Liczba radykalnych muzułmanów w Niemczech po raz kolejny pobiła rekord. Chodzi między innymi o Salafitów, którzy uważani są za potencjalne niebezpieczeństwo dla państwa – przypomina w swoim tekście opublikowanym na portalu forsal.pl Maciej Miłosz.

Muzułmanów w Niemczech jest coraz więcej. Wedle różnych szacunków żyje ich tam od 4,4 do nawet 5 mln. Wszystko też wskazuje na to, że liczba ta będzie się powiększać.

W ostatnim czasie dość głośno było o słowach kanclerz Angeli Merkel, która reagując na słowa lidera CSU Horsta Seehofera (w wywiadzie dla „Bilda” stwierdził, że islam nie jest częścią Niemiec, bo te ukształtowało chrześcijaństwo) podkreśliła, że owszem, muzułmanie oraz islam są częścią Niemiec.

Tymczaem – jak zauważa autor tekstu – wczoraj tworzony przez CSU rząd Bawarii ogłosił, że od początku czerwca w każdym urzędzie kraju związkowego w pobliżu wejścia musi wisieć krzyż jako „symbol kulturowej tożsamości” wyrosłej na chrześcijaństwie.

Według Macieja Miłosza owa sprzeczka politycznych partnerów jest tylko czubkiem góry lodowej, jaką jest niemiecka próba ułożenia stosunków z mniejszością, która w ostatnim czasie poważnie się rozrosła w związku z kryzysem migracyjnym. Według „Tagesspiegel” pod koniec I kwartału zaś liczba salafitów, radykalnych muzułmanów, osiągnęła już liczbę ponad 11 tysięcy osób, podczas gdy przed 5 laty niemiecki odpowiednik ABW podawał, że salafitów w Niemczech jest 5,5 tysiąca. Liczba ta zatem podwoiła się w przeciągu zaledwie 5 lat.

Autor przypomina, że liczba ta co prawda nie wzrasta już tak szybko, jednak nie będzie też raczej spadać. Dodaje, że w samym tylko Hamburgu salafitów żyje 800, z czego ponad połowę klasyfikuje się jako dżihadystów, a więc skłonnych do stosowania przemocy.

To bardzo poważny problem – dodaje Miłosz – świadczy o tym zamach w okresie świątecznym w 2016 roku, do którego doszło w Berlinie oraz tego, jak prowadzono po nim dochodzenie.

Autor zaznacza, że co prawda ataków terrorystycznych w Niemczech nie ma wiele, ale też codziennym problemem jest kwestia symboliki:

Na przykład noszenia chust zakrywających m.in. włosy (hidżabów) w miejscach publicznych. Ta debata toczy się od lat”.

Przypomina tu choćby prawo wprowadzone przez bawarski parlament, wedle którego od 1 kwietnia w tym kraju związkowym nakryć głowy nie będą mogły nosić kobiety, które sądzą, prokuratorki oraz referentki. Wszystko po to, aby nie podważać zaufania do niezależnego państwa prawa. Jak podkreśla – także AfD proponowała zakazanie chodzenia w całkowitym zakryciu w miejscach publicznych, jednak nie ma obecnie szans na zdobycie poparcia większości parlamentarnej w Berlinie dla przegłosowania takiego zakazu.

dam/forsal.pl,Fronda.pl