Tytuł został zaczerpnięty z – w Polsce mało znanego tekstu, liczącego sobie jakieś 1500/1600 lat (w zależności od źródeł), powiedzmy mniej więcej rówieśnika św. Benedykta. To jest cytat, który pochodzi z homilii przypisywanych św. Makaremu Wielkiemu, mnichowi, który żył w Egipcie w IV wieku. Tekst nie został przez niego napisany, pochodzi z rejonów syryjskich. Myślę, że każdego z nas ten tytuł, „Pałacem Chrystusa jest serce” nieco zaniepokoił – mam nadzieję – i w pewnym sensie o to chodziło.

 

Zanim przejdziemy do zastanowienia się, że to coś w człowieku określane mianem serca ma być pałacem dla Chrystusa – podczas gdy my bardzo często czujemy odwrotnie – jesteśmy bardzo daleko od tego, żeby być czyimkolwiek pałacem. Nasze doświadczenie mówi, że jesteśmy – no może stajnią, albo nawet jeszcze gorzej, ale na pewno nie pałacem. Tutaj kluczowe pozostaje zawsze to pojęcie serca. Myślę, że od definicji tego, co przez serce autor tekstu rozumiał, od tego należałoby zacząć.

 

Serce w języku biblijnym

W języku biblijnym serce oznacza centrum osobowe człowieka. Serce nie oznacza emocjonalności – to powtarzają wszyscy rekolekcjoniści – tak przyjęło się uważać w naszej kulturze europejskiej od okresu romantyzmu. Nie oznacza sfery płynnej, ulotnej, ciągle zmieniającej się, wrażliwej, sentymentalnej. Wręcz przeciwnie, serce oznacza to, kim dany człowiek jest, w sposób twardy, czyli to, co wyznacza jego istotę.

 

Serce jako tożsamość, którą odkrywamy

Relacja małżeńska nie wyczerpuje jeszcze tego, kim jesteśmy. Odpowiedź na pytanie kim człowiek jest, poszukiwanie własnej tożsamości nie jest łatwe. Kiedy staramy się uchwycić to, kim naprawdę jesteśmy, widzimy, że w dużej mierze jest to kwestia długich lat życia wewnętrznego, kwestia podejmowanych przez nas wyborów, że jest to proces, który trwa przez całe życie. Makary miał intuicję, że miejsce, gdzie w człowieku zamieszkuje Bóg, to jest właśnie dokładnie to, kim człowiek jest. Coś niezmiennego, do czego człowiek przez całe życie dąży, ale również co przez całe życie odkrywa. Myślę, że do tego wątku, czym jest serce, będziemy jeszcze wracać, do tej wielowarstwowości. Tak jak Państwo powiedzieli słusznie, że jesteśmy dziećmi Bożymi – to jest jedna warstwa, element tego, czym jest nasze serce. Dalej – kwestia relacji małżeńskich, rodzicielskich, sakramentów, które przyjęliśmy – to kolejne czynniki kształtujące naszą osobowość. Kiedy chcemy to wszystko wyrazić jednym zdaniem, wówczas nie potrafimy powiedzieć, kim jesteśmy – człowiek sam dla siebie pozostaje tajemnicą. Ani małżeństwo, ani chrzest, ani kapłaństwo, ani śluby zakonne, ani rodzicielstwo – one nie wyczerpują tego kim jesteśmy. Możemy sobie wyobrazić Michała Anioła rzeźbiącego Pietę – każdy z tych sakramentów, każda z ważnych dla nas rzeczy są jak jedno uderzenie dłuta genialnego rzeźbiarza. Jeżeli któregokolwiek z tych uderzeń zabraknie, to dzieło nie będzie doskonałe, jeden ruch dłuta nie wystarczy, aby rzeźba powstała. Z jednej strony nasze serce jest niezwykle proste – po prostu jesteśmy – przecież nikt z nas nie potrzebuje uzasadniać swojego istnienia. Z drugiej strony, przez wydarzenia w naszym życiu, i te trudne, i te dobre, nabieramy indywidualnego kształtu, począwszy od dzieciństwa aż po dzień, w którym przechodzimy z tego świata do Boga Ojca.

 

Serce miejscem zamieszkania Boga

Serce to nasza tożsamość kształtowana przez całe nasze życie, a jednocześnie to miejsce, w którym chce mieszkać Bóg. Najlepiej mówi o tym Ewangelia według św. Jana w rozdziale 14. Jest to moment, kiedy Pan Jezus żegna się ze swymi uczniami, poprzez wydarzenie męki zamierza przejść z tego świata do Ojca. W obliczu męki, która się zbliża, mówi rzeczy najbardziej istotne, to co dla Niego jest najważniejsze, zwracając się do uczniów następującymi słowami:

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Ten, kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. … Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy (J 14,15–21.23b).

Jest to ten fragment Ewangelii, który – myślę – zdumiewa każdego ogromem Bożej łaski, że doskonały Bóg ma pragnienie zamieszkania w sercu człowieka. Zastanowiwszy się głębiej dochodzimy do wniosku, że skoro Pan Jezus wcielił się i zbawił wszystkich ludzi, to tym sercem, w którym Bóg chce zamieszkać, jest serce każdego człowieka. To nie jest tak, że w jednym sercu Bóg chce zamieszkać, a w drugim nie. Serce każdego z nas – jak tu jesteśmy – jego życie, to kim jest, ma stać się świątynią Boga, pałacem Chrystusa. Serce każdego człowieka, każdego bez wyjątku! Całe to wydarzenie, które opisuje Ewangelia, czyli wcielenie, męka, śmierć i zmartwychwstanie mają na celu to jedno – żeby Synowi Bożemu utorować drogę do serca każdego człowieka. Myślę, że to jest o tyle ważne, że czasami mamy wrażenie, że nasze serce wcale nie przypomina pałacu, ani nawet daczy, a raczej stajnię, a może nawet i chlew. Czasem człowiek patrząc na swoje życie może dojść do takiego właśnie wniosku.

 

Uczynki pochodną pragnień

Pan Bóg ma pragnienie, aby w naszym sercu zamieszkać i wszystkie Jego wysiłki idą w tym kierunku. Pokazują to dzieła Ojców Kościoła, wówczas gdy zastanawiają się oni nad tym co takiego powoduje, że serce ludzkie nie staje się pałacem gotowym na przyjęcie Boga, tylko czymś zupełnie innym. Co ciekawe, nie wskazują wcale na problem związany z uczynkami człowieka, lecz z jego myślami i pragnieniami. To należy właściwie zrozumieć. Według Ojców serce ludzkie jest miejscem, gdzie rodzi się decyzja. Jeżeli miejscem królowania Chrystusa Pana ma być serce ludzkie, to znaczy, że każda decyzja, która rodzi się w sercu człowieka, ma się rodzić na chwałę Bożą. Innymi słowy, żaden aspekt naszego życia nie pozostaje poza wpływem Pana Boga. Czasami słyszymy, że wiara jest sprawą prywatną. Absolutnie nie! W żadnym wypadku nasza wiara nie jest sprawą prywatną. Pan Bóg króluje całkowicie w naszym życiu, albo jest jeszcze dużo, dużo do zrobienia.

Pewnie każdy z nas może powiedzieć, że są w jego sercu-pałacu takie rejony, gdzie Pan Bóg się czuje bardzo dobrze, ale są też takie pokoje, które są jeszcze przed Nim zamknięte. To bardzo pojemna metafora – jeśli pomyślimy, że nasze serce, czyli to kim jesteśmy, jest rodzajem budynku, to są takie piętra, gdzie Pan Bóg jest, ale są i takie, gdzie jeszcze Go nie ma. Musimy włożyć pracę w to, aby również i tam Pan Bóg królował, aby był to Jego dom, żeby to był Jego pałac. Ojcowie mówią, że Bóg panuje, bądź Go nie ma na tych „poziomach pałacowych” głównie ze względu na pragnienia, które żywimy, nie ze względu na czyny. Ojcowie podkreślają bardzo mocno, że czyn jest zawsze pochodną myśli i pragnień. Zazwyczaj kiedy się spowiadamy, to wyliczamy, co złego uczyniliśmy, a postanowienie poprawy polega na tym, że postaramy się już tego więcej nie zrobić.

Natomiast Makary, ten który mówi, że pałacem Chrystusa jest serce, powiedziałby inaczej. Zastanów się człowieku, popatrz na siebie, skąd się biorą w tobie pragnienia, które prowadzą do tego czynu. Czyli zrób jeszcze krok w tył – bo co z tego, że powiesz, że nigdy więcej tego nie zrobisz, skoro tego chcesz. To tak, jakby przed dzieckiem postawić butelkę Coca-Coli i powiedzieć: „Jesteś spragniony, ale nie pij!” Można to przedstawić metaforycznie, że grzech to jest dziura, która zostaje wybita przez wodę napierającą na ścianę. Tam, gdzie woda znajdzie możliwość, tam zaczyna ciec. Trzeba najpierw zamknąć źródło wody, a potem zalepić dziurę. Próba zalepienia dziury bez uprzedniego zakręcenia kranu nie powiedzie się. Zatem chodzi nie o czyny, lecz o pragnienia, czego człowiek tak naprawdę chce.

 

Akty strzeliste

Chwalić Cię będę Panie całym sercem moim. (Ps 9,2)

Pomyślmy, że w skład serca nie wchodzą tylko te rzeczy, które są piękne i szlachetne, ale również nasze rany decydują o tym, kim jesteśmy. Popatrzmy na Serce Jezusa, które jest przebite włócznią z miłości do nas. Te rany, które w sobie nosimy, które zadali nam ludzie, albo sami je sobie zadaliśmy, są to rany grzechu. Skoro serce ludzkie ma się stać pałacem, to Jezus musi mieć dostęp również do tych ran. To nie jest tak, że powiemy sobie – sam to załatwię, sam to naprawię, sam się wyleczę, przestanę grzeszyć. Pamiętajmy: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają (Mt 9,12). To nie jest tak, że przychodzę do lekarza i mówię: „Panie doktorze, w sumie to pana nie potrzebuję, ja się bardzo dobrze czuję, do widzenia.” Przychodzę do Boga i mówię: „Panie Boże, nie radzę sobie z tym, i z tym, i z tym.” I pokazuję Mu moje serce, tak ono wygląda, czasami po zawale, przybrudzone. Ale chwalić Cię będzie całe serce moje, również te słabe jego części. Myślę, że warto się nad tym zastanowić, narysować sobie swoje serce, jakie ono jest – taki kardiogram: są momenty silniejsze, są momenty słabsze. Bilans naszego życia.

 

Moje serce i ciało radośnie wołają do Boga żywego. (Ps 84,3b)

Wołać będę do Boga pomimo mojej słabości i mojej biedy, bo wiem, że Bóg nie przyszedł po to, żeby świat potępić, ale po to, żeby świat został przez Niego zbawiony. A to komu powiem o moich słabościach, z diabłem będę gadał, albo z kim? Do Boga przyjdę i powiem, co mi jest i wtedy moje serce i ciało radośnie będzie wołało do Boga żywego.

 

Naucz nas liczyć dni nasze byśmy zdobyli mądrość serca. (Ps 90,12)

Paradoksalnie ten wiersz nie mówi o tym, że dojrzałość serca osiąga się przy osiemdziesiątce – pewnie wszyscy znamy ludzi, którzy mają 90 lat i niewiele z tego wynika. I znamy takich, którzy mają 25 lat i są ludźmi bardzo mądrymi. Jeśli człowiek przeżywa swoje życie w sposób mądry, każdy dzień na poważnie, odpowiedzialnie – Pan Bóg wchodzi w jego życie już w tej chwili, nie trzeba mieć 90 lat. W Krakowie mieszkał charyzmatyczny duszpasterz, już nie żyjący, pewnie znany większości z was – o. Joachim Badeni, dominikanin. Ojca Badeniego – już pod koniec jego życia, jako mędrca – zapraszano na różnego rodzaju spotkania. Dominikanie w Krakowie prowadzą duszpasterstwo „Przystań” dla młodzieży licealnej. To rodzaj metafory, żeby młodzi w tym zwariowanym świecie mieli gdzie przystanąć, by się nasycić Panem Bogiem. Często tam o. Badeniego zapraszano, aby tym nastolatkom mówił o modlitwie. I o. Badeni powiedział kiedyś w kuluarach, że rozmawia z tymi młodymi ludźmi i wielu z nich ma wysoki poziom życia mistycznego. Tak powiedział o 17/18latkach. Dlaczego? Bo poważnie angażują się w modlitwę. Poważnie traktują Pana Boga, poważnie traktują swoje obowiązki. Gdy człowiek daje Panu Bogu w całości swoje życie, swoje serce – takie jakie ono jest – co Bóg mu da w zamian? Samego siebie. Nie ma co odkładać na później zaproszenia Boga do swojego serca.

 

Nie zatwardzajcie serc waszych (PS 95,8a)

Tekst, który św. Benedykt nakazuje recytować w czasie Wezwania, tuż przed rozpoczęciem Jutrzni – zapewne celowo dobrał ten tekst właśnie – jako napomnienie, które każdego ranka mnisi mają sobie stawiać przed oczy. W tym zatwardzaniu serca nie tyle chodzi o to, że człowiek się blokuje przed Panem Bogiem, ile że próbuje udawać kogoś, kim nie jest – gorszego lub lepszego niż jest w istocie. To jest zatwardzanie serca. Można w taki sposób prowadzić życie, takie półukryte, człowiek będzie udawał kogoś, kim nie jest, tyle że nic z tego nie wynika.

 

Wychowanie serca


Popatrzymy na postać NMP i na to, jak u Niej wyglądało serce. To nam pomoże zdobyć praktyczne wskazówki, w jaki sposób wychowywać swoje serce, bo – zapewne teraz już widzimy – że nasze serce musi być wychowywane, żeby się zwracało ku prawym rzeczom a wyrzekało się rzeczy nieprawych. Z drugiej strony, to wszystko, co złe w nas zostawiło ślad – wszystkie nasze złe czyny, złe pragnienia – to wszystko musi zostać pokazane Panu Bogu. My sobie sami z tym nie damy rady. Autor żyjący na początku IV wieku, Diadoch z Phoetike [Diadoch z Fotyki]pisał jako pierwszy o przyzywaniu Imienia Jezus:

Jedynie Duch Święty może zapewnić oczyszczenie umysłu [u Diadocha: umysł = serce]. Jeżeli bowiem nie wkroczy mocniejszy, nie pokona złodzieja i nie zabierze mu łupów, nie można ich odzyskać w żaden inny sposób. Tak więc, jeśli tylko to możliwe, zwłaszcza przez zachowanie wewnętrznego pokoju, należy przyjmować działanie Ducha Świętego, aby nieustannie mogło płonąć w nas światło poznania.(Filokalia)

Diadoch mówi o tym, że ostateczne poznanie tego, kim my jesteśmy, a kim jest Bóg, zachodzi jedynie poprzez łaskę Ducha Świętego. To bardzo ważne – kiedy zbliżamy się do Pana Boga chociażby przez modlitwę czy rachunek sumienia, to tak naprawdę nie wiemy, co odkryjemy o sobie. Tak jak nie wie wędrowiec, który spojrzy w lustro po 30 latach, jak naprawdę wygląda. Tylko Pan Bóg da nam siłę to przyjąć i spożytkować to wszystko, co się stało, na Jego chwałę i na Jego pożytek. Dla Diadocha bardzo ważnym wątkiem porządkującym to wszystko jest Modlitwa Jezusowa.

 

Zakończenie

Pokaż swe serce Bogu.

Proszę spróbować pomyśleć o swoim sercu, jak ono wygląda, gdzie są punkty słabsze, gdzie mocniejsze, czy przed Panem Bogiem stajemy z sercem na dłoni, czy kogoś próbujemy udawać. Gdy św. Benedykt upomina: „Dawne swoje grzechy codziennie ze łzami i wzdychaniem na modlitwie wyznawać Bogu” (RegBen 4,57), to nie chodzi mu o to, żebyśmy się do śmierci katowali wszystkimi głupotami, jakie zrobiliśmy. Święty Benedykt wie, że gdy człowiek stanie z całym swoim życiem przed Panem Bogiem, to Bóg potrafi to uleczyć.

Uporządkuj pragnienia.

Warto popatrzeć na pragnienia, które nas nurtują, również te niespełnione, których się wstydzimy, o których uważamy, że nie powinno być. Komu o nich powiemy, jak nie Panu Bogu? Tylko Panu Bogu. Dzięki temu Pan Bóg będzie nam dawał światło, co mamy robić w takiej sytuacji. Nie ma co udawać, tylko z Panem Bogiem rozmawia się o wszystkim.

Módl się do Ducha Świętego. Modlić się trzeba do Ducha Świętego z pełną świadomością, że człowiek sam sobie nie poradzi z oczyszczeniem swego serca, ale „Mocniejszy przyjdzie” i zrobi porządek, przygotuje miejsce dla całej Trójcy.

O. dr Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.

ps-po.pl