18 września odbędzie się w Szkocji referendum niepodległościowe. Dziś Brytyjczycy zastanawiają się, do czego niepodległość może doprowadzić. Wiadomo, że nawet jeżeli Szkoci wybraliby niezależność, to własnego państwa nie utworzą tak szybko. Omówienie z Wielką Brytanią wszystkich koniecznych kwestii może potrwać nawet rok. Szkocka Partia Narodowa planuje, że pierwszy dzień niepodległości Szkoci obchodziliby dopiero 24 marca 2016 roku.

Data ta to nawiązanie do objęcia angielskiego tronu przez szkockiego króla Jakuba VI, co miało miejsce w 1603 roku.

Co ciekawe jest prawdopodobne, że głową Szkocji pomimo niepodległości pozostałaby Elżbieta II. Nowe państwo byłoby więc de iure monarchią konstytucyjną, podobnie jak Australia czy Kanada.

Dużym problemem dla Szkocji byłaby nowa waluta. Szkoci chcieliby bowiem pozostać przy funcie, ale Londyn jest nieugięty: niepodległość oznacza rezygnację ze wspólnej waluty.

Nie wiadomo też, czy niepodległa Szkocja pozostałaby w Unii Europejskiej. Choć wiele osób uważa, że mogłoby stać się tak niejako „z automatu”, inaczej sądzi Komisja Europejska. „Zdaniem KE Szkocja musiałaby przejść całą drogę negocjacji akcesyjnych, aby znów trafić do UE. Co więcej, wymagałoby to zgody wszystkich państw członkowskich, w tym także Wielkiej Brytanii” – pisze serwis Euractiv.pl.

W podobnym tonie Komisja wypowiada się także w kwestii ewentualnego przyjęcia przez Szkocję euro.

Problematyczne byłoby także członkostwo w NATO. Rządząca Szkocją partia twierdzi, że nowe państwo pozostałoby w Sojuszu; jednak przeciwnicy idei niepodległościowej sądzą, że nie musi tak być, bo Szkoci nie chcą na swoim terytorium broni jądrowej, która się na nim obecnie znajduje zgodnie z oczekiwaniami Wielkiej Brytanii i NATO.

Wszystkie te problemy mogą okazać się jednak wyłącznie teoretyczne. BBC podaje, że na początku sierpnia niepodległość chciało wybrać 38 proc. Szkotów. 11 proc. było niezdecydowanych, a aż 51 proc. chce pozostać w Wielkiej Brytanii. Choć wynik ten oznacza umocnienie postaw niepodległościowych, to zwolennicy status quo mają jednak wciąż dużą przewagę. 

pac/gazeta.pl