Media opisują przypadki dziewczyn, które po zajściu w ciążę decydują się w tajemnicy zabić swoje dziecko ze strachu przed rodzicami. Nakłaniają ich do tego doradcy zatrudnieni w publicznych szkołach.

 

- Byłam przerażona, że ona musiała przejść przez to, byłam przerażona, że jej przyjaciółki i doradcy ze szkoły uważali, że córka nie powinna z nami porozmawiać o tym – mówi anonimowo matka 16-latki, która zabiła w tajemnicy swoje dziecko. O zabiciu dziecka córki dowiedziała się kilka dni po aborcji.

 

Córka, która płakała przez kilka dni, tłumaczyła, że to zwykłe złe samopoczucie. Jednak matka dziewczyny przepytała jej koleżanki, od których dowiedziała się, że doradca szkolny zaprowadził ją do lekarza.

 

Jak zaznacza matka nastolatki, szkoła powinna informować jak dziecku idzie nauka, albo dzwonić, gdy źle się ono zachowuje. Jednak na pewno nie jest od tego, by namawiać do potajemnego zabijania dzieci. Kobieta zaznacza, że córka nie uzyskała żadnej pomocy po zabiciu swojego dziecka oraz, że była zbyt zdołowana, by wywołać skandal związany z działalnością szkoły.

 

Inna z mam powiedziała, że „trafiła na mur”, gdy próbowała się dowiedzieć czegoś w szkole o pomocy w zabiciu dziecka jej córki. - Przeszłam horror, gdy okazało się, że szkoła nie musi mi niczego w tej sprawie mówić – zaznacza. Ostatecznie okazało się, że dziecko zabiła koleżanka jej córki.

 

Jeden z pracujących w szkole nauczycieli zaznacza, że widział wściekłość rodziców, gdy dowiedzieli się oni o potajemnych aborcjach dzieci.

 

Prawniczka, która tworzyła prawo o ochronie danych niejawnych w Nowej Zelandii, tłumaczy, że dane dotyczące zabijania nienarodzonych dzieci są chronione prawem. - Doradca musi mieć zgodę rzeczonej osoby, by udzielić rodzicom czy szkole wiadomości dotyczącej aborcji – tłumaczy Kathryn Dalziel. Zaznacza, że złamanie tej zasady może być powodem do zwolnienie doradcy z pracy.

 

żar/Stuff.co.nz