Czy Kościół katolicki uzna homoseksualizm za normalny, a jednopłciowe akty za dopuszczalne? Dominikanin Andrzej Kuśmierski niczego nie wyklucza. Dla niego jest oczywiste, że niektórzy homoseksualiści bez seksu po prostu żyć „nie mogą”. Proponuje wyciągnąć z tego duszpasterskie konsekwencje. Pismo Święte? To nie problem. Według duchownego św. Paweł najpewniej nie potępiłby relacji współczesnych gejów czy lesbijek.

O. Andrzej Kuśmierski udzielił wywiadu magazynowi „Kontakt”, który wydawany jest przez warszawski „Klub Inteligencji Katolickiej” (całość tutaj - link).

Słowem wstępu: w Kościele katolickim szerzy się obecnie zjawisko nazywane popularnie w prawicowej publicystyce „homoherezją”. Z grubsza rzecz biorąc idzie o twierdzenie, jakoby homoseksualizm był naturalnym wariantem rozwoju ludzkiej seksualności w pełni chcianym przez Pana Boga. Z tego wynika zazwyczaj postulat akceptacji zachowań seksualnych gejów i lesbijek oraz zawieranych przez nich związków. Nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu uznaje się tutaj za przestarzałe, a to ze względu na brak uwzględnienia ustaleń współczesnych nauk przyrodniczych i społecznych. Trudności powstałe wskutek bardzo jednoznacznego stanowiska Pisma Świętego usuwa się promując nową interpretację Słowa Bożego. Znane potępienia stosunków seksualnych między osobami tej samej płci w listach św. Pawła uznawane są za z dzisiejszej perspektywy nieistotne; św. Paweł miałby potępiać tylko relacje seksualne wynikające ze stosunku siły i przewagi jednej ze stron. Zdaniem „homoheretyków” współczesnych homoseksualistów Apostoł Narodów by nie potępiał.

Duchowni i świeccy głoszący podobne twierdzenia kierują się niekiedy naiwnością, niekiedy zaś wyrachowanym dążeniem do obalenia całego katolickiego nauczania. Jak jest w przypadku o. Andrzeja Kuśmierskiego nie śmiemy przesądzać, ale pozostaje ewidentnym faktem, że zakonnik ten wpisał się wywiadem dla „Kontaktu” w skrajnie szkodliwy nurt „homoherezji”. Bo pod powierzchnią jego pięknie brzmiących słów o szacunku dla homoseksualistów czai się całkiem otwarcie parcie do całkowite przewartościowania moralności opartej na Biblii i Tradycji. Mówiąc krótko i wprost, idzie o wpuszczeni do Kościoła tez głoszonych przez rewoltę seksualną, której początek datuje się umownie na rok 1968. Nie miejmy złudzeń. To nie jest program oczyszczania Kościoła z historycznych naleciałości; to jest w swojej naturze diabelski – tak – program zniszczenia chrześcijaństwa.

Jak mówi w rozmowie o. Kuśmierski, Kościół wymaga od homoseksualistów czystości, akceptacji nauczania o homoseksualizmie, praktykowania sakramentów. Tymczasem - mówi dominikanin „dla wielu osób homoseksualnych w pewnym momencie ich życia takie warunki stają się nie do zaakceptowania i odbierane są jako przymus”. W jego ocenie Kościół powinien na to zareagować. „Ostatni dokument Kościoła na temat duszpasterstwa osób LGBT pochodzi z 1988 roku. W tym czasie zmieniło się bardzo wiele. Uważam, że powinien powstać kolejny, bardziej aktualny dokument” - przekonuje.

Do czego miałoby się to sprowadzać? Do relatywizowania grzechu. Bo dominikanin mówi, że potrzeba dziś „duszpasterstwa towarzyszenia”. Niczym progresywni biskupi z Niemiec, Stanów Zjednoczonych czy Italii mówi o „intymnej relacji” wielu homoseksualistów, która ma wyrażać „bliskość i miłość”.

„Bliskie mi jest ujęcie duszpasterstwa opartego na idei towarzyszenia, o którym mówi papież Franciszek. W towarzyszeniu jest przestrzeń na to, żeby zgodzić się, że ludzie są różni i ich sytuacje życiowe też są różne. Są osoby, które żyją w czystości, ale są też osoby, które chcą żyć z kimś i nie wyobrażają sobie życia w samotności. Owo życie z kimś tworzy przestrzeń także do relacji intymnej, by wyrazić w ten sposób miłość i bliskość – odpowiedzialność za siebie nawzajem. Jeśli duszpasterstwo przyjęłoby formę towarzyszenia, to mogłoby pomóc wielu osobom wzrastać w ich człowieczeństwie i w drodze do Pana Boga, niezależnie od tego, jakich dokonują wyborów” - stwierdza dosłownie dominikanin.

Jak tłumaczy, spotyka się nieraz osobę homoseksualną, która „zatraciła się w życiu seksualnym” i „nie umie żyć w czystości”. Dla niej ratunkiem mogłoby być „stworzenie trwałej i silnej relacji”. Chodziłoby o unikanie większego zła. Swoista terapia? Tak, problem w tym, że o. Kuśmierski nie mówi zbyt wyraźnie, do czego miałaby ostatecznie prowadzić. Bo w jego ocenie nie jest wykluczone, że akty homoseksualne zostaną uznane kiedyś za dopuszczalne.

Jak przekonuje, to teoretycznie możliwe, bo – twierdzi – przeszkód zdaje się tu nie wznosić nawet Pismo. „Jeśli zrozumiemy kontekst – to, przeciw czemu występował święty Paweł w swoim liście – może się okazać, że wcale nie mówił o tym, co dzisiaj rozumiemy pod pojęciem homoseksualizmu, zwłaszcza w perspektywie trwałych związków budowanych na relacji, zaufaniu, wzajemnej pomocy i miłości. Być może czeka nas więc także nowe odczytanie tych tekstów” - głosi o. Kuśmierski.

Bo, jak mówi, „dla wielu homoseksualistów jest niemożliwe”, by „całkowicie powstrzymywać się od jakichkolwiek aktów seksualnych”.

Jak widać zatem mamy do czynienia z jakąś nową, szczególną kategorią ludzi. Samotny mężczyzna czy samotna kobieta, którzy nie zdołali znaleźć męża i żony, są wezwani do czystości. To może być dla nich trudne wyzwanie, ale czy to oznacza, że mają własną słabość absolutyzować i uznać, że z łaską Bożą nigdy nie będą w stanie żyć w czystości? Czy mają prawo stwierdzić, że jest to dla nich po prostu „niemożliwe”? A tak właśnie mówi o homoseksualistach o. Kuśmierski.

Wszystko to wzięte razem buduje oczywisty obraz. U jego celu stoi całkowite przewartościowanie katolickiej moralności i odrzucenie tego, czego Kościół nauczał zawsze opierając się na Piśmie Świętym i Tradycji. Wierność prawdzie, heroiczne zmagania, poszukiwanie męczeństwa miałby Kościół zastąpić apoteozą upadku, słabości i grzechu. To nie jest Kościół Boży, ale Kościół ducha czasu.

Paweł Chmielewski