Dominikanin o. Paweł Gużyński, który nierzadko wypowiada się w sposób dość kontrowersyjny (zwłaszcza dla ludzi wierzących i... praktykujących) w programie Tomasza Lisa odniósł się do filmu "Kler". 

Szczerze powiedziawszy, Gużyński wykazuje sporo zdrowego rozsądku, oceniając prawdziwość filmu "Kler", ale jedna z jego wypowiedzi budzi spore zastrzeżenia. 

"Po reakcjach księży widać, że mają odczucie, że to film nieprawdziwy, bo księża wiedzą, że są inni. Mają poczucie, że te osoby nie oddają tego, jak ksiądz to przeżywa, kim jest od wewnątrz"- ocenił zakonnik. Zdaniem o. Guużyńskiego, aktorzy, którzy zagrali w filmie, "powinni z rok pomieszkać na plebanii, żeby wyczuć od spodu, o co tak naprawdę chodzi". 

Dominikanin słusznie zauważył, że "środowiska skonfliktowane z Kościołem" podchodzą do filmu Smarzowskiego w sposób ideologiczny ("ideologicznie" zakładają, że obraz jest świetny), natomiast przez ludzi religijnych "Kler" jest raczej krytykowany. 

Ojciec Paweł Gużyński zdystansował się również od komentarza cenionego przez niego lidera WOŚP, Jerzego Owsiaka. Przypomnijmy, że Owsiak stwierdził, iż obraz Smarzowskiego to "najważniejszy film od dekady". Zakonnik odpowiedział w programie Lisa: "No nie mówmy takich rzeczy, To się we mnie coś burzy". 

W pewnym momencie jednak rozmówca Tomasza Lisa stwierdza, że... nieważne, czy film jest dobry czy zły, prawdziwy, czy też nie. 

"On jest ważny dlatego, że organizuje jakoś narastający od dłuższego czasu gniew, protest w ludziach w stosunku do księży. Z tego tytułu on jest ważny. Ten film się wpisuje w wojnę polsko-polską. (…) To jest taka kartka więcej niż żółta pokazana Kościołowi. Jeszcze nie czerwona"- ocenił o. Gużyński.

I tą dość dziwną wypowiedzią zepsuł rozsądną, wyważoną krytykę antyklerykalnego paszkwila. Skoro bowiem obraz bazujący na iście urbanowskich stereotypach (zresztą obecność, nomen omen, Jerzego Urbana na premierze, również sporo mówi na temat filmu "Kler"), podlanych "Sokiemzburaka" (albo wódką, która na ekranie leje się strumieniami), film, w którym ani jedna osoba duchowna nie przedstawia sobą żadnych pozytywnych wartości (nawet jeżeli od biedy za taki przykład możemy uznać postać księdza, który po romansie z kobietą porzucił stan kapłański. Jeżeli jednak ma to być postać pozytywna, to chyba wyłącznie na tle przewinień swojego kolegi, "parafialnego karierowicza") czy wulgarnego alkoholika- arcybiskupa granego przez Janusza Gajosa, skoro taki film jest "żółtą" lub nawet "więcej niż żółtą" kartką dla Kościoła, to strach pomyśleć, jak miałaby wyglądać "czerwona kartka".

yenn/Newsweek, Fronda.pl