„Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić pańskie postępowanie”- podsumował postawę i działania oberlejtnanta von Nogaya kapitan Wagner w słynnej scenie z filmu CK Dezerterzy. I chociaż cytat pochodzi z obrazu komediowego, to ta wypowiedź doskonale opisuje niedawną publikację bulwarówki Fakt, zestawiającą tragiczną śmierć syna byłego premiera RP z jego działalnością polityczną. Leszek Miller zapowiedział pozew przeciwko dziennikowi a redaktor naczelny tytułu pożegnał się ze stanowiskiem. Większość komentatorów politycznych i medialnych, w tym kojarzonych z prawicą, przekazało wyrazy współczucia byłemu szefowi SLD i poparło jego działania wobec niemiecko-szwajcarskiego wydawcy. Człowiek w obliczu dramatu śmierci osoby najbliższej przestaje reprezentować barwy partyjne.

Decyzję o zwolnieniu Roberta Felusia z funkcji redaktora naczelnego Faktu podobno obwieścił pracownikom wydawnictwa Ringier Axel Springer sam Mark Dekan, prezes wydawnictwa z siedzibą w Zurychu. Ten sam Mark Dekan, o którym jeszcze w ubiegłym roku mówiło się, że przesyła swoim redakcjom w Polsce regularne instrukcje na temat tego, jak mają pisać o sukcesach Donalda Tuska na europejskich salonach i dotkliwych porażkach prezesa Kaczyńskiego w starciach ze Słońcem Peru. Przekazy dnia, narzucane przez prezesa były potem realizowane w lokalnych redakcjach w postaci konkretnych materiałów, artykułów i analiz. Zastanawiające na podstawie czyich instrukcji zrealizowano makabryczną, weekendową publikację Faktu na temat tragedii rodzinnej Millerów.

Medialne testowanie wrażliwości i cierpliwości nas wszystkich trwa już od wielu lat i o dziwo specjalizują się w tym wydawnictwa z kapitałem niemieckim. Znajdujący się pod kuratelą tegoż samego Dekana, tygodnik Newsweek Polska w obrażaniu Polaków na rynku prasowym nie ma sobie równych, chyba, ze zestawimy go z periodykami i akcjami samego Urbana. Kierowany w ostatnich latach przez Tomasza Lisa Newsweek niemal co tydzień wylewa wiadro pomyj a to na Kościół Katolicki, a to na prawicowych polityków, a to na zwykłych Polaków, którzy zdaniem redaktorów i kreatorów przekazów tygodnia nie dorośli do europejskiego poziomu oraz tęczowych standardów. Szyderstwa z tragedii smoleńskiej też nie były obce tamtejszym publicystom. Tematy okładkowe w stylu „Zamachowiec” (to o prezesie Kaczyńskim), „Cyngiel Kaczyńskiego” (o min. Ziobro), „Kraj wściekłych ludzi”, „Psycho Polak”, „Podejrzliwy jak Polak”, „Męczarnia zwana Polską”, „Kokoland”, „Polak Poganin”, „Idą brunatni” (to o naszych rodakach), czy też „Polski Kościół kryje pedofilię” czy „Pedofilia w Kościele- niemy krzyk” to tylko kilka z przykładów przekraczania przez ten tygodnik granic przyzwoitości.

Po lekturze powyższych tytułów możemy dość do wniosku, że nie ma świętości dla niemieckiej prasy w Polsce, chyba, że chodzi o mniejszości seksualne, marsze równości, warszawską tęczę, prawa społeczności LGBT i „posłankę” Grodzką.

Takimi działaniami media z obcym kapitałem nie tylko próbują obrażać symbole i wartości narodowe i patriotyczne, ale testują granice tolerancji społecznej, przesuwając je jednocześnie i zobojętniając nas na drastyczne, nieuczciwe opinie, komentarze i oceny. Sączenie wzajemnej niechęci, podejrzliwości, zaniżanie wartości nas samych, obrzydzanie nam własnego kraju, naszej historii, tradycji i kultury, niektóre tytuły prasowe i telewizyjne zdają się mieć wpisane w misję swojej codziennej działalności.

Udział niemieckich mediów na rynku polskim oraz ich wpływ na życie społeczne i polityczne w naszym kraju jest ponadstandardowo wysoki. Przyzwyczailiśmy się już co prawda do polskobrzmiących tytułów lokalnych gazet, które jednak najczęściej nie spełniają roli informacyjnej ale propagandową i PR-ową. Ich celem nie jest zapewnienie dostępu do informacji ale systematyczne, cierpliwe rozbijanie tkanki społecznej, niszczenie wizerunku Polaków, podkopywanie poczucia własnej wartości i stosowanie wdrażanej od lat przez gazetę z Czerskiej, pedagogiki wstydu. Drugim zadaniem tych mediów zdaje się być krycie afer lokalnych polityków i działaczy. Przykłady można by mnożyć.

Prasa z zagranicznym kapitałem w Polsce ma nie tylko zdolności destrukcyjne ale również możliwości kreacji. Od jakiegoś czasu mówiło się, że Robert Biedroń ma dosyć bycia prezydentem Słupska i chce wejść do wielkiej polityki nie bacząc na skandale obyczajowe i wielomilionowe długi, z jakimi pozostawia to miasto po 4-letniej kadencji. Z pomocą przyszło mu natychmiast wydawnictwo prezesa Dekana, które tego samego dnia, w którym Robert Biedroń ogłosił, że będzie tworzył nowy ruch polityczny, na jednym z największych w Polsce portali przez kilka godzin promowało tego samorządowca i jego koncept, a na drugim swoim portalu opublikowało wyniki sondażu, w którym Biedroń wygrywa w kategorii „polityk, z którym chciałoby się pójść na piwo” (dane z 2017 r.). Czyli quasi merytoryka plus ocieplanie wizerunku w jednym. Brakuje tylko zaskakująco korzystnego sondażu poparcia nowej partii opracowanego przez jakiś usłużny instytut badań nastrojów społecznych, i mamy gotowy, naprędce wystrugany wehikuł polityczny z liderem w typie Palikota z 2011 r. czy Petru z 2015. W czyim to może być interesie? Raczej nie w interesie Polski.

Okazuje się, że kapitał jednak ma narodowość nie tylko w mediach ale i w gospodarce. Weźmy dla porównania przykład marketów, które tak korzystnie miały wpływać na polskie rolnictwo. Okazuje się, że nawet sałatę, rzodkiewkę czy mrożone pieczywo, chleb, bułki, ciasta, sprowadzają z państw Europy Zachodniej, z Niemiec, Danii, Holandii, osłabiając i doprowadzając przy tym do upadku polskie, przyjazne środowisku i konsumentom rolnictwo. Co mają wspólnego niemieckie supermarkety z niemieckimi gazetami wydawanymi po polsku? Zagraniczne media z obcym kapitałem, czy to niemieckim, szwajcarskim, francuskim, amerykańskim czy rosyjskim, zawsze będą miały na pierwszym miejscu listy swoich priorytetów interesy Niemców, Szwajcarów, Francuzów, Rosjan i Amerykanów. I nie ma znaczenia, że taki Sputnik czy RT będą działać bardziej nachalnie niż Onet, TVN czy Newsweek. Te tytuły mogą stosować różne strategie, posługiwać się różnymi metodami i środkami, jednak ich cel będzie zawsze taki sam: zadbać o interesy swoich mocodawców i inwestorów, co zwykle ma niewiele wspólnego z dobrze pojętymi interesami naszej ojczyzny i Polaków.

Jeśli prześledzimy przekazy dnia serwowane nam przez Fakt, Onet, Wyborczą czy TVN, to szybko zorientujemy się, że pod pewnymi względami niewiele różnią się w proponowanych treściach od propagandówek rosyjskich. Jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, mają one za zadanie osłabić pozycję, siłę i wiarygodność Polski, nadwątlić narodową tożsamość i uzyskać efekt spolegliwości czy zwiększonej elastyczności Warszawy wobec Berlina, Brukseli, Waszyngtonu czy Moskwy. Za co w konsekwencji i tak płacimy my wszyscy. Najczęściej ze szkodą dla nas wszystkich.

Paweł Cybula