Bóg potrafi sobie znaleźć ludzi, nawet najbardziej, wydawałoby się, niegodnych, którzy zasiądą z Nim do stołu – pisze o. Włodzimierz Zatorski, benedyktyn.

Dziwna jest ta przypowieść o uczcie. Dlaczego zaproszeni się wymawiają? Przecież uczta jest czymś wspaniałym i dla człowieka miłym.

Ta zupełnie paradoksalna sytuacja podkreśla istniejącą zmowę przewrotnych. W Ewangelii czytamy: zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać (Łk 14,18). Owa „jednomyślność” wyraźnie wskazuje na zmowę.

Kontekst sytuacyjny, przypowieści jest dosyć jasny: na świat przyszedł Syn Boży, który zaprasza wszystkich na ucztę. Od strony zapraszającego jest to bardzo ważne. Uczta jest wydarzeniem, jest gestem wielkoduszności z jego strony. Natomiast w odpowiedzi otrzymuje obojętność. Dla zaproszonych ważne były woły, pole, młoda żona… Jednym słowem sprawy codzienne. Natomiast uczta jest dla gospodarza czymś wyjątkowym, jakimś nadzwyczajnym darem, a zarazem wyrazem radości.

Jeżeli byśmy spróbowali wyrazić tę sytuację w języku św. Pawła, to trzeba by mówić o przeciwstawieństwie ducha i ciała, królestwa Bożego i świata. Otóż uczepienie się spraw doczesnych, zamknięcie się w nich, jest owocem ciała, którego nie należy mylić z naszą fizycznością. Ciało u św. Pawła oznacza to, co zapatrzone jest w świat i dobra, jakie na nim można uzyskać. Natomiast zaproszenie na ucztę to zaproszenie do królestwa Bożego: Bliskie jest królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1,15). Jest to zaproszenie do bliskości z Nim, do wspólnoty. Pan Jezus w odpowiedzi na pytanie, dlaczego jego uczniowie nie poszczą, sam się określa mianem oblubieńca: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie (Mk 2,19).

Zasadniczym naszym grzechem jest zlekceważenie Bożego zaproszenia. Ten grzech dotyczy każdego z nas. Co znaczy przyjąć zaproszenie? Przede wszystkim oznacza to oderwanie spojrzenia od świata i zwrócenie go ku Bogu. Patrzymy już ponad horyzont naszego interesu doczesnego. Najczęściej ogromnie przygniata nas ciężar zwykłych obowiązków. Potrafią one przysłonić nam to, co jest najważniejsze: fakt zaproszenia do komunii z Bogiem, prawdę, że to my osobiście jesteśmy zaproszeni. Nie wystarczy np. dla kapłanów sprawować Eucharystię dla innych, odprawiać nabożeństwa, prowadzić modlitwy… Ale to każdy z nas sam jest zaproszony do najgłębszej więzi z Bogiem.

Bóg potrafi sobie znaleźć ludzi, nawet najbardziej, wydawałoby się, niegodnych, którzy zasiądą z Nim do stołu. Tragedia będzie wówczas, gdy my, wybrani przez Niego, a nawet ci, którzy w Jego imieniu sprawujemy tutaj sakrament uczty, będziemy na zewnątrz, bo nie przyjęliśmy Jego zaproszenia.

Uczta jest przede wszystkim wspólnotą i wspólną radością. Istotne dla niej jest dzielenie się z innymi. Zobaczmy; o takim duchu mówi św. Paweł w pierwszym dzisiejszym czytaniu z Rz:

„Wszyscy razem tworzymy jedno ciało w Chrystusie, a każdy z osobna jesteśmy nawzajem dla siebie członkami. Mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary…” (Rz 12,5n).

Mamy różne dary, aby się wzajemnie nimi dzielić. Właśnie służba jest wyjściem z zamknięcia się w sobie i we własnych sprawach. A królestwo Boże rozpoczyna się wówczas, gdy służba jest podejmowana ze względu na Boga. Jest ona wówczas jednocześnie radością pełną życia. Radosnego dawcę miłuje Bóg (2 Kor 9,7).

Miłość niech będzie bez obłudy. Miejcie wstręt do złego, podążajcie za dobrem. W miłości braterskiej nawzajem bądźcie życzliwi (Rz 12,9n).

Tak praktycznie wyraża się przyjęcie zaproszenia na ucztę. Teraz przystępujemy do Eucharystii, która jest sakramentem naszego zjednoczenia z Bogiem, znakiem i deklaracją przyjęcia przez nas Jego zaproszenia.

Włodzimierz Zatorski OSB / ps-po.pl