Jak zawsze Andrzej Talaga celnie analizuje sytuację na Ukrainie. W "Rzeczpospolitej" pisze, że Polska wraz z NATO musi być przygotowana na wojnę z Rosją "nie  pograniczne przepychanki, ale prawdziwy krwawy konflikt. Aby tak się stało, musi najpierw dostrzec w Moskwie wroga wartości, które go konstytuują". Talaga uważa, że NATO musi na powrót wrócić do swojej założycielskiej myśli, czyli musi być "wspólnotą broni i krwi wobec wspólnego zagrożenia".

Talaga dostrzega oczywiście fakt, że Polska nie jest obecnie samowystarczalna np. w wojnie z Rosją, dlatego musi ona wykorzystać "przebudzenie sojuszu – jeśli do niego dojdzie, dozbroić się, przeorganizować państwo i społeczeństwo, żeby potrafiło stawić czoło agresji, nawet gdyby przyszło nam wojować samym. Nie możemy bowiem ufać nikomu".

Andrzej Talaga zauważa, że np. "Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy czy do niedawna Holendrzy nie muszą dostrzegać w polityce Kremla zagrożenia dla siebie, w niewielkim stopniu godzi ona w ich interesy, ale w tym właśnie tkwi istota sojuszu, że reaguje jako całość na zagrożenia, które większości członków wydają się abstrakcyjne, wystarczy, by dotyczyły choćby jednego z nich". I przywołuje pewną osobistą historię, która celnie przedstawia ową sytuację: "kilka lat temu autor tego tekstu gościł na zaproszenie rządu Holandii w kilku ośrodkach analitycznych pracujących na jego potrzeby. Przerażająca była otwartość ekspertów, którzy na pytanie: czy Niderlandy przystąpią do wojny z Rosją, gdyby zaatakowała Polskę, zgodnie odpowiadali „nie". Potwierdzali tym samym ogólnie znaną prawdę, że artykuł piąty traktatu waszyngtońskiego, kamień założycielski NATO, już nie działa, a pakt stracił rację bytu. Czy dziś, po śmierci ponad dwustu swoich obywateli zabitych rosyjską rakietą, powiedzieliby to samo?".

Obecna sytuacja na Ukrainie oznacza, że NATO musi obrać "za absolutny priorytet obrony terytorium swoich członków. Utworzenie na obszarze zagrożonych państw baz logistycznych obficie wyposażonych w sprzęt bojowy, które w sytuacji zagrożenia mogą przyjąć tysiące żołnierzy gotowych ruszyć do walki. Wreszcie, stałą obecność sił zbrojnych czołowych krajów NATO na terytorium Polski, Litwy, Estonii, Łotwy i Rumunii". To jest obecnie najbardziej palące zadanie dla polskiego rządu. 

Niestety według Andrzeja Talagi, fakt, że prezydent Komorowski zaproponował podniesienie wydatków na obronę do poziomu 2 proc. PKB, to oprócz zacnej inicjatywy nic nie dające zobowiązanie. Dlaczego? "Obecnie nie wydajemy nawet ustawowego 1,95 proc. Poza tym co oznacza 2 proc. wobec minimum 4,5 proc. w Rosji przy znacząco wyższym PKB?". Polska musi myśleć: czy NATO w razie wojny z Rosją naprawdę pomoże? Tego nie wolno w zakładać! "Samotność na polu walki to jedyne realistyczne założenie. Nie musi ona wcale oznaczać katastrofy. W 1920 r. też byliśmy sami, ale wtedy przynajmniej na nikogo nie liczyliśmy jak teraz".

mod/Rzeczpospolita