Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi.

I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien».

I mówił do nich: «Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich».

Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali (Z rozdz. 6 Ewangelii wg św. Marka)

 

Czytamy dzisiaj o dobrej śmierci króla Dawida. Temat wart przemyślenia, ponieważ gdzieś wrażliwość na dobrą śmierć nam się zagubiła… Niechętnie dziś o śmierci się myśli, zwłaszcza o własnej. A może być ona dobra lub zła – jakoś zależy to od nas. Przez wieki chrześcijanie za wstawiennictwem św. Benedykta modlili się o łaskę dobrej śmierci. Sam Ojciec mnichów umarł dobrze – w kaplicy, po komunii, w objęciach braci.

 

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 1 Krl 2, 1-4. 10-12; Mk 6, 7-13

 

Jakiej śmierci byśmy sobie życzyli? Czy w tych marzeniach jest miejsce na spowiedź i komunię świętą? Gubimy gdzieś dobrą śmierć i mamy już tylko śmierć bezmyślną, sterylną jak szpitalna strzykawka… Niech król Dawid i św. Benedykt wyproszą i dla nas łaskę dobrej śmierci.

 

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą