Nie czytałem jeszcze książki Anny Bikont o Irenie Sendlerowej, ale przeczytałem wywiadz autorką w weekend.gazeta. Reaguję więc wyłącznie na ten wywiad.

Autorka podaje, jako ODKRYCIE, rzeczy oczywiste, o których wszyscy wiedzieli od lat: na przykład, że Sendlerowa nie uratowała SAMA dzieci z getta, że pomagała jej grupa ofiarnych i odważnych ludzi, w tym szczególnie kobiet (Irena Sendlerowa wielokrotnie podkreślała ich rolę i mówiła, że bez nich nic by nie zdziałała!), że jej poglądy były PPS-owskie (o tym też Sendlerowa mówiła - wspominając ojca i jego etyczne oraz polityczne przekonania, które ją ukształtowały).

Bikont w wywiadzie wypowiada się w TRIUMFALISTYCZNYM i WOJOWNICZYM tonie: "I to jest dzisiaj największy paradoks, że ta ateistka i socjalistka z krwi i kości stała się idolką prawicy i Kościoła. Czas ją z tych rąk odbić.".

Chwileczkę!: Sendlerowa wcale nie stała się "idolką prawicy i Kościoła". To nie jest prawda. To jakiś absurd. Sendlerowa była - I JEST! - uniwersalną bohaterką, bohaterką dla ludzi po KAŻDEJ stronie politycznego i światopoglądowego spektrum. Nikt jej nie zawłaszczał, nikt nigdy nie ukrywał jej lewicowych poglądów, nie przypisywał jej fałszywie powiązań prawicowych lub religijnych. Gdy zbieraliśmy (Forum Żydów Polskich) podpisy pod petycją w sprawie Nobla dla Sendlerowej (2007), podpisywali ludzie z każdego ugrupowania politycznego, z każdej opcji światopoglądowej. Powtarzam: żadna prawica, ani żaden Kościół nigdy jej sobie nie przywłaszczały. Tak więc rzekome "odbijanie Sendlerowej z rąk prawicy i Kościoła" wygląda na udawanie, na jawną manipulację. To ustawianie sobie "słomianego chochoła" do bicia. Kreowanie "fejkowego" przeciwnika.

Paweł Jędrzejewski

Forum Żydów Polskich