Czy zarzuy stawiane ks. prałatowi Henrykowi Jankowskiemu są wiarygodne? Na pewno nie wszystkie. Jedna z rzekomych ofiar księdza ze św. Brygidy, niejaki Piotr J., została uznana przez prokuraturę za konfabulanta.

Piotr J. wcześniej zarzucał gwałt jednemu z ważnych polityków SLD. Prokuratura zjamując się tą sprawą uznała, że rzekoma ofiara jest całkowicie niewiarygodna.

Piotr J. twierdzi, że ks. Jankowskinapadł go w 1997 roku. Miał podejść do niego na skwerze Czesława Niemena w Gdańsku. Zaoferował mu pomoc, bo Piotr J. był głodny i wyziębiony - uciekł z domu. Według mężczyzny zabrał go na plebanię, nakarmił - i położył w swoim łóżku. Miał zmusić go do seksu oralnego i pokazywać mu pedofilskie filmy.

Zeznania Piotr J. złożył w roku 2004 w Elblągu. Śledztwo umorzono, ale historię tę wciąż przytacza się, jako jedną z mających wskazywać na winę prałata. To jedyne oskarżenie o gwałt. Problem w tym, że Piotr J. jest całkowicie niewiarygodny. ,,Rzeczpospolita'' dotarła do materiałów śledztwa w sprawie oskarżeń Piotra J. pod adresem polityka SLD. Do zdarzenia miało dojść w roku 2004. Piotr J. pracował wówczas jako męska prostytutka w Warszawie. Miał zostać wówczas zgwałcony przez polityka SLD w hotelu Sheraton, a dwóch funkcjonariuszy BOR miało go przytrzymywać i tłumić jego krzyki poduszką. Inny polityk SLD miał obserwować wsyzstko z fotela.

Piotr J. miał mówić o gwałcie znajomym, ale nikt tego nie potwierdził.

Mężczyzna był trzykrotnie w szpitalu psychiatrycznym. Jego znajomi przedstawiali go jako konfabulanta.

bb/rzeczpospolita.pl