Portal Fronda.pl: Jak wyglądają święta Bożego Narodzenia w rodzinie Krzysztofa Ziemca?

Krzysztof Ziemiec: Ponieważ ja jestem od pokoleń z Warszawy, nigdzie nie wyjeżdżam, bo nie mam gdzie… święta zawsze są u nas w domu. Do nas przychodzą dziadkowie. Jak w wielu polskich rodzinach, do tradycji świąt należy śpiewanie kolęd i czytanie Pisma Świętego w czasie wieczerzy wigilijnej. W tym roku doczekaliśmy się tego, że nasze dzieci, które od kilku lat uczą się gry na pianinie, akompaniują do wspólnego kolędowania. Nie ma lepszego prezentu dla rodziców! Po wieczerzy wigilijnej obowiązkowo chodzimy na Pasterkę, bez której dzieci po prostu nie wyobrażają sobie świąt. Dużą rolę odgrywa też samo przygotowanie do tej uroczystości poprzez udział w roratach. Nasz najmłodszy syn a wraz z nim żona nie opuścili tym roku ani jednych…. Mnie się to zdarzyło. Święta to niewątpliwie wyjątkowy czas, który można spędzić z bliskimi, ale nie podoba mi się infantylizm z jakim dziś często mówi się o świętach, używając np. określenia „magia świąt”. Słyszymy że aby doświadczyć tej „magii” niektórzy przemierzają setki kilometrów po to, aby spotkać się z bliskimi i „powspominać stare dziecinne czasy”. A tu chodzi przecież o coś znacznie głębszego, niż tylko o rodzinne wspominanie. Innym „magia świąt” kojarzy się z podróżą do jakiegoś egzotycznego zakątku świata. Osobiście nie wyobrażam sobie, bym mógł święta Bożego Narodzenia przeżywać gdzieś w Tunezji czy na Sri Lance… Jedyne miejsce do którego mógłbym pojechać na święta, to Ziemia Święta. Może także z racji życiowego etapu, staram się coraz bardziej duchowo przeżywać te święta.

Co jest dla Pana najważniejsze w tym aspekcie duchowym?

Myślę, że istotę świąt Bożego Narodzenia bardzo trafnie oddają słowa, które usłyszałem w czasie ostatniej niedzielnej homilii - o tym, aby spróbować zbudować w sobie taki dom dla nowonarodzonego Chrystusa - nie tylko na święta. A to nie jest łatwe! Żeby te święta to nie tylko była ta otoczka, te świecidełka, choinka i prezenty. Zwłaszcza w dzisiejszym zabieganym świecie, i w natłoku świątecznych przygotowań, nawet osoby na co dzień przyznające się do wiary, mają problem ze znalezieniem czasu na głębszą refleksję.

Dziś niestety, coraz bardziej odziera się święta z wymiaru sakralnego. Do Polski docierają już zwyczaje z krajów Europy Zachodniej, gdzie na Boże Narodzenie, mówi się „grudniowe święta”, a szopka w miejscu publicznym narusza „neutralność przestrzeni publicznej”. Czy Pana także niepokoją te zjawiska?

Dostrzegam wyraźnie tę laicyzację. A może też bezmyślność, bo kiedy przeczytałem esej o świętach Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, zrozumiałem że w wieloetnicznym kraju jakim są USA powiedzenie „grudniowe święta” czy „sezonowe życzenia” ma sens. U nas nie, bo wyznawcy islamu czy nawet judaizmu to promil na tle całego społeczeństwa, więc to nie jest tak, że kogoś pomijamy czy pomniejszamy! Szczególnie te trendy widoczne są w sieciach handlowych, gdzie wystawach sklepowych nie ma już ani krztyny symboli religijnych. Niektóre reklamy są tak prowokacyjne, że może i dobrze, że nie ma w nich odniesienia do świąt Bożego Narodzenia, bo wiele osób mogłoby się poczuć urażonych, gdyby obok seksownej bielizny z szyldem na wystawie „Holiday gifts” mocno wystylizowanej na świąteczną oprawę, pojawił się napis odnoszący się do świąt Bożego Narodzenia. Ta laicyzacja świąt, a także popkulturowa infantylizacja jest siłą rzeczy coraz większa. Wierni powinni modlić się żeby nie dotarło do nas to, co dzieje się już w Danii czy w Brukseli, gdzie w ogóle wymienianie słowa Boże Narodzenie jest karane ostracyzmem społecznym. Tam nie można już wysyłać kartek służbowych z odniesieniami do chrześcijańskich świąt a wystawianie choinki w przestrzeni publicznej jest często nawet zakazane. Mam nadzieję że do Polski ta moda nigdy nie dotrze, choć niektórzy moi znajomi dostawali już takie „sezonowe” życzenia z różnych instytucji. Nie deprecjonuję oczywiście tych wszystkich „świeckich” symboli świątecznych – które towarzyszą nam już od początku grudnia na wystawach w galeriach handlowych czy na ulicach. One też jakoś wprowadzają nas w klimat świąt. Szczególnie na dzieciach iluminacje świąteczne robią duże wrażenie. Dopóki nie przysłania nam to istoty świąt, nie ma w tym nic złego. Można też zapytać, dlaczego Kościół nie robi u siebie w parafiach iluminacji, które nawiązywałyby do tematyki religijnej? Dlaczego nie wychodzi z tym na ulice?

Tysiące Polaków oburzyła świąteczna kampania Empiku promowana postaciami m.in. Marii Czubaszek i Nergala, którzy otwarcie mówią o swojej niechęci do wiary, czy wulgarna antyświąteczna kolekcja firmy House. Pana zdaniem chodzi tu o zysk napędzany prowokacyjną reklamą czy jest to raczej programowe działanie, mające na celu wyrugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej?

Dziś takie rzeczy robi się czysto prowokacyjnie po to, żeby wokół danej marki było głośno, żeby ludzie przyszli i kupili. Żeby marka zaistniała w świadomości. Kampanie reklamowe oddziaływają zwłaszcza na młodych, którzy mają zwyczaj do kontestowania dosłownie wszystkiego. Moje pokolenie 20-latków buntowało się przeciwko reżimowi politycznemu, dziś młodzi ludzie takich powodów nie mają, a że przeciwko czemuś buntować się muszą, zachęta do buntu przeciwko atmosferze świąt trafia na podatny grunt. Młodzi buntują się przeciwko sztucznej atmosferze świąt, która kojarzy się z nudnymi rodzinnymi spotkaniami i z tą nieszczerością, którą często widzą w swoich rodzinach, gdy łamiąc się opłatkiem bliscy składają sobie życzenia, a na co dzień potrafią nie zamienić z sobą słowa. Przypominam sobie swoje święta sprzed 20-30 lat, jak spotykaliśmy się ze znajomymi na Pasterce tylko po to, żeby się urwać z domu. Jakaś forma kontestacji świąt istniała zawsze. Aczkolwiek, gdy dorastałem, nikt nie negował samej uroczystości, tylko tę sztuczną atmosferę na święta. Są więc i tacy, którzy programowo walczą z religią w przestrzeni publicznej.

Czy to, że w wielu popularnych magazynach pojawiają się teraz znane osoby w roli kontestatorów obchodzenia świąt ma świadczyć o tym, że dużej części społeczeństwa święta ogólnie źle się kojarzą? Wyznania Marii Czubaszek, która deklaruje że nie ma w domu nawet stołu a w Wigilię je z mężem parówki, szokują, a przez to podnoszą gazecie sprzedaż...

Kiedy przeczytałem wywiad z Marią Czubaszek we „Wprost”, to pomyślałem sobie, że musi być straszliwie smutną i nieszczęśliwą osobą. Kiedyś pisała fantastyczne skecze, a teraz według mnie rozmienia na drobne swój dorobek. Szkoda. Ale dziś media tak właśnie funkcjonują. Media, a szczególnie prywatne media, są zakładem pracy, który musi też wypracować zysk. Niestety nie wszyscy wydawcy, zwłaszcza prywatnych mediów, przestrzegają przy tym zasad etycznych. I łamią w ten sposób jakiś społeczny consensus. Inna rzecz, że zawsze były osoby, którym nie odpowiadała atmosfera świąt i związana z nimi konieczność spotkań w gronie osób, w którym się niezbyt dobrze czuły bądź po prostu nie miały z kim spędzić tych świąt. Różnica jest taka, że kiedyś ludzie kryli się z takimi odczuciami. Przed świętami ja sam dostałem list od pani która nie ma rodziny, nie ma się z kim spotkać, jest jej smutno i dlatego prosi, żeby nie życzyć na antenie „rodzinnych świąt”. Nie bez powodu także, jak podkreślają psychologowie - w okolicach świąt Bożego Narodzenia dochodzi do największej liczby samobójstw. Niektórzy ludzie nie wytrzymują tej społecznej presji konieczności bycia z kimś, bycia „takimi jak wszyscy”, tworzenia atmosfery serdeczności. Stąd też teraz te wywiady z ludźmi, którzy pewnie od dawna musieli się z tym mierzyć. Teraz mówienie o tym już nie jest wstydliwe. Myślę, że zamiast utyskiwać na to, bo tego się nie zmieni, trzeba pokazać wartość odchodzenia świąt. Nie obruszać się, straszyć. Jeżeli ktoś deklaruje, że wartości chrześcijańskie są dla niego ważne, to niech to pokaże swoim życiem – niech się przyłączy do dawania siebie innym. Mamy w Polsce tyle różnych inicjatyw, jak choćby przed świętami Szlachetna Paczka, działa Caritas, ośrodki pomagające bezdomnym, etc. Sam niedawno zanosiłem z dziećmi jedzenie do jednego z warszawskich punktów pomocy dla bezdomnych. Przez takie gesty należy pokazywać innym, że jest dobro i że warto być dobrym. Ono jest mniej widoczne bo nie lubi rozgłosu, ale jest skuteczne w działaniu.

Praca w mainstreamowych mediach dziennikarza deklarującego swoje przywiązanie do wiary, chyba na tym właśnie polega?

Nie do końca wiem co znaczy to pojęcie, bo liczy się to, co człowiek robi. Jego praca i dorobek…. Fakt, że mimo że, nie jestem osobą wzbudzającą silne kontrowersje, spotkałem się także z niemiłymi opiniami na swój temat. Ale to norma w tym zawodzie! W takich sytuacjach mówię: „Alleluja i do przodu!” Trzeba być wiernym i przekonanym, że to co się robi, jest wartościowe i dobre i że ludzi, którzy to doceniają, jest więcej niż tych, którzy to negują. Że dobra robota zostawia Ślad. Myślę, że od chrześcijan powinno się więcej wymagać – dawania świadectwa. Jeżeli są ludzie którzy kpią z naszych przekonań i wartości, trzeba głośno powiedzieć że nas to rani, a nie ulegać czy stawać się jednym z nich. W świecie szeroko pojętego show biznesu ludzie spotykają się przy „zakładowym „ łamaniu opłatkiem lub jajeczkiem z reguły po to, żeby się najeść, czy napić, niż po to, żeby sobie życzyć „błogosławionych świąt”. Ale przecież nie wszyscy to czują… Powiedzmy więc, że jeśli to ma być opłatek, to dzielmy się opłatkiem i życzmy sobie tego, co najważniejsze, a nie dzielmy się kieliszkiem. Choć dobry węgrzyn nie jest zły… (śmiech).

Czego życzy Pan Czytelnikom portalu Fronda.pl z okazji świąt Bożego Narodzenia?

Życzę Wszystkim tego, abyśmy sami w sobie potrafili budować dom dla nowonarodzonego Jezusa. Jestem przekonany, że jeśli będziemy potrafili to zrobić, jeśli my sami przebudujemy się wewnętrznie, to będziemy też potrafili pomóc innym, aby w sobie ten dom budowali i odkryli, co jest w życiu najważniejsze. Od czego zależy cała reszta. Święta Bożego Narodzenia to też czas, kiedy sobie wiele rzeczy - mam nadzieję szczerze - wybaczamy. Życzę więc wszystkim Czytelnikom, żeby sobie potrafili szczerze przebaczyć. Nawet tym, a może przede wszystkim tym, którzy są tak zacietrzewieni, że w ogóle nie wyobrażają sobie tego, aby mogli przebaczyć swoim ideowym czy politycznym przeciwnikom. Spróbujmy. Wszystko zaczyna się od małych gestów. Różnica zdań czy poglądów jest rzeczą naturalną i ona będzie istniała zawsze, natomiast dzisiaj podział w polskim społeczeństwie jest tak silny i tak emocjonalny, że mam wrażenie, że nawet w ramach jednej rodziny ciężko się zjednoczyć przy świątecznym stole. Więc życzę wszystkim, żeby przełamali te niechęci, by potrafili się zjednoczyć, wybaczyć sobie różne rzeczy i zrozumieć drugiego człowieka. W tym czasie warto też pamiętać o tych, którzy odeszli. Może szczególnie o tych, którzy w czasie stanu wojennego i Wigilii 81. siedzieli w więzieniu, a dzięki którym dziś możemy się w pokoju tym opłatkiem połamać.

Rozmawiała Emilia Drożdż