Niepełnosprawność jest zawsze kwestią bardzo trudną i wrażliwą. Ilu niepełnosprawnych, ile rodzin z osobą niepełnosprawną- tyle historii. Od wzruszających i optymistycznych po dramatyczne. Dramatyczne były również zdarzenia, które przez ostatnie czterdzieści dni obserwowaliśmy w Sejmie, zwłaszcza w tygodniu przed zawieszeniem protestu. Gdzie jednak tkwi ich dramatyzm? W tym, co zrobiono ze sprawą skądinąd słuszną. Rodzi się pytanie, czy celem protestu była rzeczywiście walka o godne życie osób niepełnosprawnych, czy... po prostu obalenie rządu.

W końcu wszystkie tematy, w których opozycja mogła się wykazać, ostatnio "przycichły". Ministrowie przekazali swoje nagrody na cele charytatywne. Wygasł spór z Izraelem. W rządzie nie ma znienawidzonego Antoniego Macierewicza. I Misiewicz też się jakoś schował ostatnio...  Powoli wchodzą w życie proponowane przez PiS reformy sądownictwa. Nasz kraj objął przewodnictwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Co by tu zrobić? Sięgnąć po najsłabszych. Dobrze, gdyby jeszcze ci najsłabsi zyskali poparcie osób cieszących się autorytetem. Trochę splendoru zawsze spłynie na takiego posła Szczerbę czy posłankę Scheuring-Wielgus. 

Czy rzeczywiście gra toczyła się o losy tych, którzy do końca życia pozostaną przykłuci do łóżka i będą potrzebować opieki najbliższych, pomocy w zaspokajaniu nawet najbardziej podstawowych potrzeb? I ich rodziców, którzy często takiej opieki się podejmują. A rodzice, bynajmniej, nie zyskują z wiekiem zdrowia i sprawności, wręcz przeciwnie. Stała opieka nad dorosłym dzieckiem, które nie tylko nigdy nie będzie w stanie podjąć pracy, wyprowadzić się od rodziców, ale nawet samodzielnie wstać z łóżka, jeść czy zadbać o higienę osobistą, sama w sobie jest rzeczą obciążającą. Wydaje się rzeczą oczywistą, że każdy normalny rodzic pragnie zabezpieczyć przyszłość swojego dziecka na wypadek swojej śmierci czy sytuację, gdy nie będzie w stanie opiekować się niepełnosprawnym dzieckiem.

W tym kontekście, z czysto ludzkiego punktu widzenia, można było zrozumieć czterdziestodniowy protest okupacyjny rodziców i opiekunów osób niepełnosprawnych. Czy jednak przez wszystkich protestujących przemawiała właśnie ta potrzeba zapewnienia godnego życia swoim niepełnosprawnym dzieciom? Czy to wszystko, co miało miejsce zwłaszcza w ostatnich dniach protestu, naprawdę było potrzebne? A jeśli tak- komu potrzebne?

Wielu komentatorów podkreśla, że niepełnosprawni to w naszym kraju najbardziej zlekceważona grupa społeczna, o którą do tej pory żaden rząd tak na poważnie się nie zatroszczył. Z drugiej strony, powstaje pytanie, jak powinna wyglądać ta troska i pomoc ze strony rządu. Jeszcze na początku protestu można było pomyśleć, że rząd PiS nie bardzo wie, jak się do tego zabrać, że chyba się tego nie spodziewał. Nawet wśród sympatyków PiS lub wśród osób po prostu nieprzychylnych opozycji byli tacy, którzy zarzucali władzom, że ich propozycje są „wydmuszkami”, że są napisane „na kolanie”. Kolejne spotkania przedstawicieli rządu z protestującymi kończyły się fiaskiem. Co zrobić? Jak pomóc? Rząd ostatecznie, jak widać, robił swoje, a protestujących wziął „na spokój i przeczekanie”. 

A jednak, tak jak powiedział prezydent Andrzej Duda, trudno tu mówić o "zwycięzcach" i "przegranych". 

Problemy, z którymi borykają się dzisiaj osoby niepełnosprawne i ich najbliżsi nie zaczęły się przecież 18 kwietnia 2018 r. ani nawet 19 marca 2014 r. Nie da się za pomocą czarodziejskiej różdżki naprawić zaniedbań z prawie trzydziestu lat. Czy uda się je "załatać" żywą gotówką? Czy te 500 złotych rozwiąże wszystkie problemy? Niekoniecznie. Ale ktoś może mieć interes w przedłużaniu i eskalowaniu całej sytuacji. 

Protest niepełnosprawnych rozpoczął się po tym, jak Prawo i Sprawiedliwość usiłowało wybrnąć z kryzysu związanego z nagrodami. Taki splot okoliczności był zapewne, przynajmniej na początku, spełnieniem marzeń opozycji. Politycy, zwłaszcza ci z Platformy Obywatelskiej, która przez osiem lat sprawowała władzę w Polsce, mieli teraz możliwość wykazać się troską o Polaków, której wcześniej specjalnie nie przejawiali. Przykłady: wydłużenie wieku emerytalnego, obowiązek szkolny dla sześciolatków czy sprawa Lasów Państwowych, OFE i protest niepełnosprawnych z 2014 r. Politycy, a także prezydent z PO publicznie ganili protestujących w Sejmie. Niektóre wybitne autorytety obecnej opozycji mówiły nawet, że protestujących powinno się pałować. 

O ile na początku być może dało się zrozumieć protestujących i to nawet w momencie, gdy w ich towarzystwie brylowała Joanna Scheuring-Wielgus, czy też poseł PO, Michał Szczerba, o tyle w pewnym momencie wszystko stało się oczywiste. Z całą pewnością szarpaniny o pocztówki czy banner nie pomagają osobom niepełnosprawnym. Nasuwa się pytanie, w jakim świetle protestujący stawiają rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi, gdy pani Hartwich wykrzykuje pod Sejmem: „Panie Kaczyński, Adrianowi nadal brakuje na buty, a te, które ma na nogach, dostał od dobrych ludzi!” Czy na pewno o to chodzi? Smuci również wykorzystywanie ludzi, którzy mają dobre intencje, jak Janina Ochojska czy Wanda Traczyk-Stawska. Wreszcie- groteskowy spektakl z Lechem Wałęsą, który apeluje, aby protestujących wsparli górnicy i który tłumaczy, że nie wie, jak pomóc rodzicom osób niepełnosprawnych, ale za to wie, jak obalić PiS. Gdy Dorota Stalińska wykrzykiwała w sobotę, że „po trzykroć przeklina” PiS, wcześniej jedna z protestujących przekonywała, by wyborcy w całym kraju nie dopuścili, aby ktokolwiek z tej partii dostał się do samorządu, kiedy matka niepełnosprawnego Jakuba wdawała się w przepychanki z funkcjonariuszami Straży Marszałkowskiej później fotografowała się z sińcami na ręku, a wszystko na bieżąco relacjonowali dziennikarze pewnej stacji z Wiertniczej, natomiast politycy opozycji zarzucali media społecznościowe postami, zdjęciami i filmami sugerującymi, że Prawo i Sprawiedliwość to ludzie bez serc. Gdy protestujących powitała pod Sejmem Anna Komorowska, która w czasach prezydentury męża nie przejmowała się zbytnio losem niepełnosprawnych, można było wyciągnąć wniosek, że protest nie był apolityczny. Czy gdyby po stronie protestujących, przynajmniej tych najgłośniejszych i najbardziej „medialnych”, była dobra wola, protest trwałby tak długo? Czy dochodziłoby do takich scen?

A może ktoś ich inspirował, ktoś podkręcał nastroje, ktoś podsuwał pomysły? Skąd bowiem „specjalne przygotowania” na sesję Zgromadzenia Parlamentarnego NATO? Skąd dramatyczne relacje polityków opozycji i takich mediów jak TVN czy „Gazeta Wyborcza”? Co może wywołać kryzys, który w ostateczności mógłby doprowadzić nawet do ustąpienia rządu? Pokazanie, że ów rząd źle traktuje najsłabszych, nie liczy się nawet z takimi osobami, jak Janina Ochojska czy weteranka Powstania Warszawskiego, Wanda Traczyk-Stawska. Zamyka Sejm, nie wypuszcza protestujących na spacer, wysyła Straż Marszałkowską, która stosuje przemoc? Kolejne wybryki polityków opozycji nie robią takiego wrażenia, jak protest istotnie słabej, osamotnionej grupy społecznej i perypetie jej przedstawicieli z „nieludzką” władzą. W blasku tego wrażenia mogą ogrzać się posłowie i senatorowie opozycji (nawet gdy cztery lata temu nie podobało im się, że protestujący męczą swoje niepełnosprawne dzieci, każąc im leżeć na podłogach, twierdzili, że uczestnicy protestu zostali „zmanipulowani”) oraz byli prezydenci.

Wydaje się, że, po pierwsze: to jeszcze nie koniec; po drugie: trudno przypuszczać, by ci najbardziej medialni uczestnicy walczyli „tylko” o godne życie dla swoich dzieci, po trzecie: opozycja jeszcze długo będzie uderzać w te tony. No, chyba że znów na prawie trzy lata zapomni, że są „jacyś tam” niepełnosprawni, który mogliby im wygrać wybory.

JJ/Fronda.pl