FRAGMENT ROZMOWY MILENY KINDZIUK Z RODZICAMI PREZYDENTA POLSKI ANDRZEJA DUDY: Janiną Milewską-Duda i Janem Tadeuszem Dudą. Fragment pochodzi z książki Wydawnictwa Esprit pt. RODZICE PREZYDENTA.

KSIĄŻKĘ MOŻESZ KUPIĆ TUTAJ


Milena Kindziuk: „Rodzice prezydenta” to teraz nowa instytucja w Polsce, tak to Pan sam określił.

Jan Duda: Powiedziałem to żartem, ale coś w tym jest. Bo rodzice poprzednich prezydentów nie byli tak eksponowani. O nich się mówiło bardzo niewiele albo wcale.

Dla wielu osób Andrzej Duda przed kampanią nie był osobą znaną.

JD: Tak, rzeczywiście. To wynikało z jego filozofii życiowej, z tego że – jak się mówi – „nie miał parcia na szkło”. My też nie lubimy się eksponować. Chociaż pozory mogą mówić co innego, bo akurat teraz udzielamy wywiadu! (śmiech).

JMD: W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że publiczne wypowiedzi są naszą powinnością. To nie jest kaprys, tylko obowiązek.

JD: Skoro na scenie politycznej pojawia się człowiek, który nie jest powszechnie znany, to opinia publiczna ma prawo wiedzieć, „gdzie dom twój, gdzie są rodzice”, jak pisał Mickiewicz w Balladach i romansach. I w ten sposób się ujawniliśmy.

To było jeszcze podczas prezydenckiej kampanii wyborczej.

JD: Tak. Chyba najpierw był wywiad zamieszczony w kwietniu w Internecie. To była szczera, autentyczna rozmowa. Zupełnie spontaniczna. Nie przygotowujemy sobie wcześniej na kartce tego, co mamy powiedzieć. Nie boimy się też, że możemy być sprzeczni w swych wypowiedziach, bo mówimy od serca. I zawsze tak samo (śmiech). Staramy się być autentyczni. Tak zaczęły się wywiady. W sposób bardzo naturalny.

JMD: Chociaż ja swój debiut w udzielaniu szczerych wywiadów zaliczyłam jeszcze w szkole podstawowej, kiedy moja szkoła wygrała zawody w czwórboju, które odbywały się w Warszawie. Po zawodach przyjechała do nas telewizja i zapytali mnie, dlaczego ćwiczę. A ja, nie zastanawiając się wiele, odpowiedziałam „Bo lubię naszego trenera”. Zawsze odpowiadałam szczerze (śmiech).

Bycie rodzicami prezydenta traktują Państwo to jako swoją powinność i nowe zadanie?

JD: Skoro nasz syn został wybrany na prezydenta, to znaczy, że mamy obowiązek o nim mówić. Podobnie o naszej rodzinie. Po to, by ludzie wiedzieli, skąd wywodzi się Andrzej Duda, co jest dla niego istotne, jaki system wartości wyznaje. Polacy mają do tego prawo.

JMD: Nie możemy powiedzieć, że nie chcemy się wypowiadać, że to nas nie obchodzi. Cieszymy się, jeśli przekaz o nim jest prawdziwy, rzetelny. I chcemy do tego się przyczyniać, w miarę naszych możliwości. Pragniemy służyć ludziom także w roli rodziców prezydenta.

Podkreślali Państwo w wywiadach, że bycie rodzicami prezydenta to także służba. W jakim sensie?

JD: To dla nas nowy obowiązek i nowy ciężar nałożony na nasze barki. Ciężar odpowiedzialności. My sobie zdajemy sprawę z tego, że syn odpowiada za wiele rzeczy w Polsce. I w jakimś stopniu współodczuwamy jego trud. Współniesiemy ten ciężar, ale tylko w sercu i umyśle.

JMD: On wziął na siebie wielkie brzemię. Tym bardziej jako rodzice chcemy mu towarzyszyć.

Mówi Pan, że polityka to święta rzecz?

JD: Jeżeli politykę traktujemy jako troskę o dobro wspólne, to z założenia jest ona święta. Bo świętość polega na tym, że ludzie są gotowi poświęcić swoje prywatne życie i służyć innym, mając jak najbardziej uczciwe zamiary, nawet narażając się na krytykę czy niebezpieczeństwo życia. Sam po 1989 roku chciałem wejść do różnych komitetów obywatelskich, uważając, że katolicy winni włączać się w życie publiczne. Najpierw działałem w komitetach osiedlowych, w pracach samorządu, potem próbowałem wyżej, na poziomie miasta, ale też uczelni. Starałem się uaktywniać na różne sposoby, ponieważ chciałem być pomocny i pożyteczny społecznie. I uwa- żam, że każdy powinien tego rodzaju misję publiczną w sobie odkrywać.

Czy martwili się Państwo, kiedy syn zdecydował się na działalność polityczną?

JD: Andrzej wszedł do polityki, by realizować idee, które jasno sobie wyznaczał. Poszedł tam, gdzie mógł zrealizować swoje idee, a więc do obozu Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Nie dlatego, by robić tam karierę. Przeciwnie, wówczas wydawało się, że taki krok zamyka mu wszystko. Ale poszedł tam, gdzie miał szansę realizować swoje idee: państwa silnego i zarazem służebnego. To jest nasza główna myśl polityczna. Państwo silne, które zarazem służy ludziom. On chciał takie państwo budować. Podczas wyborów [prezydenckich w maju 2015 roku] wielu ludzi pozytywnie odpowiedziało na taką wizję polityczną. Bardzo się cieszymy z tego, ale też mamy świadomość, jak wielki trud on podejmuje.

Powiedzieli Państwo, że syn wziął na siebie ciężkie brzemię.

JD: W każdym razie to poważny ciężar.

JMD: Andrzej całkowicie poświęcił się służbie publicznej.

JD: Takie poczucie mieliśmy już wtedy, gdy został posłem, potem europosłem. Wtedy jednak był jednym z wielu. Teraz, jako prezydent, jest jeden.

Jak okazują mu Państwo wsparcie?

JMD: Robimy to przede wszystkim przez modlitwę. To jest najważniejsze.

JD: Kiedyś jego działalność oceni Pan Bóg. Mamy tego świadomość. Nie mamy jednak wątpliwości, że to olbrzymia odpowiedzialność i ogromny ciężar.

JMD: Ufamy jednak, że temu sprosta. Staraliśmy się go wychować na człowieka, który umie być odpowiedzialny za swoją misję.

JD: A jeżeli rodzic wie, że dziecko dobrze wypełnia swoją misję, to może być z niego dumny. Dlatego dla mnie nie tyle są istotne osiągnięcia moich dzieci, ile to, jak wiele sił i zaangażowania wkładają w misję, którą mają w swoim życiu do spełnienia. Mówiłem: „Najważniejsze jest, ile włożyłeś wysiłku, żeby służyć ludziom”.

Bo talenty dane są za darmo…

JD: Tak, w związku z tym za darmo musimy je oddawać. Jak w Ewangelii: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. Nie ma nagrody za talenty. Nagroda jest tylko za wysiłek.

To ważne słowa.

JMD: Tak, ale Andrzej w swoją misję włożył naprawdę całe swoje siły. Widzę to jako matka. Moja duma nie wynika z tego, że osiągnął coś w sensie pozycji społecznej, tylko z tego, że cieszy się szacunkiem i służy ludziom. To dla nas powód do dumy.

JD: Mamy pewność, że da z siebie wszystko, aby nie zawieść zaufania ludzi. Ufamy, że przez wytrwałe działanie w duchu ewangelicznej zasady: „Kto chce być władcą między wami, niech służy wszystkim”, uda mu się zasypać podziały w społeczeństwie, tak by odbudować wspólnotę celów. Bez takiej wspólnoty nie zapewnimy pomyślnej przyszłości naszym dzieciom i wnukom.

JMD: Oboje z mężem wynieśliśmy takie przekonanie z naszych domów i wpajaliśmy je również naszym dzieciom.

Jakie jest Państwa życiowe motto?

JMD: „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. To fragment jednego z najsłynniejszych psalmów biblijnych.

JMD: Mnie osobiście jest bardzo bliski, bo uczy bezgranicznej ufności. To tak, jakby Pan Bóg mówił do mnie: „Nie bój się i ufaj. To, co się zdarza w twoim życiu, służy twojemu dobru, jeśli tylko potrafisz się do tego odpowiednio ustosunkować”.

JD: Dlatego chyba nie boimy się różnych wyzwań. Nie boimy się trudów, jakie nadejdą przy prezydenturze Andrzeja. Jesteśmy mu wdzięczni za to, że podjął się tak trudnej misji.

JMD: Chociaż nie była to dla niego łatwa decyzja.

Janina Milewska-Duda i Jan Tadeusz Duda w rozmowie z Mileną Kindziuk

KSIĄŻKĘ MOŻESZ KUPIĆ TUTAJ