Ks. Leszek Kromka FDP

Niezwykłe spotkanie masona z ks. Orione

Alessandro Fortis po kilku miesiącach cierpienia zmarł w Rzymie 4 grudnia 1909 r. Przed śmiercią powiedział do swojej córki Marii: Jestem w zgodzie z Bogiem i ludźmi. Mam, córko, spokojne sumienie. Umieram spokojny. Gdy Fortis oddawał swoją duszę Bogu, był z Nim pojednany przez posługę ks. Orione.

W bogatej w wydarzenia historii życia ubogiego księdza z Pontecurone Alojzego Orione (1882-1940) nie brakowało  spotkań oddziałujących w wyjątkowy sposób na innych. Dla Kościoła i jego widzialnej głowy – papieża ks. Orione był gotowy poświęcić swe życie. Napominał swych zakonników (a założył zgromadzenia zakonne: Małego Dzieła Boskiej Opatrzności i Małych Sióstr Misjonarek Miłosierdzia), że musi ich ożywiać duch Kościoła. W jednym z listów pisał do nich: Miłość do papieża jest naszą świętą miłością, to nasze powołanie, to nasze Credo, to całe nasze  życie. W papieżu my widzimy Chrystusa, naśladujemy Chrystusa, kochamy Chrystusa. Papież to nie tylko zwierzchnik Kościoła – to ojciec, nauczyciel i obrońca depozytu wiary. Ale dla ks. Orione to zbyt mało. Dlatego podkreślał, że Ojciec Święty to Chrystus żyjący dzisiaj. Wskazywał też na cel zgromadzenia: ponieważ papież ma wielu nieprzyjaciół, stąd potrzebna jest jego obrona na wszelkie możliwe sposoby, by przynieść pociechę Namiestnikowi Jezusa. Masoneria dzisiaj – pisał ks. Orione – dokłada wszelkich starań by upokorzyć Kościół; niestety wielu naszych jest ospałych. Będzie nas mało, ale możemy coś uczynić. Przynajmniej damy pociechę sercu papieża.

Nawrócenie w obliczu śmierci

Gorliwość w pełnieniu miłosierdzia wyczerpała fizycznie organizm don Orione. Jednocześnie jego nieustanne zjednoczenie modlitewne z Bogiem wypraszało przemianę serc dla najbardziej poranionych i oddalonych. Dla ks. Orione ważny był każdy człowiek. Liczyło się każde serce, które można było doprowadzić do Chrystusa. Taka niezwykła przemiana serca nastąpiła m.in. w życiu premiera rządu włoskiego, Alessandra Fortisa.

Alessandro Fortis urodził się w Forlì dnia 16 września 1842 r. Studiował w Kolegium Tolomei w Sienie, prowadzonym przez księży pijarów. Następnie podjął studia na uniwersytecie w Rzymie. Brał czynny udział w organizacjach studenckich. Przynależał m.in. do ugrupowania Partia Czynu. W krótkim czasie stał już na czele włoskiego ruchu republikańskiego. Śmierć kuzyna A. Cantoniego podczas bitwy w 1867 r. stała się przyczyną jego kryzysu wiary i zdecydowanego antyklerykalizmu.

Następnie Fortis wstąpił do masonerii. To umocniło jego ideały o podłożu republikańskim. W 1880 r. został wybrany deputowanym w Forlì, a następnie objął urząd ministra rolnictwa. Przez niespełna rok – od marca 1905 do lutego 1906 r. – był premierem rządu. Spotkanie Alessandro, człowieka polityki, z ubogim księdzem z Pontecurone doprowadziło do nawrócenia w obliczu śmierci (łac. in articulo mortis).

Na początku lata 1909 r. Alessandro Fortis zapadł ciężko na zdrowiu. Jego osobisty lekarz Enrico Zandotti, człowiek bardzo religijny, a przy tym lekarz papieża Piusa X, pragnął umożliwić choremu spotkanie z kapłanem. Lecz członkowie masonerii, pełniący straż przy domu Fortisa, skutecznie uniemożliwiali to spotkanie. Wielu kapłanów bezskutecznie zbliżało się z Najświętszym Sakramentem do jego domu przy Placu Grazioli w Rzymie. W końcu lekarz Zandotti zwierzył się w zaufaniu papieżowi o pragnieniu pojednania ministra z Bogiem i Kościołem. Pius X wskazał na kapłana, który znalazłby sposób, jak to uczynić. Tym kapłanem okazał się przyjaciel papieża, ks. Alojzy Orione. Co ciekawe, papież już kilkukrotnie powierzał delikatne misje ks. Orione – i nigdy się nie zawiódł.

W jaki sposób ks. Alojzy dotarł do Fortisa? Znany jest opis tego wydarzenia, jakiego dokonał ks. Domenico Sparpaglione. Czytamy w nim: Profesor Zandotti, podczas modlitwy za chorego, wprowadził w przebraniu pielęgniarza kapłana, który umocnił go sakramentami i śmierć ministra była prawdziwie chrześcijańska. Ks. Orione mawiał żartując: Przeszedłem pod wąsami strażników, po schodach do apartamentu przy Placu Grazioli.

Usunąć krzyż z karawanu

Włoskie gazety, opisując postępującą chorobę Fortisa, nie czynią nawet wzmianki odnośnie do wiary chrześcijańskiej. „Giornale d’Italia” z 5 grudnia 1909 r. pisała: W tych ostatnich dniach pogarszał się gwałtownie stan zdrowia Alessandra Fortis; jego liczni znajomi kapłani nakłaniali go do przygotowania ducha i pojednanie się z Kościołem poprzez sakramenty. Fortis na wszystkie te prośby odpowiadał z uprzejmością, lecz bez podjęcia tematu. Oby Bóg był miłosierny dla Alessandro Fortisa.

            Pomimo braku odniesienia do wiary chrześcijańskiej w kontekście śmierci Fortisa cenną wydaje się opinia pobożnej gospodyni w jego domu, Anny Grillo. Minister był dobrym, uprzejmym i miłosiernym wobec wszystkich – wyznała. – Nie wstydziłam się mówić mu, że jestem chrześcijanką. Chętnie pozwalał na to, by osoby z jego otoczenia uczęszczały na niedzielną Mszę Świętą. Kilka razy dał dla mojej mamy pieniądze, polecając, by modliła się za niego. Kiedy ciężko zachorował, bardzo zależało mi, by nawiązać kontakt z doktorem Enrico Zandottim, który był bardzo pobożnym człowiekiem i zarazem lekarzem papieża. Przychodził więc każdego dnia w tej ciężkiej chorobie odwiedzić ministra i podczas wizyty umieszczał święte  obrazki pod jego poduszką.

Fortis, który zaledwie po kilku latach małżeństwa został wdowcem, miał przyjaciółkę – córkę byłego admirała. Co ciekawe, dokładała ona wielu starań, by umarł bez pojednania z Bogiem. Kobieta była wspierana podobnymi przekonaniami przez córkę Alessandra Fortisa – Marię.

Kiedy więc Fortis zmarł, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na zupełnie świecki pogrzeb byłego premiera włoskiego rządu. Tak też się stało. Ostatnie pożegnanie odbyło się bez udziału księdza, a zanim wyruszył kondukt żałobny, posłano jednego, by usunął krzyż z karawanu, a na to miejsce umieścił czerwony kapturek.

Zmarł jako chrześcijanin

Pobożne życzenie gazety „Giornale d’Italia”, by Bóg był miłosierny dla Alessandro Fortisa, a także pełne modlitwy współczucie gospodyni Anny Grillo po latach znalazły odpowiedź z ust innej wielkiej osoby – ks. Alojzego Orione. Ten święty wyzna, że włoski polityk zmarł jako chrześcijanin, wzmocniony sakramentami dzięki łasce Bożej. Stało się to przez jego posługę – przybycie do umierającego w przebraniu pielęgniarza.

Często się myśli, że ludzie polityki – wyznaje Orione – umierają dalecy od pojednania z Kościołem i dalecy są od sakramentów, podczas gdy prywatnie i w ukryciu przed opinią zewnętrzną jednają się z Kościołem i Bogiem.

Zawołanie ks. Alojzego Orione:  Dusz! Dusz!, niezrozumiałe dla innych, przybrało nowy apostolski wymiar w jego kapłańskim posługiwaniu wobec tych, którzy utracili wiarę. Własne trudności i bolesne doświadczenia związane z wyborem drogi życia otwierały ze zrozumieniem jego serce na zagubienie współczesnego mu pokolenia. Nie jest on świętym, któremu obce są kryzysy na drodze wiary i powołania. Wielokrotnie doświadczył obojętności, a nawet osamotnienia w inicjowanych przez siebie działaniach. Dlatego zwykł powtarzać: Żadne słowo nie jest bez myśli, żadna myśl nie jest bez duszy, sprawcie, by żadna dusza nie pozostała bez Boga.