Według charisma.news, badacze z USA i ze Szwecji opublikowali artykuł, w którym wzywają do stworzenia takiej pigułki, twierdząc przy tym, że chociaż jest to możliwe z naukowego punktu widzenia, to będzie trudne politycznie.

Dr Peter Saunders z Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Medycznego mówi, że taka pigułka byłaby „aborcją, a nie antykoncepcją”, bo po prostu niszczyłaby embrion, a nie zapobiegała poczęciu.

Jego zdaniem, byłaby to droga do umożliwienia aborcji „bez recepty”. Saunders wskazał też na powiązane z taką pigułką ryzyko, np. na możliwy wzrost przypadków zachorowań na choroby weneryczne i na ewentualne zwiększenie ilości wykorzystywanych seksualnie kobiet.

Z kolei Norman Wells z „Family Education Trust” uważa, że badacze wzywają po prostu do stworzenia pigułki aborcyjnej. „Nazywanie medykamentu ‘antykoncepcyjnym’, gdy jest on zaprojektowany po to, by zostać użytym po stosunku i po ewentualnym zapłodnieniu, jest całkowicie niewłaściwe” – powiedział.

„Badacze, pełni zapału by wspierać wolny wybór kobiet, zapomnieli o innej osobie, która jest zamieszna w każdą aborcję, nieważne w jakim jej stadium” – dodał Wells.

Tymczasem dr Elizabeth Raymond z firmy „Gynuity” pochodzącej z Nowego Jorku, oraz jej koledzy ze szwedzkeigo instytutu „Karolinska” uważają, że kobiety z radością przyjmą stworzenie takiej pigułki oraz że „zasługują one na wszystkie możliwości” w kwestii „antykoncepcji”.

„Międzynarodowy sondaż przeprowadzony przed dwudziestu laty wykazał, że pigułka antykoncepcyjna działająca po zapłodnieniu cieszyłaby się wysoką akceptacją kobiet” – powiedziała Raymond. Dodała, że nie ma dowodów, by poglądy kobiet zmieniły się od tego czasu. Stwierdziła też, że „by sprostać wyzwaniom naszego coraz bardziej skomplikowanego świata, kobiety zasługują na wszystkie możliwości w kwestii kontrolowania i zachowywania swojego zdrowia reprodukcyjnego i życia”.

Pac/charisma.news