ochotę. Nikt nie może pozwolić, by mu wmawiano, że wiara jest sprawą prywatną. Wiara jest sprawą osobistą, ale nie prywatną. Gdyby Apostołowie wyszli z założenia, że wiara jest sprawą prywatną, pewnie do śmierci siedzieliby w Wieczerniku i nikt nie usłyszałby o Panu Jezusie.

Jak Ksiądz zauważył, wyznania wierzących celebrytów budzą duże zainteresowanie mediów. Może bierze się ono także stąd, że sami stworzyliśmy sobie jakiś sztuczny, daleki od rzeczywistości obraz celebrytów, a okazuje się, że to całkiem zwykli ludzie, którzy mają takie same problemy jak my i różne drogi dążenia do Pana Boga.

Człowiek ma możliwość nawrócenia, niezależnie od tego, kim jest i czym się zajmuje. To prawda, która dotyczy nas wszystkich. Znam przypadki osób, które nawracały się w skutek jakiegoś życiowego doświadczenia. Jakieś słowo albo wydarzenie to czasem pierwszy impuls do tego, by zacząć szukać Pana Boga. Nierzadko takim impulsem jest spotkanie z drugim człowiekiem, który serio na co dzień żyje miłością, jak Jezus mówi w Ewangelii. Nieraz widzę w naszym kościele twarze artystów, aktorów, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy przychodzą na Mszę, siadają wśród innych i normalnie się modlą. Dla nich to coś zupełnie naturalnego. To tylko dla ludzi, którzy zapomnieli, że chrześcijaństwo może być fundamentalną rzeczywistością w życiu człowieka odkrycie, że ktoś jest wierzący, mówi o tym normalnym językiem może być szokiem. Zresztą wiąże się to czasem z niemałym ryzykiem. Bywa, że ktoś znany, przyznający się publicznie do swego chrześcijaństwa, będzie potem uważnie obserwowany. I wytknie mu się wszystkie dostrzeżone moralne skazy na życiorysie... Przyznawanie się do wiary to pewien dyskomfort, bo wiadomo, że będzie się potem pod baczną obserwacją otoczenia i mediów.

Czy Księdza zdaniem, świadectwa wiary celebrytów mogą być zaczątkiem czyjegoś nawrócenia? Bycie chrześcijaninem wciąż kojarzy się z byciem szarakiem i smutasem, któremu w życiu nie wyszło. A tu nagle wychodzi ktoś super znany, fajny i mówi o tym, że da się żyć z Panem Bogiem.

Fascynacja wiarą w ogóle jest zaraźliwa! Widać to już od samych początków chrześcijaństwa. Pociągnąć kogoś do pójścia za Jezusem może tylko ktoś, kto sam jest Nim zafascynowany. W tym sensie to może być bardzo dobry owoc wypowiedzi znanych osób. To, że można się nie wstydzić, nie bać, traktować wiarę jako coś oczywistego, a nie jako zabobon, który należy ukryć, może być fascynujące dla innych. Wobec fatalnego PR Kościoła, który jest winą także nas, księży, zwracających się do ludzi takim, a nie innym językiem, wyznania wierzących celebrytów mogą mieć bardzo dobre owoce. Myślę, że trzeba uczyć się od papieża Franciszka mówienia o Chrystusie takim językiem, który pozwala docierać do ludzi, których często kościelna nowomowa nie pociąga. W tym kontekście wypowiedzi chrześcijan, którzy są znanymi aktorami czy muzykami są czymś, co może inspirować. Ważne jest jednak, aby tych ludzi nie „szufladkować”. Łatwo jest komuś przystawić pieczątkę: „katolik”, robiąc z danej osoby „dyżurnego wierzącego”… To dość prymitywne działanie. Trzeba pozwolić ludziom być sobą tak, jak pozwala się być sobą na przykład homoseksualistom, którzy o tym mówią, czy jakimkolwiek innym grupom, w których ludzie mogą wyznawać swoje przekonania. Czy nie na tym właśnie polega tak modna ostatnio tolerancja? Czy można nie akceptować tego, że są wśród nas ludzie, którzy chcą mówić o swojej wierze, bo jest to po prostu część ich życia?

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

*Ks. Grzegorz Michalczyk – wieloletni duszpasterz akademickim w parafii św. Jakuba Apostoła na Ochocie. Od 2012 decyzją Episkopat Polski mianowany krajowym duszpasterzem środowisk twórczych i rektorem kościoła pw. św. Alberta i Andrzeja w Warszawie. Członek Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, konsultant i współautor programów radiowych i telewizyjnych.

**O wywiadzie, jakiego Maciej Musiał udzielił tygodnikowi „Wprost” pisaliśmy na Fronda.pl TUTAJ