- Niezbędnym wydaje się jak najszybsze zakończenie procedur przetargowych i zakup nowych samolotów do przewozu najważniejszych osób w państwie (...). Wszystkie samoloty, dopuszczone do przewozu (...) eksploatowane są na podstawie dodatkowych programów biur konstrukcyjnych producentów przedłużających resurs techniczny - pisał do szefa MON Bogdana Klicha w grudniu 2008 roku dowódca Sił Powietrznych. Dokument ten został sporządzony po awarii Tu-154M, do której doszło w Mongolii w 2008 roku. Usterka była na tyle poważna, że samolot nie mógł wylecieć z powrotem do kraju. To tylko jeden z wielu problemów, z jakimi borykały się załogi rządowego Tu. Jeszcze więcej problemów sprawiały pułkowi transportowemu Jaki-40. Maszyny zostały dopuszczone do przewozu VIPów, choć powinny być już dawno wycofane z eksploatacji. Jednak ich resurs był ciągle przedłużany.

 

O fatalnej sytuacji polskiej floty lotniczej przewożącej VIPów wiedział szef MON Bogdan Klich. Mimo monitów Dowództwa Sił Powietrznych sprawa była przez lata lekceważona. - Dziwię się, że pan minister, otrzymawszy takie informacje, nic z nimi nie zrobił. Tym bardziej że dał przecież wyraz swojej świadomości - jak dramatyczna jest sytuacja parku samolotowego - w decyzji nr 40 z 3 lutego 2010 roku, gdzie stwierdził, że ten park samolotowy nie daje gwarancji bezpieczeństwa – mówi „Naszemu Dziennikowi” Antoni Macierewicz (PiS), członek sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

 

We wspomnianej decyzji szef MON napisał: „Celem zapewnienia właściwego wykonywania przez konstytucyjne organa państwowe przedsięwzięć związanych z realizacją polityki zagranicznej podczas podróży służbowych, jak i realizacji zadań przez osoby pełniące te funkcje, zachodzi pilna potrzeba zapewnienia na wysokim poziomie bezpieczeństwa przewozu najważniejszych osób w państwie oraz mając na względzie aktualną sytuację floty 36 splt, w oparciu o którą nie ma możliwości zapewnienia na wymaganym poziomie przewozów i bezpieczeństwa realizacji zadań przez konstytucyjne organa państwowe, polecam przeprowadzić postępowanie mające na celu zawarcie umowy, której przedmiotem będzie udostępnienie dwóch samolotów Embraer 175 od Polskich Linii Lotniczych "LOT" S.A. w latach 2010-2013, uwzględniające koszty eksploatacji samolotów i przygotowania personelu".

 

- Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nowe samoloty trzeba kupić. Niestety, w naszym odczuciu prace nad ich zakupem były prowadzone zbyt wolno. Minister Aleksander Szczygło podpisał warunki dotyczące przetargu, była komisja przetargowa, czekaliśmy tylko na stanowisko ministra gospodarki, które pojawiło się po zmianie rządu. Gdy, bodajże w pierwszym kwartale 2008 roku, Bogdan Klich je otrzymał, wszystko było gotowe do zakupów. Nie doszło jednak do nich – tłumaczy Jacek Kotas, wiceminister obrony narodowej w rządzie Prawa i Sprawiedliwości.

 

Niestety kiedy minister Klich miał na biurku wszystkie dokumenty potrzebne do zakończenia przetargu, deliberacje na temat wymiany floty zaczęły się od nowa. - Pojawiły się sugestie, że może lepiej kupić używane maszyny, a może je wydzierżawić etc. I właściwie cała półroczna praca poszła na marne. Następnie pojawiła się dyskusja o embraerach, choć w bardzo niewielu państwach embraery latają jako samoloty dla VIP-ów. Niestety, pan Klich i pan premier Donald Tusk uważali, że można dzierżawić embraery, latać samolotami liniowymi, pasażerskimi. Stanowisko ministra Szczygły jako szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, niestety, okazało się wołaniem na puszczy. Nawet ta olbrzymia awaria, której wynikiem była konieczność wymiany całego bloku autopilota w tupolewie po powrocie z Haiti, nie była wystarczającym ostrzeżeniem dla pana ministra Klicha. Było to lekceważone, aż doszło do tragedii. To jest zaniedbanie wypełnienia obowiązków, które powinno znaleźć swój finał w stanowisku prokuratury - kwituje Antoni Macierewicz.

 

Zdaniem Jacka Kotasa, brak decyzji o przetargu w 2008 roku - mimo informacji o fatalnym stanie floty, które od dawna leżały na biurku szefa MON - był wyrazem złej woli lub braku prawidłowej oceny stanu faktycznego.

 

MON nie odpowiedział na pytania, dotyczące powodów lekceważenia stanowiska Dowództwa Sił Powietrznych.

 

żar/Naszdziennik.pl