Lewicowe media przeżywają szok i nie mogą wyjść z osłupienia , że dziennikarze Telewizji Polskiej zarabiają i nie pracują tam za darmo. Dziennik Gazeta Prawna opublikował zestawienie, skąd dowiadujemy się, ile zarabia Danuta Holecka, Michał Adamczyk, Krzysztof Ziemiec czy Michał Rachoń. Podsumowanie byłoby bardziej pełne, gdyby zawierało wyczerpującą informację o tym, ile zarabiały gwiazdy za czasów poprzedniej koalicji, oraz opinię, dlaczego Tomaszowi Lisowi i Piotrowi Kraśce się należało, a Adrianowi Klarenbahowi należy się jakby mniej. I co do tego wszystkiego ma Kret?

Pieniądze, władza i, za przeproszeniem naszych czytelników, seks, są i będą tematami, które od zawsze znajdują się w centrum społecznego zainteresowania. A że w tym przypadku mowa jest głównie o pracownikach telewizji publicznej, wskaźniki czytelnictwa powinny poszybować pod niebo. Tak się jednak nie stało. Publikowanemu poprzednio przez niemiecko-szwajcarski koncern Dziennikowi nie udało się wywołać skandalu i fali oburzenia na marnotrawiącą publiczne pieniądze władzę PiS’u. Okazało się, że znani, cenieni i lubiani przez większość społeczeństwa, oczywiśćie poza kręgiem resortowych rodzin i aktywistów z Czerskiej, nie zarabiają aż tak dużo w porównaniu z pupilami systemu III RP.

Przyjrzyjmy się zatem na ile co miesiąc mogą liczyć gwiazdy TVP. W czołówce znajdują się Danuta Holecka i Michał Adamczyk z zarobkami w okolicach 40 tys. zł, dalej prowadzący od lat Wiadomości Krzysztof Ziemiec, około 33 tys. zł,  a następnie dwaj redaktorzy, którzy są postrachem polityków „totalnej opozycji”, Adrian Klarenbach z wynagrodzeniem na poziomie 30 tys. zł i Michał Rachoń zarabiający około 25 tysięcy miesięcznie. Jeśli porównamy te kwoty z pensjami, jakie otrzymywały takie osobowości, jak dysponujący pokoleniowymi, rodzinnymi koneksjami resortowymi i wyraźną wadą wymowy Piotr Kraśko ( około 70 tys. zł), podobnymi apanażami dla Tomasza Lisa, którego dziennikarstwo można by podsumować niejednym cytatem z „Misia”, czy 30 tys. zł dla Hanny Lis, która na wizji nie potrafiła odróżnić „formatu normandzkiego” od „procesu norymberskiego”, i nie wiedziała jak rozwinąć skrót JOW w rozmowie z Pawłem Kukizem, możemy śmiało powiedzieć, że obecnie Telewizja Polska swoim dziennikarzom płaci zdecydowanie za mało.

Pieniądze już były, władza już była, bo przecież media to władza, i teraz zapewne każdy z was czeka, za przeproszeniem, na seks. A tego podobno w mediach nie brakuje, z tym, że dominują, nomen omen, na tym polu dziennikarze mediów prywatnych. Sylwester Latkowski, były redaktor naczelny tygodnika Wprost i reżyser filmów dokumentalnych donosi na Twitterze, że jeden z byłych szefów głównego programu informacyjnego, konkurencyjnej dla TVP stacji, ten pan od stołu „u..nego farbą czy nie wiem czym”, zamieszany jest nie tylko w molestowanie i mobbing swoich podwładnych, ale też w kontakty z trójmiejską mafią, narkotyki, prostytucję, pedofilię i zoofilię. Podobno o tych praktykach mieli wszystko wiedzieć i w pełni je akceptować zwierzchnicy dziennikarza, wliczając dyrektora programowego stacji oraz członka władz spółki, właściciela tej prywatnej telewizji. Sprawą czym prędzej powinna zainteresować się policja i prokuratura.

Pół biedy gdyby takie historie wypisywał jakiś zapalony żółtodziób, który dopiero co zrobił sobie zdjęcia do legitymacji prasowej i chce zabłysnąć. O sprawie informuje człowiek zazwyczaj nadspodziewanie dobrze poinformowany, przez lata pracujący jako dziennikarz śledczy i redaktor naczelny jednego z głównych tygodników opiniotwórczych w Polsce. Jak widać, praca w mediach nie może być nudna, ale czasami przybiera smutne oblicze.

A co w tym wszystkim robi Kret? Otóż Jarosław Kret w czasach rządów miłościwie nam panującej koalicji PO-PSL, za prezentowanie kolorowych mapek i gestykulowanie rączką po wieczornych Wiadomościach, zgarniał miesięcznie ponad 25 tys. zł. Jeśli prezes Kurski nadal dysponuje takim budżetem dla pogodynka, to od jutra zostaję prezenterem pogody, i uroczyście zapewniam, że zrobię w TVP taki szoł, że samo CNN razem z BBC będą mogły mu tylko pozazdrościć. Zdążę przy tym, w tak zwanym międzyczasie, napisać dwa solidne felietony dla mojej macierzystej redakcji, żebyście nie byli stratni. Panie prezesie Kurski, czekam na info!

Paweł Cybula