„W 2014 roku Belgia stała się pierwszym krajem, który zalegalizował wspomagane samobójstwo dla nieletnich. Prawo pozwala, by nieletni, którzy stają w obliczu nieznośnego cierpienia, zostali poddani eutanazji, jeśli rodzice wyrażą zgodę” – pisze Emily Mangiaracina na portalu „Life Site News”. Okazuje się, że w Belgii także uśmierca się niemowlęta. Opublikowane na stronie BMJ Journals studium na temat „decyzji o zakończeniu życia” z roku 2021 pokazuje, że w między wrześniem 2016 r. a grudniem roku 2017 uśmiercono 24 niemowląt.

Według opublikowanego badania, które uwzględniało śmierć wszystkich nowonarodzonych w tym okresie we Flandrii w Belgii, w przypadku 61 zmarłych niemowląt zastosowano tzw. „decyzję o zakończeniu życia”. Spośród tej grupy 10 procent niemowląt podano zastrzyk z „wyraźnym zamiarem skrócenia życia”, a 14 procent z „możliwym skutkiem skrócenia życia”. W przypadku pozostałych podjęto m.in. decyzję o wstrzymaniu lub przerwaniu leczenia. Jak stwierdza Mangiaracina: „niejasne jest, czy decyzję o poddaniu niemowląt eutanazji podjęli lekarze, rodzice czy jedni i drudzy razem”.

Chociaż eutanazja dla nieletnich została zalegalizowana w Belgii, to uśmiercanie niemowląt wciąż pozostaje w tym kraju nielegalne. Powodem jest to, że nieletni musi być „zdolny do rozeznania i świadomy w chwili prośby o eutanazję”.

Jak pisze Michael Cook na stronie „BioEdge”: „Lekarze, którzy poddali eutanazji noworodki przy pomocy śmiertelnego zastrzyku, wskazywali w 91 proc. przypadków, że głównym powodem ich działania był brak nadziei na znośną przyszłość dziecka. Innymi słowy te dzieci miały rzeczywistą szansę przeżycia, ale zespół medyczny – bez wątpienia w porozumieniu z rodzicami dzieci – uważał ich życie za niewarte życia do końca”.

Mangiaracina przytacza wypowiedź dr Ilory Finlay, specjalistki od opieki paliatywnej, która stwierdza, że śmierć w wyniku podania śmiercionośnego zastrzyku jest daleka od „łagodnej” czy „spokojnej”. Poddawani eutanazji „umierają poprzez utonięcie, gdy ich płuca wypełniają się cieczą. Czasami umieranie takiej osoby trwa pięć minut, ale innymi razy może się ona ponownie ocknąć – i czasami trzeba 100 godzin, by przyszła śmierć”. Według dr Finlay taka śmierć „tylko wygląda na spokojną, gdyż [poddani eutanazji] nie mogą poruszyć mięśniami i są sparaliżowani”.

 

jjf/LifeSiteNews.com, bioedge.org, fn.bmj.com