Według amerykańskiej aktywistki proekologicznej nadszedł czas, by zjadać dzieci w celu walki z emisją CO2. Obłęd - to prawda, ale nawet obłęd mówi wiele o społeczeństwie i pewnych ideologiach. Szaleństwo tej kobiety mówi wiele o tym, jak wielki jest poziom mizantropii - nienawiści do ludzi - w środowiskach skrajnych lewaków. 

Apele o zjadanie dzieci padły na spotkaniu z polityk Aleksandrią Ocasio-Cortez z Izby Reprezentantów USA. Głos zabrała aktywistka proekologiczna, która wyraziła swój podziw dla polityk, a następnie wezwała do zabijania dzieci. Powołując się na "szwedzkiego profesora" powiedziała, że "zostało nam tylko kilka miesięcy"; wobec tego trzeba jeść "zmarłych ludzi", ale to wciąż za mało. Obłąkana stwierdziła, że "trzeba jeść dzieci", by ograniczyć emisję CO2. Jak perorowała, "dzieci są problemem" i trzeba je zjadać. 

Ten rodzaj szaleństwa nie może dziwić. W społeczeństwach zachodnich nie ma żadnego szacunku dla dzieci. Zgoda na mordowanie nienarodzonych w łonach matek spaczyła ludzkie umysły. Jeżeli zabija się dziecko mające 9 miesięcy, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zabijać także noworodki. W szybkim tempie rośnie też ruch, którego zwolennicy deklarują, że nie będą mieć dzieci ze względu na klimat: jedni mówią o tym, że dzieci szkodzą klimatowi, inni, że nie chcą wydawać dzieci na taki smutny, zniszczony ekologicznie świat.

Stąd apel obłąkanej Amerykanki jest swoiście symptomatyczny i oddający ducha szaleństwa ruchu proekologicznego. Zjadanie własnych dzieci dla walki z klimatem... To dobra metafora obłędu, który opanował Zachód.

bsw