Arianizm trwat 900 lat jakorealna alternatywa wobec wiary katolickiej. Mieli własnychbiskupów, własne zgromadzenia misyjne, większość ówczesnego świata była ariańska.Trwali przez 900 lat. Terazmamy właśnie 450 rocznicęprzybicia przez Lutra jego 95tez do drzwi katedry w Wit-tenberdze. Być może przyjdączasy, kiedy ludzie będą sięwysilać, aby sobie przypomnieć, kto to byli luteranie,podobnie jak dziś wysilają się,aby przypomnieć sobie, kto tobyli arianie.
ROZMOWA Z PROFESOREM JOHNEM HAASEM,TEOLOGIEM, FILOZOFEM, PRZEWODNICZĄCYMINSTYTUTU BIOETYKI IM. JANA XXIII W BOSTONIE,ZAŁOŻYCIELEM INSTYTUTU PROMOWANIAKULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
Jak to się stało, że Pan, niegdyś pastor Kościoła episkopalnego, zostałkatolikiem?
Wychowałem się w głęboko wierzącej rodzinie protestanckiej. Chodziliśmydo kościoła w każdą niedzielę, siedząc razem przy stole czytaliśmy Biblię(nie każdego wieczora, ale dosyć często), zawsze modliliśmy się przed posiłkami, przed snem. Wyrosłem w bardzo religijnym środowisku i chciałemzostać pastorem. Tak też się stało - zostałem pastorem Kościoła episkopalnego. Było to moim zajęciem przez sześć lat, dopóki nie przeszedłem nakatolicyzm.Im więcej studiowałem historię Kościoła, im więcej studiowałemPismo, tym bardziej przekonywałem się, że protestantyzm oddalił sięod tego, co Bóg wyraźnie objawił w Jezusie Chrystusie i w Piśmie,od Objawienia, które było przekazywane przez wieki w Kościele. W tensposób uwierzyłem, że to Kościół katolicki został założony przezJezusa Chrystusa, że jest to Jego prawdziwy Kościół, że to on kontynuujeJego dzieło pośród świata, i że to on jest tą instytucją, do której możemy się zwrócić, aby poznać prawdę o Bogu, o Chrystusie. Kiedy tylkozacząłem być o tym przekonany, zostałem katolikiem — to bardzoproste. Jednak jest to bardzo proste w planie intelektualnym i duchowym, natomiast w planie osobistym, egzystencjalnym, zawodowym, było tobardzo trudne.
Dlaczego?
W Stanach Zjednoczonych istnieje bardzo głębokie uprzedzenie wobec katolicyzmu. Kościół katolicki jest największym ugrupowaniem religijnym w Stanach Zjednoczonych, liczy ponad 60 milionów członków. Ale ogólnie dominująca kultura jest głęboko protestancka. Uważa się, że być katolikiem jestrzeczą w złym guście, że to coś niestosownego.Pamiętam, że kiedy dorastałem, mój ojciec, bardzo dobry, uczciwy człowiek, powiedział mi: „John, kiedy dorośniesz, będziesz musiał wybrać drogę,którą podążysz w swoim życiu. Będziesz musiał zdecydować, do którego Kościoła chcesz przynależeć. Tak długo, jak długo jesteś wierny naszemu Panu,jak długo będziesz modlił się w tej intencji, chcę abyś wiedział, że matka i ja będziemy cię zawsze wspierać, niezależnie do decyzji, którą podejmiesz. Tylko pamiętaj nie przechodź na katolicyzm." Tak więc możesz wstąpićdo któregokolwiek Kościoła protestanckiego, ale nie do pomyślenia jest, abyśstał się katolikiem.
Skąd ta niechęć do katolicyzmu?
Myślę, że jest sporo ignorancji co do tego, czym jest Kościół katolicki i czegouczy. Istnieje jednak także bardzo głębokie antykatolickie uprzedzenie kulturowe. Swymi korzeniami sięga ono samych początków naszego państwa. Wieleosób myśli, że Stany Zjednoczone powstały po to, aby zapewnić wolność religijną emigrantom z Europy. Ale nie tak to wyglądało. Większość wspólnot wyznaniowych, które przybyły do Ameryki, stanowiły grupy protestanckie. Kiedyjuż się tu pojawiły, w ogóle nie dopuszczały jakiejkolwiek wolności religijnej.Były tylko dwa miejsca w całych ówczesnych koloniach, gdzie rzeczywiście istniała wolność religijna. Pierwszym była Filadelfia, założona przez kwakrów, czyli przezTowarzystwo Przyjaciół, drugim zaś Maryland, kolonia katolicka, nazwana tak na cześćMatki Bożej (chociaż wtedy na tronie Angliizasiadała królowa Maria i koloniści mówili,że nazywają swą kolonię imieniem królowej,to jednak byli katolikami i tak naprawdęw głębi serca chodziło im o imię NajświętszejMarii Panny). Tak więc już wtedy istniałoowo uprzedzenie nie pozwalające katolikomdawać wyrazu ich wierze. Protestanci postrzegali katolików jako ludzi podążających za antychrystem, którym był papież,wierzyli, że katolicy są prawdziwym zagrożeniem dla zbawienia, że są autoryta-rystami, przesądni itd. Taki sposób postrzegania naszej wiary przetrwał do dziś.Można do tego dodać bardzo podobne idee sekularystyczne, głoszące, że Kościół katolicki jest rygorystyczny, nieelastyczny, zabobonny itd.
A Pan jak postrzegał Kościół katolicki?
Nawet kiedy byłem już dorosły, znałem bardzo niewielu katolików. Nie należeli oni do naszego kręgu towarzyskiego. Podobnie jak wielu innych, miałemuprzedzenia wobec Kościoła katolickiego. W odróżnieniu od innego konwer-tyty Scotta Hahna, który był kiedyś protestantem-fundamentalistą i odczuwałuporczywą, intensywną awersję do katolicyzmu, powodowaną jego przekonaniami religijnymi, moja niechęć wynikała raczej z obojętności wobec katolicyzmu. Była to religia niewłaściwa, zabobonna, społecznie nieakceptowana,a z pewnością źle widziana w kręgach, w których się obracałem.Pamiętam kiedy jako nastolatek kupiłem sobie książkęThey Walked WithGod(Oni chodzili z Bogiem). Myślałem, że będzie ona o pobożnych chrześcijanach. I rzeczywiście była, tyle że traktowała o katolickich świętych. Pamiętam, że kiedy sobie to uświadomiłem, przeraziłem się, porwałem ją na strzępy i wrzuciłem do kosza. Tak więc nie żywiłem głębokiej urazy do Kościołakatolickiego, ale, jak już wspomniałem, nie była to organizacja, o wstąpieniu do której myślałoby się poważnie.
Kiedy zaczął Pan myśleć o zostaniu katolikiem? Jak to się zaczęło?
Jedną z rzeczy, które zaczęły zmieniać mój sposób myślenia o Kościele, byłostudiowanie jego historii. Zacząłem np. czytać o reformacji, czy też o tym, coprotestanci nazywają reformacją, a co mogłoby być nazwane protestancką rewolucją. Odkryłem, że wiele z reform, które chcieli przeprowadzić ludzie tacy jak Kalwin, Luter i inni, nie stanowiły tej radykalnej zmiany, jaka faktycznie nastąpiła w XVI wieku. Początkowo reformy były skromne. Następnieczytałem o Kościele pierwotnym i zauważyłem niezmienność, ciągłość pomiędzy treścią wiary i praktykami Kościoła starożytnego, Kościoła w dobieXVI-wiecznej protestanckiej rewolty oraz Kościoła współczesnego. Właśnieta niezmienność pomogła mi zmienić mój sposób myślenia.Słuchałem kiedyś wykładu pewnego luterańskiego teologa. Mówiło arianizmie, herezji we wczesnym Kościele. Powiedział: „Arianizm trwał900 lat jako realna alternatywa wobec wiary katolickiej. Mieli własnych biskupów, własne zgromadzenia misyjne, większość ówczesnego świata byłaariańska. Trwali przez 900 lat". Wtedy przerwał i jakby na marginesie wtrącił: „Hm, mamy właśnie 450. rocznicę przybicia przez Lutra jego 95 tez dodrzwi katedry w Wittenberdze. Być może my, luteranie, powinniśmy zdać so-bie sprawę z tego, że się mylimy...?". Po czym powrócił do wykładu. Nigdynie zapomnę tamtej jego uwagi. To właśnie jest prawda. Na przestrzeniostatnich dwu tysięcy lat bywały ruchy nazywające się prawdziwie chrześcijańskimi, pojawiały się one i znikały. Przyjdą czasy, kiedy ludzie będą się wysilać, aby sobie przypomnieć, kto to byli luteranie, podobnie jak dziś wysilają się, aby przypomnieć sobie, kto to byli arianie. A Kościół katolicki wciążbędzie istniał.
Co jednak ostatecznie przekonało Pana do katolicyzmu?
bie sprawę z tego, że się mylimy...?". Po czym powrócił do wykładu. Nigdynie zapomnę tamtej jego uwagi. To właśnie jest prawda. Na przestrzeniostatnich dwu tysięcy lat bywały ruchy nazywające się prawdziwie chrześcijańskimi, pojawiały się one i znikały. Przyjdą czasy, kiedy ludzie będą się wysilać, aby sobie przypomnieć, kto to byli luteranie, podobnie jak dziś wysilają się, aby przypomnieć sobie, kto to byli arianie. A Kościół katolicki wciążbędzie istniał.Co jednak ostatecznie przekonało Pana do katolicyzmu?Muszę stwierdzić, że to, co ostatecznie doprowadziło mnie do Kościoła katolickiego, to kwestia autorytetu. Byłem członkiem Kościoła episkopalnego,amerykańskiego odpowiednika Kościoła anglikańskiego. Różniliśmy się odinnych protestantów, ponieważ wierzyliśmy, że mamy duchowieństwo wywodzące się z Kościoła pierwszych wieków. Mieliśmy biskupów, duchow-nych-księży i diakonów. Wierzyliśmy, że mamy sukcesję apostolską, wywodzącą się w prostej linii od Apostołów. To nas wyróżniało na tle innych protestantów.Kiedy byłem młodym pastorem episkopaliańskim, zaczęła się debata natemat święceń kobiet. W Kościele episkopalnym byli tacy, którzy powiedzie-li: „To kwestia doktryny, a tej nie możemy przecież zmieniać, jedyne co możemy, to zachować naukę pierwotnego Kościoła i przekazywać ją następnympokoleniom". Druga strona stwierdziła, że nie jest to problem doktryny, leczdyscypliny, która do tej pory nie dopuszczała kobiet do święceń, natomiastposługa ta była zawsze otwarta dla kobiet.Odkryłem wówczas, że spór ten nie może być rozstrzygnięty.
Debata była uczciwa, ale arcybiskup Canterbury nie miał władzy, aby tę sprawę rozstrzygnąć. Biskupi anglikańscy na całym świecie, wszyscy ci, którzy są w komunii z Canterbury, i którzy zbierają się na konferencję co dziesięć lat, również nie mieli władzy, by to rozstrzygnąć. Także Konwencja Generalna Kościoła Episkopalnego w USA z pewnością nie miała wystarczającego autorytetu, aby rozwiązać ów problem. Ta sytuacja wydała mi się bezsensowna.Bóg zrobił przecież tak wiele, aby nas zbawić — zesłał nam Swojego Syna,który stał się człowiekiem, który cierpiał, umarł, zmartwychwstał, ustanowiłSwój Kościół. To bezsensowne, aby po tym wszystkim Bóg nie zapewnił namsposobów rozsądzania sporów, które w sposób naturalny miały się pojawićwśród naśladowców Jego Syna.Zacząłem się więc rozglądać się w poszukiwaniu autorytetu, który mógłby rozstrzygnąć tamtą kwestię. Był tylko jeden Kościół, który twierdził, żema taki autorytet - Kościół katolicki. Zacząłem badać to zagadnienie i odkryłem, że w ciągu całej historii Kościoła patriarchat Rzymu nigdy nie uległ formalnej herezji. Inne wielkie patriarchaty, Konstantynopol, Aleksandria, Antiochia — czasami tak, ale Rzym nigdy! Rzym zawsze był w jakiś sposób zabezpieczony przed popadnięciem w herezję. Pomogło mi to przekonać się, żerzeczywiście ów dar autorytetu, który Bóg dał Swojemu Synowi (Jezus powiedział, że otrzymał pełną władzę w niebie i na ziemi), został następnieprzekazany przez Naszego Pana Jego Apostołom przez wzgląd na Jego naśladowców, oraz że jest on przekazywany w ciągu wieków w Kościele. Zatemostatecznie przekonała mnie kwestia autorytetu.Kiedy jeszcze byłem pastorem protestanckim, studiowałem na Uniwersytecie Fryburskim w Szwajcarii. Będąc wciąż protestantem uzyskałem po-ntyfikalny stopień naukowy, licencjat z teologii. Pewnego dnia mój profesordogmatyki, francuski dominikanin, zapytał mnie: „Jakie jest, według pana,źródło autorytetu w Kościele anglikańskim?" Mieliśmy na to bardzo prostąodpowiedź: „Och, jest nim wiara i praktyka wczesnego, niepodzielonego Ko-ścioła". Zawsze mówiliśmy, że jesteśmy "katolikami", ale nie podlegaliśmypapieżowi. Także prawosławni nie podlegają papieżowi od czasu rozłamumiędzy Rzymem i Konstantynopolem w roku 1054.
Tak więc zawsze mówiliśmy, że źródłem autorytetu jest wszystko to, co stanowiło wiarę i praktykęowego wczesnego niepodzielonego Kościoła. Jednak ów francuski teolog zapytał mnie: „Ale co stanowi wasz żywy autorytet? Są zagadnienia, wobecktórych Kościół staje dzisiaj, a które nigdy przedtem nie pojawiły się wewczesnym, niepodzielonym Kościele. Gdzie jest głos waszegożywegoautorytetu, który ustosunkowuje się do problemów współczesnych?". Nie umiałemmu odpowiedzieć. Tak więc znowu pojawiła się kwestia autorytetu, którąmusiałem rozstrzygnąć. Ostatecznie uwierzyłem, że jej rozwiązanie znajduje się w Kościele katolickim.Jeszcze jedna historia. Byłem kiedyś na Konwencji Narodowego Stowarzyszenia Ewangelików (NAE), organizacji skupiającej niektóre denominacjeprotestanckie. Na przodzie sceny mieli oni duży transparent z napisem:„Święta Biblia jest nieomylnym przewodnikiem". W tym czasie byłem jużkatolikiem. Znalazłem się tam jako przedstawiciel ruchu Pro-Life. Powiedziałem do jednego z organizatorów: „Mam krewnych, którzy są baptystamipewnej denominacji. Nie są oni członkami NAE. Dlaczego?" Odpowiedziałmi, że owi baptyści interpretują pewien wers z Apokalipsy w taki to a takisposób, zaś ta interpretacja jest błędna. Powiedziałem mu, że mam jeszczeinnych krewnych, należących do innej denominacji protestanckiej i zapytałem, dlaczego oni nie są członkami NAE. Odpowiedział mi, że interpretująinny fragment Pisma w ten a ten sposób, co jest oczywiście nieprawidłowe.Wtedy wskazałem na ów transparent na scenie i powiedziałem: „Tu jest napisane, że Święta Biblia jest nieomylnym przewodnikiem. Myślę, że to, czego wam potrzeba, to nieomylny interpretator waszego nieomylnego przewodnika". Tak więc znów pojawia się zagadnienie autorytetu. Protestantyzmrozpadł się na aż tyle małych grup, ponieważ nie miały one autorytetu, któryinterpretowałby im Pismo. A każdy takiego autorytetu potrzebuje.
Czy to przypadek, że sekularyzacja szybciej postępuje w krajach protestanckich niż katolickich?
Kardynał Newman wykazał, że naturalną konsekwencją protestantyzmu jest ateizm. Brzmi to bardzo radykalnie, ale sądzę że, to prawda. Ciężko mi o tymmówić, ale tak właśnie było w moim przypadku. Zostałem wychowany w protestantyzmie, wstąpiłem docollege'ui studiowałem, aby zostać pastorem. Nakursach teologii spotkałem teologów, którzy interpretowali Pismo w sposóbbardzo liberalny. Ponieważ w Kościołach protestanckich nie było autorytetumogącego „zastopować" jakikolwiek pogląd teologiczny, mieli oni wolną rękęi tak czy inaczej mogli umacniać swoją pozycję. Ich interpretacja była bardzoliberalna, robili co mogli, aby ich interpretacja kwestii moralnych przeczyłaObjawieniu. Dlatego, że jeśli istnieje Objawienie, to znaczy, że musi być jakiśsposób jego interpretowania. A w obrębie protestantyzmu on nie istnieje.Tak więc miałem profesorów przygotowujących mnie do posługi pastora, którzy nie wierzyli w zmartwychwstanie ciała, w narodziny Chrystusaz Dziewicy, w grzech pierworodny itd. Mieli oni na mnie duży wpływ, łatwoprzejmowałem tę ich pozę, uważałem, że jest to bardziej intelektualne podejście do wiary, że wszystko to brzmi o wiele racjonalniej. Pamiętam, jak powiedziałem kiedyś mojej matce (za co kiedyś odpowiem przed Bożym tronem), gorliwej protestantce, która wierzyła w zmartwychwstanie umarłych:„Mamo, proszę, powinniśmy mieć wiarę jak dzieci, a nie wiarę infantylną".Okazywałem jej swoją wyższość w tym względzie.Potem wyjechałem na studia do Europy.
Zacząłem czytać egzystencjali-stów. W pewnym sensie już wtedy byłem przekonany do swego rodzaju ate-izmu praktycznego, ponieważ jeśli nie ma zmartwychwstania ciał, jeśli niema narodzin z Dziewicy, jeśli w ogóle nie było Wcielenia, to w takim razieBóg tak naprawdę nie angażuje się w to, co się dzieje na tym świecie. Egzy-stencjaliści wywarli na mnie wówczas duży wpływ - i w końcu stałem sięateistą. Wydawało mi się, że nie ma innej drogi, którą można pójść. Jean-Paul Sartre stwierdził, że kiedy dojdzie się do przekonania, iż Boga nie ma,to życie staje się bezsensowne, absurdalne. Uwierzyłem, że tak właśnie jest,że właściwie nie ma nawet powodu aby wstać rano i dalej żyć. Znalazłem sięw beznadziejnym położeniu.Ostatecznie do wiary doprowadził mnie z powrotem francuski teoretykmarksizmu Georges Sorel. Napisał on książkę pt. „Rola mitu". Twierdziłw niej, że mit odgrywa bardzo istotną rolę, ponieważ motywuje ludzi do tego, aby zachowywali się w taki czy inny sposób. Zauważył, że ortodoksyjnymarksizm głosi, iż musi dojść do strajku generalnego, który następnie doprowadzi do powstania proletariatu, do rewolucji i do ustanowienia dyktatury tegoż proletariatu. Sorel powiedział: „Rozejrzyjcie się wokoło! Nigdy, w żadnymkraju komunistycznym nie doszło do zakończonego sukcesem strajku generalnego, prowadzącego, zgodnie z ortodoksyjną teorią marksistowską, do powstania państwa komunistycznego. I nic w tym dziwnego."
Twierdził on, żetak długo, jak długo marksiściwierzą,że dojdzie do strajku generalnego i działają zgodnie z tym przekonaniem, tak długo również osiągają te cele, które sobie stawiają." Sorel powiada: „Spójrzcie na chrześcijaństwo. Chrześcijanie zawsze wierzyli, że nastąpi powtórne przyjście Jezusa. To mit. Jezus nigdy niepowróci. Ale to wierzenie doprowadziło chrześcijan do bycia innymi pośródświata, do oddania wszystkiego dla wiary, do obalenia imperium i ustanowienia chrześcijaństwa. Zatem nie ma znaczenia, czy mit to prawda czy fałsz,ważna jest funkcja mitu, to, co dzięki niemu się dzieje."Pomyślałem sobie więc: „Potrzebuję mitu! Potrzebuję mitu, aby jutro rano wstać z łóżka. Nieważne czy chrześcijaństwo jest prawdziwe czy nie, jutro rano wstanę i będę udawał, że jest prawdziwe, tak, aby dotrwać do następnego dnia." To był mit, który akurat był najbliżej, który miałem „pod ręką". To było to, co tak naprawdę zaczęło mnie prowadzić do ponownegopraktykowania mojej wiary.Tak zaczął się długi proces ponownego stawania się aktywnym chrześcijaninem. Doszedłem jednak wtedy do głębokiego przekonania, że ów mit, ową wiarę w jego prawdziwość, musisz traktować absolutnie poważnie. Musisznaprawdęwierzyć, że Druga Osoba Trójcy Świętej stała się człowiekiem, Jezusem z Nazaretu, musisz naprawdęwierzyć,że On działał cuda, musisz naprawdę wierzyć,że mógł On chodzić po wodzie, musisz naprawdę wierzyć, że mógł On przywrócić umarłego do życia, musisz naprawdę wierzyć, że On rzeczywiście umarłi powstał z martwych, musisz naprawdę wierzyć, że Maryja była dziewicą!Wkrótce uznałem, że jedynym Kościołem, który formalnie i niedwuznacznie nauczał tego wszystkiego, był Kościół katolicki.
Tak więc powróciłem dopraktykowania wiary, do wiary, że Jezus jest Synem Bożym, ale kiedy już razodzyskałem moją wiarę, zdałem sobie sprawę, że jest tylko jeden Kościół całościowo, niedwuznacznie wierny temu przesłaniu. Tym Kościołem był Kościół katolicki. Tak więc jeśli jesteś chrześcijaninem „bezapelacyjnie", „ostatecznie" —wydaje mi się, że jedynym właściwym miejscem dla ciebie jest Kościół katolicki.Moje osobiste doświadczenie jest zgodne z szerszym zjawiskiem w kul-turze. Wszystkie te kraje, które włączyły się w ruch protestancki, są terazspołeczeństwami niechrześcijańskimi. Skandynawia nie jest już chrześcijańska. Nawet w Anglii, która była najbliższa katolicyzmowi, tylko ok. 1-2 procent wiernych Kościoła anglikańskiego chodzi w niedzielę do kościoła. Zatem to, co w historii położyło się cieniem na kulturze, niestety położyło siętakże cieniem na moim życiu osobistym.
A jednak mówi się o renesansie chrześcijaństwa, a nawet protestantyzmu,w dzisiejszej Ameryce...
Protestantyzm, który kwitnie w USA, nie jest tym tradycyjnym protestantyzmem, który został sprowadzony z Europy. Jeśli przyjrzeć się Kościołom,które tu przybyły, Kościołowi anglikańskiemu (czyli episkopalnemu), lute-rańskiemu czy kalwińskiemu, to bynajmniej nie znajdują się one w stanierozkwitu. Tradycyjne, główne, duże, stare i utwierdzone amerykańskie Kościoły protestanckie straciły ogromną liczbę wiernych, np. w ciągu ostatnichkilkunastu Kościół episkopalny stracił połowę swoich wiernych. Tak naprawdę rozwijają się tu Kościoły charyzmatyczne i fundamentalistyczne. Często w znacznej mierze zależy to od osobowości pewnych jednostek, dobrych kaznodziei, potrafiących inspirować współwyznawców.To interesujące, że w USA w wielu kwestiach społecznych, np. w sprawieaborcji, powstał sojusz owych bardziej konserwatywnych grup protestanckich,ewangelików oraz Kościoła katolickiego. Tyle, że im intensywniejszy staje sięów kontakt na płaszczyźnie spraw społecznych, tym więcej mamy nawróceń nakatolicyzm! Upragnioną pewność w dziedzinie doktryny, nauczania moralnegowielu protestantów odnajduje w Kościele katolickim.Inny interesujący fenomen to fakt, że ci protestanci, którzy stosowali całeżycie antykoncepcję, nie widząc w tym niczego złego, kiedy tylko zaangażowali się w działalność ruchu Pro-Life przeciwko aborcji, zaczęli zgłębiać zagadnienia związane z antykoncepcją i odkrywać, że np. wiele spośród tzw. pigułek antykoncepcyjnych to w rzeczywistości środkiporonne. Dochodzili oni do przekonania, że ten stosunek dodzieci, który odzwierciedla się w „mentalności antykoncepcyjnej",w naturalny sposób prowadzi do takiego traktowania dzieci, jakiereprezentuje ruch proaborcyjny. W ten sposób tracili złudzenia coswojej religijnej tradycji i odnajdywali drogę do Kościoła katolickiego.Trzeba więc stwierdzić, że liberalne protestanckieKościoły „głównego nurtu" tracą wyznawców, natomiastowe bardziej konserwatywne Kościoły ewangelickie, blisko współpracujące z Kościołem katolickim, dostarczają mu dziś wspaniałychkonwertytów.
Czy na wzrost liczby tych konwersji miała wpływ również decyzja Kościoła anglikańskiego o wyświęcaniu kobiet na „kapłanów"?
Nie ulega wątpliwości, że decyzja wyświęcania kobiet na „kapłanów" doprowadziła do wielu wystąpień z Kościoła anglikańskiego, do przejścia wieluosób na katolicyzm lub do Kościoła episkopalnego. Spora liczba wiernychprzeszła na prawosławie. Główną przyczyną była właśnie tamta decyzja. Proszę pamiętać, że anglikanie różnili się od reszty protestantów, ponieważ głosili, że ich biskupi, kapłani i diakoni mają sukcesję apostolską; pogląd ten był jednym z ich centralnych przekonań religijnych. Kiedy więc doszło do zmiany sprzecznej z dwutysiącletnią tradycją Kościoła, dla wielu ludzi stało się topowodem do opuszczenia Kościoła anglikańskiego.Inną rzeczą, którą trzeba sobie uświadomić, jest to, że istnieje sporo takichelementów doktryny protestanckiej, które z konieczności prowadzą do współczesnych, znanych nam zaburzeń w kulturze. Przykładowo zasadysola fideisolagratia,czyli twierdzenia, że jesteśmy zbawiani jedynie przez wiarę i jedynie przezłaskę, twierdzenia prowadzące do odrzucenia w wierze roli wspólnoty, autorytetu, sakramentów. Przyczyniły się do pojawienia się wszechobecnego poczucia indywidualizmu, subiektywizmu i relatywizmu, obserwowanego we współczesnych społeczeństwach zachodnich. Doprowadziło to do trapiącego nas dziś kryzysu moralnego, który w znacznej mierze ma korzenie protestanckie. Jeśli niktnie może powiedzieć jednostce, co jest prawdziwe, a co nieprawdziwe w jego poglądach religijnych, to tym bardziej nie można jej powiedzieć czegoś podobnegow żadnej innej dziedzinie.
Jaki jest Pana stosunek do ekumenizmu i dialogu katolicko-protestanckiego?
Ekumenizm bywa rozumiany na różne sposoby. Kościół katolicki po SoborzeWatykańskim II zachęcił do ekumenizmu, tzn. zaprosił katolików do wchodzenia w dialog z ludźmi o innej tradycji religijnej, także z niechrześcijanami. Kościół katolicki nigdy się tego nie obawiał, gdyż zawsze był bardzo pewien tego, że posiada Prawdę. Zatem nie bał się dialogu.Ale zawsze istniało zagrożenie grzechu indyferentyzmu. Indyferentyzmutrzymuje, że nie ma znaczenia w co ktoś wierzy, ani co robi, byle był w tymszczery; że istnieje wiele dróg wiodących do raju i nie jest ważne, którąz nich się podąża. Jest to herezja, postawa grzeszna. Wielu solidnych teologów ostrzegało wiernych katolików wchodzących w dialog z niekatolikamiprzed popadnięciem w indyferentyzm. Jest to ciągle aktualne.To, co ruch ekumeniczny powinien dać katolikom, to impuls do głębszego studiowania własnej wiary, tak, aby wierniej mogli ją przedstawiać tym,którzy nie są katolikami. Oczywiście mam nadzieję, że owa dyskusja z przedstawicielami innych wyznań, innych religii, ostatecznie doprowadzi do ichnawrócenia na katolicyzm, że w trakcie dialogu z nami dostrzegą oni to, czego brakuje w ich tradycjach religijnych, że w Kościele katolickim przyjmą pełnię tego, co Bóg oferuje człowiekowi.W środowisku ekumenicznym pojawiła się tendencja do przemilczaniabłędów protestantyzmu. Mówi się raczej, że protestanci nie posiadają prawdy w tym samym stopniu, co my. Niewątpliwie słusznie, ponieważ większośćherezji to właśnie "niecała prawda". Właśnie dlatego heretycy odnoszą zazwyczaj takie sukcesy. Mówią coś, co jest prawdziwe, co jest atrakcyjne, cotrafia do innych, co znajduje u ludzi oddźwięk, przyciąga ich, ale rzeczw tym, że prawie zawsze jest to prawda częściowa, nie jest to cała prawda.Tak więc Kościół katolicki posiada pełnię prawdy i zawsze jest nadzieja, żeprotestanci dostrzegą to, czego brak w ich własnej tradycji religijnej, żeuznają pełnię wiary, jaką można odnaleźć w Kościele katolickim.
Tymczasem wielu liberalnych katolików postuluje daleko idące zmianyw kierunku protestantyzacji Kościoła...
Uważam, że katolicy liberalni w USA to bardzo osobliwy fenomen. Mamyprzecież tu tak wielki pluralizm religijny, istnieje tak wiele Kościołów do wyboru, że nie rozumiem dlaczego oni po prostu nie przyłączą się do któregośz tych Kościołów, które bardziej odpowiadają ich sposobowi myślenia.To, czego zazwyczaj żądają ludzie z organizacji takich, jakCali to ActionczyWir sind Kirche,to obalenie Kościoła katolickiego, to jego przemiana w coś innego niż Kościół katolicki.Wyświęcanie kobiet na „kapłanów"? Mogą przecież zostać episkopalia-nami! Rozluźnienie obyczajów seksualnych? Istnieje dowolna liczba Kościołów protestanckich w USA, które właśnie tak postąpiły! Na ich miejscu zamiast dalej uparcie twierdzić, że reprezentują katolicyzm, byłoby uczciwieji bardziej szczerze wobec siebie samych stwierdzić: „To, co utrzymujemy, jestw rzeczywistości niezgodne z tym, co Kościół mówił dotąd przez dwa tysiące lat. Tak naprawdę zmierzamy w innym kierunku."W Niemczech jest to trudniejsze. Ci z ruchuWir sind Kirchenie mają ażtylu możliwości. Tylko luteranizm albo katolicyzm. Ale w tym kraju drogastoi otworem do setek innych grup religijnych...
Rzecz w tym jednak, że oni mówią: „To my jesteśmy katolikami".
Wszystkie roszczenia owych rewizjonistycznych katolików, twierdzących, żeto oni odzwierciedlają prawdziwą świadomość Kościoła, że to oni wyznająprawdziwą doktrynę na temat święceń kobiet, aborcji, antykoncepcji czy sposobu obierania biskupów — sądokładnietymi samymi argumentami, którychużywali protestanci w XVI wieku. Nikt nie chce być „protestantem", nikt niechce zakładać nowego Kościoła. Oni chcą „zreformować" Kościół.Tak jak może być tylko jedna Oblubienica, tak będzie jeden prawdziwyKościół. Oblubieniec będzie miał tylko jedną Oblubienicę.
Dziękuję za rozmowę.
ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKIFILADELFIA, PENSYLWANIA, LISTOPAD 1998
Pismo Poświęcone Fronda nr 15-16 (1999)