W dzisiejszym dziwnym świecie, pełnym dramatycznych napięć i przeciwieństw próbujemy znaleźć przestrzeń normalności. Chyba czymś takim jest turystyka w najszerszym tego słowa znaczeniu. Nie wspominam tu o niesolidności organizatorów, czy biur podróży albo też i wypadków losowych (nie daj Boże terroryzm!), które najpiękniejszy wyjazd potrafią zamienić w koszmar. Chodzi o normalność.

Niezależnie od opcji politycznych i statusu społecznego każdy lubi dokądś pojechać w myśl powiedzonka: Cymbał, co się po świecie przedyndał, nad cymbałem góruje, który nie podróżuje. Jeśli nie można inaczej, to choć do babci do Wólki, pięć kilometrów za miastem. Ale są dzisiaj i szersze możliwości: w góry, nad morze, a nawet do Hiszpanii, do Grecji, do Turcji, do Włoch, do Ziemi Świętej, a nawet na inny kontynent. Jedni podróżując wypoczywają, inni zwiedzają, a jeszcze inni – tylko fotografują i filmują. Po powrocie siadają przed sprzętem podłączonym do telewizora i cieszą się: Tam żeśmy byli, tam żeśmy byli. On nigdzie nie był, tylko fotografował – mówią o takich turystach.

A jest jeszcze jedno zjawisko – turystyka pielgrzymkowa. W miesiące letnie setki tysięcy ludzi wybierają się w drogę do jakiegoś wybranego miejsca, by poza radością pieszej wędrówki bardziej poznać siebie i sens swojego życia.


Wędruje się nawet z całej Europy do Composteli, do św. Jakuba, a ostatnio do Częstochowy przyszła z dalekiej Italii z samotną pieszą pielgrzymka 95-letnia Włoszka, Pani Emma. „Jestem szczęśliwa” – wyznała. Hm… Sposób na szczęście?


o. Leon Knabit OSB

Felieton pochodzi z Dziennika PolskiegoO autorze: Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.