- Znowu są „noce cudów". W Małopolsce w przeddzień zamknięcia list uprawniających do udziału w głosowaniu wpisano do Platformy kilkaset osób. Czy ci ludzie utożsamiają się z partią? Obawiam się, że duża część z nich to typowe „martwe dusze", potrzebne baronom partyjnym w rozprawie z konkurentami – mówi Gowin. I dodaje, że to, co najbardziej go przeraziło to fakt, że Tusk odmówił debaty z nim, stwierdzając, że kampania to nie czas na spory programowe. - Zszokowały mnie te słowa. Bo to była otwarta deklaracja bezideowości – mówi Gowin

O swoich wyborach mówi, że są to zazwyczaj szeregowi członkowie PO w miastach powiatowych, mający doświadczenie biznesowe. - Nie wstąpił do Platformy dla kariery, tylko z przekonania do programu. Jest przywiązany do Kościoła, niechętnie patrzy na flirt PO z ideologią politycznej poprawności, choćby w sprawie paramałżeństw homoseksualnych – dodaje Gowin. - Myśli o PiS jako o głównym przeciwniku politycznym, ale żałuje, że podziały zaszły tak daleko, często pielęgnuje osobiste kontakty z działaczami PiS – uzupełnia, zastrzegając, że zapewne nie wszyscy jego wyborcy to konserwatyści. - Te wybory doprowadziły do podziałów – część konserwatystów poparła Tuska. Za to ja odebrałem mu część poparcia liberałów gospodarczych, w tym działaczy platformowej młodzieżówki Młodzi Demokraci. Ale mimo to jestem przekonany, że większość moich wyborców to ludzie podzielający moje przekonania światopoglądowe i gospodarcze – rynkowi liberałowie i obyczajowi konserwatyści. Znamienne były wizyty na Mazowszu. Nie tylko byłem tam chętnie zapraszany, ale lokalni działacze mówili mi wręcz, że w mazowieckich powiatach głosy rozkładają się po połowie – mówił polityk. I zastrzega, że nie będzie walczył o stanowisko w zarządzie PO, ale o dusze. - Nie interesują mnie stanowiska. Będę walczył o rząd dusz – podkreśla.

TPT/Rp.pl