Obecnie amerykański miliarder Donald Trump jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych z ramienia Partii Republikańskiej. Być może to ten wielbiciel Putina w listopadzie zawalczy o fotel prezydencki z proaborcjonistką Hilary Clinton.

W Partii Republikańskiej pogłębia się rozłam w kwestii poparcia dla kandydatury Trumpa. Zapytany, czy wesprze proputinowskiego miliardera senator Lindsey Graham odpowiedział, że mając wybór pomiędzy Trumpem a Clinton być może w ogóle nie zagłosuje w tegorocznych wyborach prezydenckich.

"Trumpizm to nie konserwatyzm. To, co słyszę z ust Donalda Trumpa, jest tak dalekie od konserwatyzmu zarówno w polityce zagranicznej jak wewnętrznej, jak tylko można sobie wyobrazić. Tak więc zobaczymy co się stanie"- powiedział republikański senator w telewizji CNN.

Tymczasem kończący kadencję prezydent USA, Barack Obama, apeluje do republikanów, by odpowiedzieli sobie na pytanie, czy Donald Trump faktycznie reprezentuje ich wartości.

"To nie jest rozrywka, to nie reality-show, to jest walka o prezydenturę Stanów Zjednoczonych."-mówił z powagą Obama. Powstaje pytanie czy pod względem "rozrywki i reality show" ustępujący prezydent i najbardziej prawdopodobny kandydat republikanów nie są siebie warci. Trump obraża, kogo się tylko da i rzuca chwytliwymi hasłami, nie przedstawiając żadnych konkretów, Obama po zamachach terrorystycznych w Europie tańczy tango i przez całą prezydenturę pozuje na dobrego kumpla z Bronxu...

Obama zaapelował też o dokładne zapoznanie się z życiorysem Trumpa oraz jego programem.

JJ/WP.pl