- Dziennikarka Karolina Lewicka została zawieszona z powodu zadawania trudnych pytań Ministrowi Kultury. Wśród dziennikarzy krytykujących władzę, takich jak ona - zapanował strach przed zwolnieniem z pracy - informuje niemiecki dziennik "Die Welt".

Niemieckie media jak zwykle zaniepokojone tym, że wybory wygrał rząd, który stara się dbać o polski interes narodowy, a nie niemiecki, informuje o tym, jakie to straszne czasy nastały dla polskich dziennikarzy "krytykujących władzę", a tak naprawdę dla propagandystów Platformy.

- Ich odwołanie jest tylko kwestią czasu - pisze "Die Welt".

I opisuje historię dziennikarki Karoliny Lewickiej, oczywiście nie wspominając o jej skandalicznym zachowaniu wobec opozycji w czasach rządów koalicji PO - PSL, czy w trakcie rozmowy z wicepremierem Piotrem Glińskim, podczas której pokazała jak nie powinno wyglądać obiektywne dziennikarstwo.

- Czy Lewicka się boi? - pyta gazeta.

"NIE!" - odpowiada stanowczo niezłomna dziennikarka.

- Lewicka jest na liście do odstrzału i dobrze o tym wie. Nie robi sobie żadnych iluzji. Na nasze spotkanie w jednej z warszawskich restauracji przychodzi prosto z redakcji. Może to być jej ostatni dzień pracy- pisze gazeta.

- Nie chcę tu mówić o sobie i swoich uczuciach. Przecież chodzi o sytuację polityczną w kraju - mówi gazecie dziennikarka

- Prawicowe media zrobiły ze mnie główny przedmiot hejtu. Ciągle dostaje pogróżki od zwolenników PiS. Nie zmienię jednak sposobu w jaki wykonuje swój zawód - podkreśla Lewicka.

- No to na następnej demonstracji KOD transparenty "Ich bin Lewicka" - napisał Łukasz Warzecha na Twitterze, parafrazując hasło używanie po zamachu na "Charlie Hebdo", kiedy każdy utożsamiający się z tym francuskim tygodnikiem satyrycznym pisał -"Je Suis Charlie Hebdo"

Dla niemieckiej gazety Lewicka jest ofiarą krwawego reżimu jakim jest demokratycznie wybrana władza Prawa i Sprawiedliwości. Jakie media, taka bohaterka.

bg/welt.de