Prof. Zbigniew Gaciong postanowił udzielić wywiadu w związku z aferą dotyczącą szczepienia aktorów i celebrytów poza kolejnością. Zaszczepiona została między innymi Krystyna Janda. Pytany o to, czy nie wydawało mu się dziwne, że zamiast personelu medycznego pojawia się aktor, odparł że „nie do końca”.

Rozmowę z rektorem Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przeprowadził „Dziennik Gazeta Prawna”. Prof. Gaciong przyznał, że rozumie emocje opinii publicznej związane ze szczepieniami w WUM. Jego zdaniem „nikt nie został wyrzucony” z kolejki, ponieważ według jego wiedzy nie odmówiono szczepionki przeciw koronawirusowi żadnemu z lekarzy, którzy się zgłosili.

Dodał, że on sam nie zajmował się organizacją szczepień ani układaniem listy osób czy nadzorowaniem całego procesu. Wyjaśniał też:

Pani prezes CM, jak mówiła, odebrała telefony z NFZ i ARM z informacją, że są dodatkowe dawki szczepionki i są poszukiwane szpitale, które pomogą je zużyć z zastrzeżeniem, że trzeba je wykorzystać w ciągu dwóch dni, bo były już rozmrożone. Jak mówiła pani prezes, NFZ dopuścił elastyczne podejście do szczepień, żeby żadna dawka szczepionki nie została zmarnowana. Opierałem się na tym, co mi przekazała. Że w tej grupie są też aktorzy, zorientowałem się dopiero, gdy przyszedłem zobaczyć, jak wyglądają szczepienia. Wtedy zauważyłem znane osoby w kolejce”.

Na pytanie o to, dlaczego on sam tam był odpowiedział, że wizytował miejsce szczepień wielokrotnie i robił sobie zdjęcia z pielęgniarkami z pierwszą dawką szczepionki czy pierwszą fiolką.

Rektor WUM twierdzi, że o tym kto będzie się szczepił dowiedział się dopiero na miejscu, na dodatek przypadkiem. „Nie do końca” był też zdziwiony tym, że na miejscu zamiast lekarza czy pielęgniarki jest aktor, ponieważ powiedziano mu, że to dodatkowa pula.

Prof. Gacionga pytano też o to, czy poda się do dymisji. Zaprzeczył mówiąc, że to wpisałoby się tylko w narrację polityczną.

dam/PAP,DGP