Cuda za wstawiennictwem świętej Faustyny

„Cuda świętej Faustyny”, książka pani Ewy Czaczkowskiej pokazuje jasno i wyraźnie, że w czasach współczesnych nadal św. Faustyna pomaga: uzdrawia, dokonuje cudów, wręcz odsłania piękno Miłosierdzia Bożego
Fragment książki Ewy K. Czaczkowskiej pt. „Cuda świętej Faustyny” (Wydawnictwo ZNAK 2014)

Zakonnica stanęła w otwartych drzwiach sali na pierwszym piętrze oddziału neurologicznego szpitala Luigi Sacco w Mediolanie. Luciano Boschetto i Francesco Ficarotti dostrzegli ją już chwilę wcześniej, kiedy szła długim korytarzem. Początkowo widzieli tylko, że przygaszone nocą światło jaśnieje, a potem ujrzeli jakiś cień. Myśleli, że to pielęgniarka idzie do chorego z lekarstwem. Ale światło stawało się coraz silniejsze. Nagle zobaczyli w nim siostrę zakonną. „Co ona tutaj robi? W dodatku o tej porze?” – dziwili się. Była trzecia w nocy z 20 na 21 kwietnia 2004 r.

Przyszłam do Ciebie

Zakonnica popatrzyła na częściowo sparaliżowanego Luciana, który leżał najbliżej drzwi. Następnie spojrzała na Francesca, który po lekkim udarze mózgu mówił niewyraźnie. Na koniec skierowała wzrok na śpiącego w głębi trzeciego pacjenta. Potem zrobiła trzy kroki i stanęła przy łóżku Luciana, na wysokości jego nóg. – „Nie bój się. Przyszłam do ciebie”. – Luciano zapamiętał to spotkanie w najdrobniejszych szczegółach. – Nie rozumiałem, co się dzieje. Byłem ogromnie przestraszony. Ona znowu zrobiła trzy kroki i podeszła blisko mnie. Położyła prawą rękę na mojej piersi, o, tutaj... – Luciano ubrany w jasny wzorzysty sweter wskazuje środek klatki piersiowej. – Poczułem ogromny ból i ciepło. Powiedziała: „Przyszłam cię uzdrowić i cię uzdrowię. Jedyna rzecz, o którą cię proszę, to żebyś przyszedł do mnie, jak będziesz już zdrowy”. Ona mówiła, a ja drżałem ze strachu. Płakałem. – Czy coś powiedziałeś? – Jąkałem się. Trudno było mi mówić. Ale powiedziałem coś takiego: „Oczywiście, jak wyzdrowieję, to przyjdę do ciebie, ale ja cię nie znam. Nie wiem, kim jesteś. Nie wiem, gdzie mam cię szukać”. Wtedy ona cofnęła rękę z mojej piersi i pokazała otwartą dłoń. Na jej ręku pojawił się kościół. Wydawało mi się, że jestem na jego dziedzińcu. „Co ja tutaj robię?”, myślałem. Widziałem go bardzo dokładnie. Był nieduży, z czerwonej cegły, do wejścia prowadziły cztery stopnie po trzy schodki, po lewej stronie był betonowy mur, po prawej budynek z czerwonej cegły. Z przyzwyczajenia, bo jestem murarzem, policzyłem nawet okna, miał ich jedenaście na parterze i jedenaście na piętrze. Nigdy wcześniej nie widziałem tego kościoła i nadal niczego nie rozumiałem. A ona mówiła: „Ja jestem tutaj. To jest mój dom.

REKLAMA
Pamiętaj, że dla ciebie jest zawsze otwarty. Czy przyjdziesz w dzień, czy w nocy, ja tu zawsze czekam. A teraz muszę iść”. I poszła. Wizyta trwała nie dłużej niż dziesięć minut. Francesco również widział zakonnicę. Ale tylko do momentu, gdy stanęła w progu sali. Słyszał natomiast, że Luciano z kimś rozmawia. Długo wołał go po imieniu, ale ten nie reagował. Gdy Luciano wreszcie ocknął się jakby z odrętwienia, powiedział, że rozmawiał z zakonnicą, która przyszła go uzdrowić. (…) Luciano był bardzo poruszony wizytą tajemniczej siostry. – Widziałeś jej twarz? Jak wyglądała? – pytam, gdy na marmurowym blacie dużego kuchennego stołu niespiesznie stawia espresso. – Widziałem twarz, jej niewysoką postać i strój zakonny. To nie była zjawa, duch. Miała ciało jak my. Wyglądała dokładnie tak. – Luciano chwyta telefon komórkowy. Na ekranie, w formie tapety, wyświetla się zdjęcie świętej. – Szukałem jej przez cztery miesiące. 58-letni Luciano Boschetto ma siwe włosy, druciane okulary i dużo spokoju w sobie.

 

<<ROK ZE ŚWIĘTĄ HILDEGARDĄ - KALENDARZ PEŁEN PORAD DLA DUCHA I CIAŁA W GALERII HANDLOWEJ FRONDY>>

 

 

<<ROK ZE ŚWIĘTĄ HILDEGARDĄ - KALENDARZ PEŁEN PORAD DLA DUCHA I CIAŁA W GALERII HANDLOWEJ FRONDY>>

 

Mieszka w Pero pod Mediolanem. Pociąg podmiejski z centrum Mediolanu dojeżdża tu w 20 minut. Z dworca tylko kilometr, może trochę więcej, i jesteśmy na osiedlu bliźniaczych piętrowych domów osłoniętych od ulicy zawsze zielonymi żywopłotami. Na końcu drogi, otoczony ogrodem z drzewami rodzącymi żółtopomarańczowe owoce kaki, stoi dom Luciana. Od kilku miesięcy spędza w nim więcej czasu. Jest na emeryturze. Żona Luciana Fiorella jest w pracy, w firmie samochodowej, córka Ilaria, studentka ekonomii, na uniwersytecie. Za godzinę wróci ze szkoły 14-letni Jacob. 14 kwietnia 2004 r., gdy ojciec został sparaliżowany, Jacob miał 4 lata. Matka akurat wyszła z domu, by odebrać go z przedszkola. Chwilę wcześniej wybiegł Luciano, aby pojechać po córkę do szkoły. Wsiadał do samochodu, gdy ciśnienie podskoczyło mu gwałtownie. Żona znalazła go na wpół sparaliżowanego. Wezwane natychmiast pogotowie przewiozło go do odległego o 10 kilometrów szpitala Luigi Sacco. Luciano pokazuje swoją kartę choroby, w której lekarze zapisali rozpoznanie: udar niedokrwienny mózgu, ostry niedowład kończyn po lewej stronie ciała, wysokie nadciśnienie tętnicze. Sześć dni leczenia, od 14 do 20 kwietnia, na oddziale neurologii nie cofnęło skutków wylewu, a lekarze nie dawali nadziei. 20 kwietnia po południu konsylium lekarskie zdecydowało o przeniesieniu Luciana Boschetta na oddział rehabilitacyjny. Kilka godzin później odwiedziła go siostra zakonna. Po wizycie nieznajomej siostry Luciano nie zasnął do rana. O świcie powoli, z mieszaniną strachu i nadziei w sercu, zaczął sprawdzać, czy paraliż ustąpił. – Czułem części ciała. Znów mogłem poruszać palcami lewej stopy, podnieść lewą rękę. Powoli wstałem więc i trzymając się jeszcze łóżka, zrobiłem kilka kroków. A potem włożyłem pantofle i poszedłem do szpitalnej kaplicy. (...)

To nie może być we Włoszech

Luciano wyszedł ze szpitala 28 kwietnia. Dwa dni później już był w pracy, na budowie. Ze szpitala Luigi Sacco otrzymał skierowanie na kompleksowe badania do innego, renomowanego szpitala San Rafaello, wyposażonego w najnowocześniejszą specjalistyczną aparaturę. Stawił się tam w czerwcu, a następnie w sierpniu. Lekarze tej placówki potwierdzili, że kilka miesięcy wcześniej był poważnie chory. Zrobili mu wszechstronne badania. Na koniec stwierdzili, że nie są w stanie wytłumaczyć, co się stało, ale jest zdrowy. W Luigi Sacco Luciano oprócz skierowania na kompleksowe badania dostał maść, którą miał smarować czerwone plamy na piersi. Pięć czerwonych plamek. Zauważył je kardiolog w czasie badania EKG i zaalarmował dermatologa. Ten stwierdził, że po zaleconej kuracji na pewno znikną. Luciano nie tłumaczył lekarzowi ich pochodzenia. Posmarował się maścią tylko raz, w szpitalu. Ślady zniknęły dopiero po 6 latach, w 2010 r. Samoistnie. Luciano pokazuje zdjęcie, które ma zawsze przy sobie, w telefonie komórkowym: pięć śladów palców zakonnicy. Zostały na ciele w miejscu, w którym go dotknęła, a jego przeszyły ból i gorąco takie, „jakby się gotował”. Po wyjściu ze szpitala Luciano zaczął szukać zakonnicy i kościoła, który mu pokazała, by złożyć jej rewizytę. W poszukiwaniach pomagała mu siostra Giovanna, mieszkająca w podmediolańskim Baranzate. To zaledwie półtora kilometra od szpitala, w którym leżał Luciano. Giovanna odwiedzała brata codziennie, rozmawiała z lekarzami i modliła się o jego uzdrowienie. Nie była zdumiona cudownym uleczeniem. Zdziwiło ją coś innego. – Byłam zaskoczona dobrocią Boga, który sprawił, że mój brat, tak daleki wówczas od Kościoła, od świętych i aniołów, mógł doświadczyć ich realnej obecności, stając się naocznym świadkiem mocy Bożego miłosierdzia – mówi Giovanna. (...) Przyznaje, że początkowo nie zrozumiała tego, co mówił Luciano o siostrze zakonnej. Myślała, że owej nocy u brata zjawiła się Matka Boża z Loreto, do której ma szczególne nabożeństwo.

Przynosiła więc Lucianowi pocztówki, najpierw z Loreto, a potem z innych włoskich sanktuariów maryjnych. Ale odpowiedź zawsze była taka sama: „Nie, to nie to”. – Przeczuwałem, że ten kościół nie znajduje się we Włoszech, gdyż był inny niż nasze świątynie – mniejszy, bez wysokiej, stojącej oddzielnie dzwonnicy, zbudowany z czerwonej cegły – mówi Luciano, który z racji zawodu zwraca uwagę na detale konstrukcyjne i architektoniczne. Szukali więc dalej. Luciano prosił o pomoc przyjaciół, Giovanna pytała siostry zakonne i księży. O cudownym uzdrowieniu brata opowiedziała również don Gregoriowi Vitalemu, rektorowi sanktuarium maryjnego Madonna della Bozzola w Garlasco niedaleko Pawii, dokąd jeździła na pielgrzymki. Ksiądz poprosił, aby przyjechała z bratem. Pojechali w czerwcu. Ale don Gregorio był bardzo tajemniczy, niemal tak jak zakonnica, której szukał Luciano. – Powiedział, że wie, kim jest ta siostra zakonna, ale nie powie mi, gdyż mam to odkryć sam – opowiada Luciano. – Dodał jeszcze: „Za dwa miesiące, gdy będziesz oglądał telewizję albo czytał gazetę, dowiesz się, gdzie jest ten kościół i kim jest ta siostra. A wtedy przyjedź do mnie”.

Tego kościoła szukałem!

(...) Był sierpień 2004 roku. Deszczowa sobota. Dzień, w którym najchętniej siedzi się w domu i czyta książki albo ogląda telewizję. Luciano wrócił z zakupów, włączył telewizor. Na kanale sportowym trwała relacja z wyścigu kolarskiego. Kiedy na ekranie pojawiły się reklamy, zaczął przerzucać kanały. Na Rete 4 w programie o cudach jakiś amerykański biskup opowiadał o swoim nadzwyczajnym uzdrowieniu, którego doznał w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach w Polsce. Opowieść ilustrowały zdjęcia kościoła i św. Faustyny. – To był kościół, którego szukałem! I to była ta zakonnica – w głosie Luciana słychać dawne emocje. – Rozpłakałem się ze wzruszenia. (…) Luciano postanowił, że z rodziną i przyjaciółmi przyjedzie do Łagiewnik w kwietniu 2005 r., tuż po Wielkanocy. Mieli tam spędzić Niedzielę Miłosierdzia Bożego, która tamtego roku przypadała 3 kwietnia. Gdy wyjeżdżali z Mediolanu, w Watykanie umierał Jan Paweł II. Tysiące osób zmierzało do Rzymu, by czuwać przy papieżu na placu św. Piotra, oni jechali w odwrotnym kierunku – do Polski. Jechali z rewizytą do św. Faustyny, do miejsca, gdzie, jak powiedziała Lucianowi, mieszka i zawsze czeka. Pewnie nie tylko na niego.

 

<<ROK ZE ŚWIĘTĄ HILDEGARDĄ - KALENDARZ PEŁEN PORAD DLA DUCHA I CIAŁA W GALERII HANDLOWEJ FRONDY>>

 

 

<<ROK ZE ŚWIĘTĄ HILDEGARDĄ - KALENDARZ PEŁEN PORAD DLA DUCHA I CIAŁA W GALERII HANDLOWEJ FRONDY>>