Sukces komercyjny przedsięwzięcia jest raczej pewny, bo wszystko, co owiane jest atmosferą tajemniczości, budzi w nas szczególne zainteresowanie. A taką właśnie tajemniczą i hermetyczną organizacją, posługującą się niezrozumiałymi dla wielu symbolami, jest masoneria.

Jednak nie sukces komercyjny zdaje się być pierwszym celem wspomnianej wystawy. Jej kurator, prof. Tadeusz Cegielski, mason i wielki mistrz honorowy Wielkiej Loży Narodowej Polski od dawna nie ukrywa, że jego celem jest spektakularny coming out masonerii w Polsce. W jednym z wywiadów dla lewicowego „Przeglądu”, tak mówił przed ponad dwoma laty o planowanej wystawie: „To nowatorskie – nie tylko na naszym gruncie – przedsięwzięcie. Ma pokazać świat widziany oczyma wolnomularzy. Być może odrobinę lepszy od tego naszego świata. Lepszy, gdyż racjonalniej, a więc i bardziej moralnie ułożony. Zarazem piękny w sensie estetycznym.” – Może po tej wystawie trudniej będzie straszyć masonem? – pyta dziennikarz. – Oby tak się stało! – odpowiada wielki mistrz.

Chodzi o pokazanie ludziom takiego obrazu masonerii, jaki chcą nam pokazać sami masoni. Obrazu wyidealizowanego stowarzyszenia, do którego należeli i należą wielcy patrioci, intelektualiści, artyści, politycy, a zdarzało się, że nawet i duchowni – niestety. Nie zobaczymy tam niczego, co by przypominało rolę masonów w krwawym prześladowaniu katolików w Portugalii w czasie objawień maryjnych w Fatimie, o pełnych zdziczenia antypapieskich manifestacjach w tym samym czasie w Rzymie, czy o masońskim terrorze wymierzonym przeciwko katolikom w Meksyku, o czym przypomina głośny film „Cristiada”. Warszawska wystawa ma pokazywać wyłącznie pozytywny wpływ masonerii na życie publiczne, zgodnie ze swoim tytułem: „Pro publico bono” („Dla dobra publicznego, wspólnego”). Ma oswajać z masonerią. Jest pomyślana tak, aby każdy z oglądających w kolejnych salach przeszedł w skrócie wszystkie stopnie masońskiego wtajemniczenia i został przekonany, że nie ma w tym nic podejrzanego. Chodzi o odmitologizowanie wolnomularstwa i wzbudzenie pozytywnego zainteresowania, wręcz podziwu oraz szacunku dla dawnych i obecnych masonów jako dla elity nowoczesnego społeczeństwa. W ten cel wpisuje się także cykl kilkudziesięciu wykładów i prelekcji rozpisanych na wszystkie tygodnie trwania wystawy.

Masoneria, które formalnie odrodziła się w Polsce po Okrągłym Stole, usiłuje nadrobić w ten sposób swoje zapóźnienie wobec siostrzanych lóż na zachodzie Europy. W strukturze Unii Europejskiej loże masońskie mają bowiem takie samo osadzenie prawne jak przedstawicielstwo episkopatów krajów członkowskich. WeFrancji z przynależnością do masonerii nie kryje się już wielu ministrów obecnego rządu. José Gulino, wielki mistrz Wielkiego Wschodu, najbardziej wpływowej loży masońskiej, wywiadzie udzielonym przed dwoma laty dziennikowi „Le Figaro” zadeklarował bez ogródek: „Chcemy mieć wpływ na życie polityczne, ponieważ bronimyokreślonych wartości: Republiki, wolności, równości, braterstwa i laickości”. Zapowiedział aktywne i czujne zajmowanie się projektami zmian w prawie dotyczących eutanazji, bankowości, szkolnictwa, a także dążenie do wprowadzenia „małżeństwa dla wszystkich”, także dla par homoseksualnych. Że zajęli się skutecznie, to już we Francji widać. Jak opisywała Maja Narbutt w „Rzeczpospolitej” z 16 grudnia 2012 r., wielki mistrz Gulino publicznie oświadczył, że Kościół katolicki i inne religie nie mogą wypowiadać się w kwestii małżeństw homoseksualnych, gdyż „nie powinny zajmować stanowiska w kwestiach związanych ze sferą publiczną” i „wtrącać się w sprawy Republiki”. Skąd my to już znamy?

Ale to nie pora na kapitulację. Potrzeba raczej naszego coming out w przestrzeń publiczną? Mogą masoni, mogą geje, dlaczego my nie możemy? Jedna akcja „Nie wstydzę się Chrystusa”, w którą angażują się znani świeccy w Kościele, to zdecydowanie za mało. Pora także na odważnych i wiernych kapłanów, którzy nie wstydzą się swojego powołania i kapłańskiego stroju. Święto Podwyższenia Krzyża to dobry dzień, aby około godziny 15.00 wyjść w sutannie na spacer Traktem Królewskim w Warszawie, Piotrkowską w Łodzi czy Długim Targiem w Gdańsku. Najlepiej indywidualnie. Niech nas zobaczą ci, którzy potrzebują człowieka w sutannie jako znaku, że nie są w tym świecie sami, bo Bóg nie zostawia swojego ludu bez pasterzy. Zatem do zobaczenia w niedzielę!

ks. Henryk Zieliński

Źródło: Tygodnik „Idziemy”