Dziś odczytywany jest w kościołach fragment z Ewangelii św. Jana, który mówi o nocnym spotkaniu Chrystusa z Nikodemem, który śmiało może patronować wszystkim tym, którzy poszukują w swoim życiu Prawdy, poszukują Chrystusa, i który towarzyszy nam w tym paschalnym czasie. Chciałbym ponownie przypomnieć ważne dla mnie kazanie Ojca Milana Bubáka SVD z 17 marca 2012 roku. Oto jego treść:

Centralną postacią dzisiejszej Ewangelii jest faryzeusz Nikodem. Jest to postać, której imię każdy z nas zapewne zna, jednak mało o niej wiemy. Spróbujmy na podstawie kilku wzmianek o nim, które w Piśmie Świętym znajdujemy, zrekonstruować jego charakter. W Biblii spotykamy się z nim trzy razy. Wszystkie te miejsca znajdziemy w Ewangelii św. Jana.

Pierwszy Nikodem

Pierwszy raz dowiadujemy się o nim z dyskusji, którą prowadził z Jezusem w nocy. Dziś usłyszeliśmy jej fragment. Do tego spotkania doszło prawdopodobnie z inicjatywy Nikodema. Zaskakuje nas jednak czas: noc. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że Nikodem był nie tylko faryzeuszem – była to klasa wysoko postawionych mężczyzn w żydowskiej społeczności – ale był także członkiem wysokiej rady, czyli Sanhedrynu. Jezus także w tym czasie był już znany. Nie wszyscy, tak jak jego uczniowie, czuli do niego sympatię. Byli tacy, którzy lubili Go słuchać i którzy potrafili nawet się do Niego przyznać. Jednakże byli i tacy, którzy Go nienawidzili. Jezus bowiem już wtedy był osobą, która powodowała podziały w społeczeństwie. Tak, jak to przepowiedział przy Jego narodzeniu starzec Symeon: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2,34). Przeciwko Niemu stali przede wszystkim ci, którzy byli wysoko postawieni, a którzy mieli już zagrzane dobre miejsca w społeczeństwie, dające władzę i prestiż. Nikodem był właśnie spomiędzy takich ludzi. Był jednak innym człowiekiem, choć z jednej strony ambitnym, to jednak poszukującym prawdy. Właśnie dlatego zabiegał o spotkanie z Jezusem w nocy. Nie chciał z jednej strony sobie zaszkodzić, z drugiej jednak pragnął z Jezusem spotkać się osobiście i zapytać o sprawy, które go interesowały.

Drugi Nikodem

Drugi raz słyszymy o Nikodemie w chwili, kiedy wokół Jezusa zaczyna się robić gorąco, i kiedy faryzeusze zaczynają się bardzo interesować Jego osobą. Posłali za Nim nawet swoje sługi, aby Go chwycili i przyprowadzili, czego nie uczynili, ponieważ byli pod wrażeniem Jego słów. Wrócili więc z niczym. Jan Ewangelista mówi o tym wydarzeniu: „Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszy, a ci rzekli do nich: <Czemu go nie pojmaliście?>. Strażnicy odpowiedzieli: <Nigdy jeszcze nikt tak nie przemawiał jak ten człowiek>. Odpowiedzieli im faryzeusze: <Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty>. Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten który przedtem przyszedł do Niego: <Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw nie przesłucha i zbada, co on czyni?>. Opowiedzieli mu: <Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj i zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei>. I rozeszli się – każdy do swego domu” (J 7,45-53). Widzimy tutaj Nikodema nieco odważniejszego. Wstawia się za Jezusem przez co podejmuje ryzyko. Co prawda spotkanie z Jezusem w nocy nie było pozbawione ryzyka, to jednak było bezpieczniejsze niż obecna sytuacja. To miejsce u św. Jana mówi nam, że poglądy Nikodema zaczynają się układać w dobrym kierunku.

Trzeci Nikodem

Trzeci raz słyszymy o Nikodemie u św. Jana w związku z pochówkiem martwego ciała Jezusa. Jan w 19. rozdziale pisze tak: „Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz krył się z tym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego ciało. Przybył również i Nikodem, ten który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa nocą, i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i owinęli je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania” (J 19,38-40). Scena ta jest niezwykle dramatyczna. Jezus jest już martwy. Mówiąc po ludzku: poniósł porażkę. Tymczasem Nikodem właśnie teraz przyzna się do Niego zupełnie otwarcie, aby w ten sposób oddać Jezusowi swój ostatni szacunek. Ryzyko z tym związane było ogromne. Wydaje się jednak, jakby zupełnie się tym nie przejmował. Trzeba tutaj mieć w świadomości, że było to jeszcze przed zmartwychwstaniem, o którym Nikodem nie mógł nic wiedzieć.

Rozwój odwagi

Te trzy wydarzenia mówiące o Nikodemie, świadczą o jednym interesującym fakcie: odwaga u Nikodema rozwijała się. Nie było jej w relacji do Jezusa od samego początku. Wciąż toczył walkę między wartościami. Z jednej strony była wartość jego kariery i statusu społecznego oraz tego, co z tym związane. Z drugiej jednak chodziło o wartości, które głosił Jezus, a które wydawały się Nikodemowi atrakcyjne, jednak z początku nie dość przekonywające. Bynajmniej nie na tyle, by ryzykować dla nich wszystko.

Jezus nie ponaglał go. Nie żądał od niego, by przychodził słuchać go w ciągu dnia. Nie wyjaśniał mu, że jego całodzienna praca powoduje zmęczenie tak duże, że potrzebuje on w nocy sapać i odpoczywać. Nie prosił go, aby pokazał się publicznie, jakim jest z natury, i aby ofiarował coś ze swojego strachu. Aby stał się bohaterem… Ta postawa Jezusa sprawiła, że Nikodem w swoim byciu uczniem dojrzał. Jego bohaterstwo potrzebowało czasu. A Jezus mu go dał.

To wszystko prowadzi mnie do zastanowienia się nad postawami wielu z nas. Niekiedy nie jesteśmy zbyt cierpliwi dla siebie nawzajem. Niekiedy stawiamy sobie nawzajem twarde i niesprawiedliwe wymagania. Niekiedy – może często my, którzy głosimy Ewangelię – wymagamy od ludzi, aby zaraz na początku pokazali się w swoich prawdziwych kolorach. Żądamy od ludzi bohaterstwa i ofiary w momencie, kiedy jeszcze do nich nie dojrzeli, ani nie są na nie przygotowani. Myślę tu o wszystkich tych, którzy podczas totalitaryzmu byli zmuszeni żyć tak, jak Nikodem: np. nauczyciele, lub osoby publiczne. Ilu z was pochodzi z rodzin, gdzie rodzice nie mogli swojej wiary wyznawać otwarcie, dlatego że było to dla nich zbyt niebezpieczne. Wielu z nich co prawda chodziło na nabożeństwa do oddalonych miast, do kościołów, gdzie na przykład chowali się w półmroku nawy bocznej albo w zakrystii i tak uczestniczyli w niedzielnej Mszy św. Albo swoje dzieci nieśli – a może wy jesteście wśród nich – do oddalonej parafii, aby tam zostały ochrzczone, albo aby tam mogły przystąpić do Pierwszej Komunii Św. Byli tacy, którzy dla tych osób nie byli wyrozumiali, i twardo ich osądzali: żądali od nich – w przeciwieństwie do Jezusa – wyraźnego bohaterstwa. A sami się do niego nie poczuwali. Dla wielu przyszedł czas, w którym stali się tymi bohaterami. U jednych trwało to dłużej, u innych krócej.

Również obecnie ma to swoje odzwierciedlenie. Być może wielu z nas – przedstawicieli Kościoła – także dziś chce od każdego żądać (u każdego szukać) takiej samej determinacji, bohaterstwa, zaangażowania i decyzji… Nie wszyscy się do tego poczuwają. Nie chodzi tu o to, że nie chcą. Wielu chce, jednak teraz albo nie są jeszcze dość dojrzali, albo mają jeszcze jakieś zastrzeżenia, lub też nie są do końca przekonani. Jezus im – wam oraz nam – daje czas. Jezus jest skłonny spotykać się z nami nawet w nocy. Jezus jest zdolny do tego, by wyjść nam maksymalnie naprzeciw. Tak jak Nikodemowi. Jezus cierpliwie czeka, aż zasiane ziarno samo wypuści liście i zacznie róść.

Mamy taką cierpliwość dla siebie nawzajem – mało tego, także wobec samych siebie…?

mod/Gwaltownik.pl