Wielu chrześcijan szuka dziś sposobu na medytację, wyciszenie i skupienie w duchowości Dalekiego Wschodu, jednocześnie nie mając czasu na modlitwę i stanięcie przed Bogiem. Tymczasem to właśnie modlitwa i medytacyjne trwanie przed Bogiem, nie joga czy inne wschodnie tradycje, pozwala na osiągnięcie prawdziwego pokoju. O tym, jak się modlić, kiedy nie ma czasu, opowiedział w rozmowie z „Gościem Niedzielnym” ks. prof. Józef Naumowicz.

Ewangelia wzywa nas do nieustannej modlitwy, nieustannego trwania przed Bogiem. Czy to jest możliwe przy zapracowanym stylu życia współczesnego człowieka?

- „Jak najbardziej. Przecież w ciągu dnia istnieje wiele okazji, by skierować swoją myśl do Boga, powiedzieć akt strzelisty, odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego czy dziesiątkę Różańca. Do tego nie jest potrzebna ucieczka od świata ani od życia” – przekonuje ks. prof. Józef Naumowicz.

I proponuje bardzo konkretną metodę nieustannego czuwania przed Bogiem, jaką jest modlitwa serca.

- „Polega ona na powtarzaniu krótkiego wezwania Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną. Na jej odmawianie można poświęcić wydzielony czas w ciągu dnia, na przykład kwadrans, ale można do niej wracać często w ciągu dnia, niemal w każdej sytuacji. Ona wtedy bardzo zbliża do Jezusa, sprawia, że tworzy się z Nim więź, i nas prawdziwie przemienia” – mówi duchowny.

- „Jest ona swoistym fenomenem. Otóż modlitwa nie może się zatrzymać na tym, by powtarzać ją tylko ustami. Nie może też ograniczyć się do myślenia o Bogu, rozważania o Nim, ale musi prowadzić do więzi z Nim, do żywej relacji. Ma więc zstąpić z umysłu do serca, a więc stać się stanem miłości z Bogiem. Co więcej, ma ogarnąć całego człowieka, nie tylko jego wnętrze, ale także ciało. Bo cały człowiek się modli” – dodaje.

kak/gosc.pl