W Ewangelii według św. Mateusza zapisane są takie słowa Jezusa: „Niech wasza mowa będzie: tak-tak, nie-nie” (5,37), a w Apokalipsie św. Jan przekazał orędzie Jezusa „Obyś był zimny albo gorący” (Ap 3,16). Jak należy rozumieć te słowa? Czy są one skierowane do konkretnych odbiorców czasów Jezusa, czy mają one sens i aktualność uniwersalną?
 
Słowa z Ewangelii według św. Mateusza wskazują na konieczność jednoznaczności w mowie i działaniu ucznia Chrystusa. Chrześcijanin, tak jak każdy człowiek wyraża się m.in. w słowach, które wypowiada i w czynach, które spełnia. Odsłaniają one świat wartości jakimi żyje i którymi się w życiu kieruje. Słowa Jezusa wskazują na konieczność bezwarunkowego umiłowania prawdy, unikania dwuznaczności i prób zacierania wyrazistości zasad, którymi się żyje, aż do konformistycznego ich negowania. Jednoznaczny przekaz prawdy o byciu chrześcijaninem jest nie tylko świadectwem przynależności do Jezusa, który o sobie powiedział, że jest „Prawdą”, ale często także bezcennym drogowskazem, pomocą i oparciem dla wszystkich, którzy pogubili się na bezdrożach współczesnego świata.
 
Słowa z Ap 3,16 skierowane są do Kościoła w Laodycei i zawierają aluzję do temperatury wody, którą specjalnie zbudowanymi akweduktami sprowadzano do miasta z odległych gorących źródeł Hierapolis. Po dotarciu nie nadawała się do picia, gdyż ze względu na swą letniość powodowała u pijących torsje. Można ją jednak było spożywać jako zimną lub gorącą. Stan duchowy chrześcijan w Laodycei powoduje u Chrystusa odruch odrzucenia, dezaprobaty, tak jak po wypiciu owej letniej wody.
 
Z Listu wynika, że powodem tego stanu jest fatalna kondycja duchowa wspólnoty: ślepota na Boga, ubóstwo duchowe, wyniosłość i poczucie samowystarczalności. Stan Laodycei określany jako „letni” gorszy jest od stanu symbolicznie „gorących” i „zimnych”. Tradycyjnie w ludziach „zimnych” widziano tych, którzy nigdy nie poznali Jezusa; w "gorących" widziano tych, którzy rozpoznali Go i w swoim życiu zrealizowali Jego naukę. W „letnich” zaś tych, którzy uwierzyli w Niego, ale z czasem przestali liczyć się z Jego przykazaniami. Chrystus zwracający się do tej zobojętnianej wspólnoty nie potrafi pogodzić się z tym stanem doprowadzającym ją do samozniszczenia. Stosując język metaforyczny nie chce jednak pouczać, że lepiej jest być złym, niż obojętnym, lecz uświadomić, że taką postawą lekceważy się i odrzuca Kogoś, kto najbardziej zatroskany jest o prawdziwe dobro człowieka.
 
Obie wspomniane wypowiedzi Jezusa ukierunkowują na radykalizm ewangeliczny. Czy nie łatwo jednak pomylić go z fanatyzmem? Kiedy radykalizm może zmienić się w fanatyzm? Warto najpierw przypomnieć czym jest radykalizm ewangeliczny, a czym fanatyzm religijny. Pierwszy jest postawą wyrażającą w sposób maksymalny konsekwentne realizowanie pragnienia życia opartego na zasadach wynikających z Ewangelii. Z tą postawą zawsze związana jest miłość do drugiego człowieka otwarta na rzeczowy dialog i gotowość zmiany, gdy padają przekonywujące argumenty. Przykładem człowieka radykalnego jest np. św. Paweł, który z równym zaangażowaniem oddany był swoim przekonaniom: najpierw jako wyznawca judaizmu, potem Chrystusa. Człowiekiem radykalnym był też św. Franciszek z Asyżu – zawsze w pełni zaangażowany w to co wierzył – po „dotknięciu” go przez Ducha Bożego całkowicie oddany Bogu.
 
Fanatyzm zaś jest bezkrytycznym oparciem się na jakiejś doktrynie czy idei i agresywnym zwalczaniem ludzi o odmiennych poglądach. A taka postawa tzn. „roszczenie sobie prawa do narzucenia innym przemocą tego, co uważa się za prawdę, oznacza – jak nauczał Jan Paweł II – pogwałcenie godności człowieka i ostatecznie zniewagę Boga, którego jest on obrazem”. Radykalizm może przejść w fanatyzm, gdy w miejsce miłości wejdzie nienawiść. Chrześcijanin kierujący się radykalizmem ewangelicznym nie może nienawidzić w obronie swojej prawdy. Jak ktoś powiedział: „Może co najwyżej kochać przez łzy”.
 
o. Adam Sikora