Najlepszym na to dowodem jest sformułowanie „niechciana ciąża”. Nie jest to, bynajmniej określenie neutralne światopoglądowe. A nawet trzeba powiedzieć mocniej: jest to klasyczna lewacka ściema. Niechciana ciąża jest bowiem w istocie dzieckiem, którym trzeba się zająć. A seks ma to do siebie, że może prowadzić do jego poczęcia.

Wychowanie, które obejmuje także wiedzę o ludzkiej seksualności powinno dziecko raczej nauczyć tego, że decyzja o współżyciu oznaczać powinna gotowość do przyjęcia dziecka, a kto nie jest na to gotowy powinien zachować wstrzemięźliwość. I tak ja chcę wychowywać swoje dzieci. Nie wiem, tak jak nie wie tego nikt, czy pójdą tą drogą. Ale chciałbym, żeby jeśli kiedyś popełnią błąd i zgrzeszą, to by chciały i potrafiły wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Ja z żoną im pomożemy, ale one muszą być odpowiedzialne za skutki swoich decyzji. Chcę je wychować tak, by nigdy nie pomyślały o „niechcianej” ciąży, a jeśli będą miały dziecko, to by widziały w nim zawsze człowieka, za którego muszą wziąć odpowiedzialność.

Innym przykładem języka determinującego myślenie jest określenie „orientacja seksualna”. Nie, nie neguję, że istnieje homoseksualizm, że część ludzi dotkniętych (nie rozstrzygam jakie są przyczyny tego zjawiska) jest krzyżem skłonności do osób tej samej płci, a część zostaje do homoseksualizmu wciągnięta. Tyle, że to w niczym nie zmienia faktu, że nie ma to nic wspólnego z orientacją, i nie zmienia w niczym faktu, że akt homoseksualny pozostaje grzechem. Dziecko powinno być więc wychowane z jednej strony do szacunku dla osób homoseksualnych, a jednocześnie musi wiedzieć, że drogą dla takich osób nie jest rozpusta czy grzech, ale wstrzemięźliwość seksualna. Człowiek oczywiście może grzeszyć, i nie mam pojęcia (dzięki Bogu) jakie grzechy dotknął moje dzieci, ale chciałbym przynajmniej przekazać im jasne zasady, do których będą mogły się odwołać, gdy zauważą, że droga, którą idą nie przynosi im prawdziwego szczęścia.

I wreszcie termin wstyd. Dla seksdeprawatorów jest to termin negatywny. Ale dla mnie, i dla wielu innych rodziców, jest inaczej. Wstydliwość, ochrona intymności jest wartością. I trzeba tę postawę w dzieciach umacniać, a nie przełamywać...

Tych różnic nie da się przezwyciężyć. I albo pozostawimy rodzicom wolność, to znaczy nie będziemy wprowadzać edukacji rodzinnej czy seksualnej do szkół, pozostawiając wybór rodziców, albo będziemy łamać sumienia rodziców wychowaniem, które jest niezgodne z ich wartościami. Ja przyjmuję, że ktoś może chcieć uczyć córkę łykania pigułek (uważam, że to skrajna głupota, bo antykoncepcja jest trucizną, ale nie odbieram mu takiego prawa), że będzie uczył syna nakładać gumkę na ogórka, i nawet, że będzie zachwalał homoseksualizm. Każdą z tych rzeczy uważam za złą, ale jednocześnie za jeszcze gorsze uważam odbieranie prawa do wychowania rodzicom i przekazywanie go państwu. Byłbym jednak wdzięczny, gdyby podobną wolność pozostawili seksceprawatorzy i zwolennicy seksdeprawacji również mi i mnie podobnym. Fundamentem wolności jest wolność sumienia, a w jej ramach prawo do wychowania dzieci w zgodzie z własnym, a nie cudzym sumieniem.

Tomasz P. Terlikowski