Najstarszym uzasadnieniem potrzeby usunięcia napletka jest higiena intymna. Zdrowotny walor zabiegu potwierdzają współczesne autorytety medyczne. Dr Bruce Patterson z Children's Memorial Hospital w Chicago uważa, że obrzezani mężczyźni rzadziej zapadają na kiłę i rzeżączkę, a ich partnerki sporadycznie chorują na raka szyjki macicy.

Dzieje się tak dlatego, że obrzezanie zmniejsza ryzyko infekcji. W ochronie przed wirusami ważną rolę odgrywa zawarta w skórze keratyna. W napletku, który bardzo łatwo ulega rozmaitym zakażeniom, jest bardzo mało keratyny, a więc nie może on być skuteczną barierą dla wirusów. Dlatego, zdaniem Pattersona, powinien być usuwany. Na potwierdzenie swojej teorii uczony dodaje, że wśród obrzezanych mężczyzn dwukrotnie rzadziej dochodzi do zakażenia wirusem HIV.

Jednak coraz częściej podnoszę się głosy w obronie napletka – część urologów i andrologów argumentuje, że natura dała mężczyźnie napletek z rozmysłem i planowo: ma on chronić męśkość przed urazami, bakteriami etc.

Jak zawsze, tak i w przypadku tego zabiegu istnieje ryzyko powikłań. W kilku krajach an świecie powstały stowarzyszenia lekarskie sprzeciwiające się rytualnemu obrzezaniu dzieci z powodów innych niż medyczne. Oficjalny zakaz chciały wprowadzić Niemcy – zrobiła się z tego wielka polityczna awantura, w którą właczyła się sama kanclerz Merkel. 

W USA obrzezanie mężczyzn jest standardem. Parędziesiąt lat temu lekarze nawet nie pytali rodziców o pozwolenie. Rodzice, którzy chcieli tego zaoszczędzić swoim synom, musieli sami wcześniej o to poprosić. Inaczej, pech, stało się.

Kiedyś wierzono, że obrzezanie chroni przed masturbacją. Obecnie, w USA, lekarze rozpowszechniają opinię, że zabiega to infekcjom. WHO ma inne zdanie.

Wielu naukowców po wykonaniu badań klinicznych dowiodło, że obrzezanie partnera ma wpływ na mniejszą zachorowalność partnerki seksualnej na raka szyjki macicy lub raka macicy. Związane jest to z lepszym utrzymaniem higieny, a także z mniejszym ryzykiem przeniesienia i rozwoju wirusa HPV, którego niektóre typy są szczególnie onkogenne.

mod

 

***

 

Polscy rodzice, którym chłopcy rodzili się w Stanach Zjednoczonych niejednokrotnie dziwili się sugerowaniu, aby poddać ich obrzezaniu. Rzeczywiście jest to wciąż popularny zabieg, wykonywany w liczbie miliona rocznie. Niewykluczone, że dzięki populacji muzułmańskiej, stanie się on również częstszy w Europie. A może nie tylko z tego powodu.

Popularność obrzezania chłopców dziwi dziennikarkę Jennifer Margulis z Schuster Institute of Investigative Journalism na Brandeis Unviersity, która publikowała na łamach „The New York Times’a” czy „Washington Post”. W „The Business of Baby: What Doctors Don’t Tell You, What Corporations Try to Sell You, and How to Put Your Pregnancy, Childbirth, and Baby Before Their Bottom Line” (2013) poświeciła temu fenomenowi cały rozdział.

Dziennikarka obserwuje procedurę

Co istotne, samą procedurę obserwowała w szpitalu z racji zawodowych oraz prywatnie jako ceremonię żydowską, w gabinecie lekarskim ze znieczuleniem i bez. We wszystkich przypadkach dziecko płakało, jednak intensywność płaczu i bólu była różna. Doświadczenie pierwsze miało miejsce w Mount Auburn Hospital w Cambridge, Massachusetts, gdzie dr Beth Hardiman, przeprowadzająca zabieg, zadbała, aby dziecko zostało znieczulone. Jak wyjawiła lekarka, większość lekarzy jest zbyt niecierpliwych, aby poczekać od 5 do 5,5 minuty aż zacznie działać znieczulenie. Tłumaczyła również, że jedynym sposobem na akceptację tego, co robi, jest upewnienie się, że zarówno dziecko jak i rodzice są traktowani z szacunkiem, oraz, że podejmują swoją decyzję świadomie, wiedząc dokładnie, na co się decydują (tzw. informed consent). W trakcie tej konkretnej operacji, noworodkowi podawany był roztwór glukozy do ssania oraz lidokaina w zastrzyku do miejscowego znieczulenia. Na czas zabiegu został on unieruchomiony w specjalnym urządzeniu produkcji amerykańskiej o nazwie Olympic Medical Circumstrait Newborn Immobilizer: http://www.quickmedical.com/olympicmedical/circumstraint/immobolizer.html

W trakcie jego trwania używane były przyrządy, których łączny koszt przekraczał tysiąc dolarów. Jak wyjaśnia Margulis, ilość usuwanej tkanki bywa różna, podczas opisywanego zabiegu chłopiec stracił jedną czwartą swojego członka. W wielu przypadkach znieczulenie nie jest w ogóle stosowane (jak twierdzi dr Hardiman zabieg jest wtedy bardzo bolesny), a dziecko poi się w szpitalu słodką wodą, zaś poza nim wódką lub winem. Do skutków ubocznych należą: obfite krwawienie mogące doprowadzić nawet do śmierci, infekcje, rany czy zrosty wymagające kolejnej operacji.

Względy medyczne?

Dla autorki „The Business of Baby” zupełnie niezrozumiałym jest fakt, że rodzice godzą się na ten kosztowny zabieg, który oprócz tego, że niesie ze sobą różnego rodzaju ryzyko, wydaje im się tak straszny, że nie chcą przy nim asystować, choć bywają do tego zapraszani. Według niej, nie ma przekonywujących dowodów, że obrzezanie jest korzystne ze względów medycznych. Jak relacjonuje, w XIX w. było ono stosowane głównie dla zwalczania masturbacji (w Wielkiej Brytanii i jej koloniach). Potem sądzono, że może mieć ono wpływ na zmniejszenie ryzyka występowania raka prącia. Warto jednak zaznaczyć, że rak tego rodzaju nie występuje u dzieci, zaś zdarza się u mężczyzn po 60 roku życia. Poza tym, dowody związku pomiędzy rakiem a obrzezaniem są według niej nieprzekonywujące, gdyż występuje on również w populacji nieobrzezanej.

Kolejną wymienianą korzyścią zdrowotną miało być zmniejszenie ryzyka infekcji dróg moczowych, jednak podobnie jak w przypadku raka prącia, takie infekcje są u chłopców w pierwszym roku życia bardzo rzadkie. Ciekawym jest również sugerowany związek zmniejszenia występowania raka szyjki macicy u kobiet, których mężowie byli obrzezani, o czym autorka pisze jednak bardzo niewiele.

Reklamowanie obrzezania ze względów zdrowotnych miało również miejsce w Afryce, gdzie pewne badania pokazały, że zmniejsza ono od 40 do 60% ryzyko zarażania HIV, występującego w populacji mężczyzn heteroseksualnych. Jak sugeruje Margulis, analizy te zostały jednak uznane za nierzetelne. Co więcej, jako kontrargument podaje się natomiast fakt, że pierwsze przypadki HIV zanotowano wśród amerykańskich, obrzezanych homoseksualistów średniej klasy. Konsekwencjami reklamowania obrzezania bywa fakt, że niektórzy mężczyźni w Afryce prowadzą nieodpowiedzialne życie seksualne, sądząc, że obrzezanie uodporniło ich na HIV.

Do innych powodów stosowania obrzezania należą oczywiście względy religijne żydów i muzułmanów. W Stanach Zjednoczonych decyzja ta podejmowana jest często przez ojców (czy feministki zgadzają się, że powinni o tym decydować tylko mężczyźni, bo to oni mają penisy?), którzy kierują się zwykła chęcią, aby ich synowie wyglądali tak samo, jak oni.

Noworodki czują ból

Margulis zdaje się nie być z tego powodu zadowolona. Przekonuje, że noworodki czują ból w ten sam sposób, co dorośli. Cytuje lekarkę, która podaje, że noworodki mają przyspieszone bicie serca, podwyższony poziom adrenaliny, krzyczą, a potem zasypiają, stosując podobny do dorosłych mechanizm radzenia sobie z bólem.

Nie pomija oczywiście faktu, że zdarzają się fatalnie wykonane operacje. Według statystyk rządowej organizacji Food and Drug Administration, w latach 2000-2011 było ich 139 (w 2010 r. para z Florydy dostała za źle wykonany zabieg 10,8 mln dol. odszkodowania). Margulis uważa jednak, że są one i tak zaniżane. Wielu z nich nikt nie zgłasza, kończy się za to na licznych operacjach korekcyjnych. Podobno komplikacje mogą się zdarzać w 1 przypadku na 500. Zdarzają się również wykrwawienia na śmierć, o co nietrudno u malutkich dzieci. Według Margulis, szacuje się, że rocznie z powodu komplikacji po obrzezaniu umiera w USA 117 osób.

Napletkowy przemysł szpitalny

Na procedurze zarabiają nie tyle sami lekarze, choć operacja może kosztować od 105 do 1420 dol. (czasem kilka tysięcy jako operacja szpitalna, taniej jest u rabina). W dużej mierze kokosy na niej robią szpitale. Najpierw oferują samą kosztowną procedurę, czasami operacje korekcyjne, potem przekazują wycięte tkanki firmom farmaceutycznym i biotechnologicznym. Choć formalnie przekazują je tylko w zamian za opłatę przygotowania i samą wysyłkę, na pewno nie tracą na dostarczaniu ich firmom. Firmy te zaś tkanki te sprzedają i przetwarzają na inne produkty. Na końcu szpitale sprzedają nowe produkty powstałe na ich bazie, które zamawiają do celów terapeutycznych lekarze pracujący w ich placówkach.

Firmy biotechnologiczne

Firmy wykorzystują je zaś do produkcji środków upiększających (np. zastrzyków przeciwzmarszczkowych, specyfików na porost włosów, produktów spa), tworzenia sztucznej skóry dla osób poparzonych, opatrunków na rany, czy produktów używanych w chirurgii plastycznej. Opisany przez Margulis kurort- spa Danik MedSpa w Pembroke Pines na Florydzie, przeznaczony dla osób bardzo majętnych zachwala, że „produkty z napletka pomagają zachować zdrową skórę, bo zawierają dermalne fibroblasty, aktywne składniki pochodzenia ludzkiego w dużej koncentracji. Apligraf, kolejny produkt wykorzystujący tkanki noworodków z napletka, jest substytutem skóry, który może być używany do rekonstrukcji pochwy wyniszczonej rakiem. Okrągły kawałek takiej skóry o średnicy ok. 15 cm zamawiany przez szpital kosztuje 2000 dol.

Jak sugeruje Margulis, aby poznać nazwy firm, które parają się napletkowym biznesem, należy do wyszukiwarki wpisać termin: neonatal human dermal fibroblast: HDF. To linia komórek zrobiona ze skóry napletka. Biznesów, które nią handlują jest niemało w samych Stanach Zjednoczonych (wiele z nich zlokalizowanych w Kalifornii,) niektóre z nich działają globalnie. Są wśród nich: Lifeline Cell Technology (ma również przedstawicielstwo w Europie) czy Life Technologies Corporations, która jest już nawet na giełdzie. Do tego: System Biosciences, AllCells, Millipore, Allele Biotechnology, czy ScienCell Reseach Laboratoires). ZenBio Inc. ma przedstawicielstwo również w Polsce: http://www.zen-bio.com/company/distributors.php

Kolejna działająca w Polsce to kanadyjska Applied Biological Materials: http://www.abmgood.com/misc/distributors.php#poland

A wśród firm szwajcarskich na tym polu działają: Cell N Tech Advanced Cell Systems, Advanced Cell Systems i Lonza. Warto również wymienić niemiecką PromoCell.

Wartość tkanki napletka

Tkanki ponapletkowe sprzedaje na cały świat firma Genlantis. Jedna szalka (płytka) Petriego, w której znajduje się do 500 tys. komórek kosztuje 511 dol. i wysyłana jest na suchym lodzie. Liczba działających w tym biznesie firm pokazuje, że nieźle się na nim zarabia. American Type Culture Collection, Inc., która sprzedaje tkanki ludzkie i zwierzęce zarobiła na tym dziesiątki milionów dolarów (w 2009 r. miała 85 mln. dol. dochodu). HDF i ludzkie keratynocyty to najlepiej sprzedające się produkty wyprodukowane na bazie napletka firmy Cell Applications, Inc. Płytka takich komórek o przybliżonych wymiarach 30 na 20 cm kosztuje 730 dol. Jak wyjaśnia Margulis, sprzedawane są one do badań naukowych i biotechnologicznych.

Nie tylko napletki mają dużą wartość komercyjną. Podobnie jest z łożyskiem i pępowiną. Choć Margulis nie porusza tego tematu, trzeba również do tej listy dodać embriony wyprodukowane w in vitro. Można sobie wyobrazić, o ile większą wartość od napletkowych skórek mają zwłoki dzieci zabite w aborcji, którymi też się przecież handluje.

Dla Margulis, sprzedanie ludzkich tkanek jest nieetyczne i niemoralne, bo w większości przypadków nikt na to nie wydał zgody. Handel ludzkimi szczątkami odbywa się dyskretnie. Margulis znalazła w USA dwa szpitale, które dostarczały tkanki napletkowe firmom biomedycznym, jednak już tego nie robią ze względów etycznych. Ciekawe, jak to wygląda w polskich szpitalach.

Zwalczanie obrzezania

Pomimo dość słabych dowodów na medyczne wskazanie procedury obrzezania, Amerykańska Akademia Pediatryczna (AAP) nadal stoi na stanowisku, że korzyści przewyższają w tym wypadku statystyczne ryzyko (nie rekomenduje jednak tego zabiegu, wspaniałomyślnie pozwalając rodzicom podjąć decyzję). Być może wydawane przez tę organizację opinie mają związek z faktem, że większość należących do niej lekarzy zapewne sama została obrzezana. Może to mieć również związek z pieniędzmi, które organizacja ta przyjmowała od przemysłu medycznego. Jak podaje Margulis, AAP, będąca organizacją non profit, do której należy 60 tys. pediatrów, w 2012 r. otrzymała od firm komercyjnych działających dla zysku 7,4 mln dol., m.in od Merck & Co, Pfizer, GlaxoSmithKline, Sanofi Pasteur, Abbott Laboratoires, które potrzebują ludzkich tkanek do badań. Jeśli AAP przyjmuje pieniądze od farmaceutycznych gigantów, niewykluczone, że nie gardzi również pieniędzmi od firm, które produkują urządzenia i aparaturę wykorzystywaną do obrzezania.

Że coś tu jest na rzeczy, pokazuje sytuacja w innych krajach. Inne stowarzyszenia naukowo-medyczne aktywnie zwalczają obrzezanie. Warto wymienić, że Holenderskie Królewskie Stowarzyszenie Medyczne popiera nawet jego zakaz, gdyż jest on „etycznie wątpliwy i zagraża zdrowiu”. Mówi to ta sama organizacja, która popiera aborcję i eutanazję. Jak pisze Margulis- zakaz również rozważa Norwegia, zaś podobne grupy lekarzy w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii nie zalecają zabiegów medycznie niepotrzebnych. I znowu warto porównać, że nie potrafią podobnie wypowiedzieć się o aborcji, która w większości przypadków na świecie nie ma nic wspólnego ze zdrowiem kobiety.

W skali światowej, zdecydowana większość mężczyzn nie jest obrzezana, jednak w USA procedura ta nadal dotyczy około 54 % populacji męskiej. W innych krajach anglojęzycznych skala zjawiska jest mniejsza -  w Kanadzie około 31%, w Nowej Zelandii i Australii 10-20 %. I choć w Europie są kraje, gdzie nie dotyczy ona więcej niż 2% populacji męskiej, procent populacji obrzezanej będzie rósł wraz ze wzrostem ludności muzułmańskiej. Tkanki zostaną potem użyte w kuracjach odmładzających dla bogatych kobiet, albo dla innych celów. Rodzice tych dzieci powinni być tego świadomi.

Natalia Dueholm (23 VII 2013)