Po zaanektowaniu przez Rosję ukraińskiego Krymu Chińczycy uznali, że tamtejszy klimat i gleby nadają się do uprawiania tytoniu. Chcą zainwestować w plantację oraz otworzyć fabrykę papierosów. Poinformował o tym podczas wizyty na półwyspie szef chińskiej Międzynarodowej Kampanii Energetycznej. Chińczycy znaleźli już tereny pod inwestycje w północnej części półwyspu. Chcą też uruchomić tam produkcję żywności dla dzieci. Krym jest objęty zachodnimi sankcjami, co uniemożliwia inwestycje na półwyspie firmom z Unii Europejskiej, USA, Kanady, Australii, Norwegii, Szwajcarii. Nie doszło np. do zapowiadanych przez Włochów inwestycji związanych z przemysłem tekstylnym i spożywczym oraz przetwórstwem odpadów komunalnych.

Od stycznia br. na półwyspie istnieje wolna strefa ekonomiczna. Inwestorzy mogą liczyć na zerowe stawki celne, ulgi podatkowe, łatwiejsze procedury wizowe nawet przez 25 lat. Szef administracji Krymu Siergiej Aksakow chwali się, że „inwestorzy będą się ustawiać w kolejce, by dostać możliwość wyłożenia pieniędzy w gospodarkę Krymu”. Dotychczas jednak Krym był regionem deficytowym. Lokalne rolnictwo nie podniosło się od czasów kolektywizacji. 80 proc. energii elektrycznej musi być dostarczane z Ukrainy. Także 80 proc. wody mieszkańcy Krymu muszą otrzymać z tego samego kierunku. Przed aneksją Kijów dopłacał do regionu równowartość 30 mld rubli rocznie. Teraz ciężar ten spadł na Moskwę.

W marcu 2015 r., czyli rok po inwazji na ukraiński półwysep nowe władze ogłosiły, że na Krymie pojawiły się pierwsze inwestycje z zewnątrz, warte łącznie 30 mln dol. Nie wiadomo, czy to prawda, gdyż nie podano żadnych szczegółów.

KJ/Rp.pl/Forbes.pl