Każda kobieta przynajmniej raz w życiu była na jakiejś cud-diecie, która miała uczynić jej ciało zgrabnym i powabnym. Jeśli nie borykała się z nadwagą, to jednak piła ziołowe herbatki, jadła warzywa i pociła się na siłowni, żeby zachować piękną sylwetkę. Lansowane przez kulturę masową wzorce są dla kobiet bezlitosne, a mało która z nas, zwłaszcza po urodzeniu kilkorga dzieci, bezproblemowo mieści się w rozmiarze 36.

Walka z kilogramami wciąga także coraz więcej kobiet i dziewcząt, które od najmłodszych lat karmione obrazkami filigranowych, praktycznie anorektycznych bohaterek bajek, seriali, filmów i piosenkarek, same coraz częściej popadają w bulimię albo anoreksję, mają zaniżone poczucie własnej wartości i całą masę innych, związanych z tym kłopotów.

Można zapytać, co ma z tym wszystkim wspólnego Pan Bóg. Otóż, całkiem sporo. „Dla człowieka, który mówi: Wierzę w jednego Boga wszechmogącego... to Bóg, a nie jego własne ciało ma być na pierwszym miejscu” - mówił w rozmowie z Fronda.pl o. Tomasz Alexiewicz, wieloletni duszpasterz akademicki, opiekun grup uzależnionych.

Z tego samego punktu wyjścia swoją „odchudzającą podróż” zaczyna Lysa TerKeurst, autorka książki „Głód ciała-głód duszy”. Amerykanka przez wiele lat borykała się z problemem nadwagi, po urodzeniu pierwszego dziecka ważyła prawie 90 kg. Praktycznie większość jej życia była huśtawką z miej lub bardziej znaczącymi wahnięciami na wadze. Lysa już miała się poddać, zrzucając winę za swoją sylwetkę na karb wieku, urodzenia trójki dzieci i adoptowania kolejnej dwójki, kiedy przeszła całkowitą zmianę swojego myślenia.

Autorka uznała, że nadwaga ciała i niedożywienie duszy mają ze sobą wbrew pozorom wiele wspólnego, a powiązanie tych dwóch aspektów stanowi pierwszy krok w podróży, która może zmienić życie kobiety. I wcale nie chodzi tylko o przejście na dietę, której jedyną motywacją jest chęć zmieszczenia się w seksownej, kilka rozmiarów mniejszej sukience.

TerKreust w ogóle nie używa słowa „dieta” czy „odchudzanie”. Autorka pisze za to o „podróży z Bogiem”, której motywacją nie jest próżna chęć podobania się sobie i innym, ale po prostu zdrowie. Niezbędnym elementem w procesie przemiany myślenia jest uznanie, że to nie kilogramy stanowią o wartości kobiety. „Jestem wolna! ...pokonałam dręczące mnie od lat zaburzenia tożsamości. Podobnie jak wiele innych kobiet cierpiałam na skażenie percepcji własnej osoby. Moja tożsamość i poczucie własnej wartości uzależnione były od rzeczy niewłaściwych, to jest: od okoliczności, aktualnej wagi (...)” - wspomina autorka poradnika dla kobiet, by chwilę później dodać: „Jestem dziewczyną, która kocha Jezusa, i liczba na wadze mówi mi, ile waży moje ciało, a nie, jaka jest moja wartość”. Niby proste i oczywiste, a jednak... nie każda kobieta mogłaby swobodnie podpisać się pod taką deklaracją.

Owszem, autorka książki „Głód ciała-głód duszy” podaje dość oczywiste zasady, jak np. akceptacja swojego ciała, odpowiednia motywacja czy zdrowa dieta i ruch, które mogą wydać się naiwne „dietowym weterankom”. Jednak do tych prostych zasad dokłada szeroką argumentację religijną. „W końcu musimy przyznać, że nasz problem z jedzeniem nie polega tylko na konieczności noszenia sukienek w większym rozmiarze. Jedzenie ponad miarę jest grzechem. Biblia nazywa go obżarstwem, co według słownika oznacza nadmierne objadanie się, nieumiarkowanie w jedzeniu” - pisze TerKreust. W swoim poradniku przytacza także ogromną ilość biblijnych cytatów, które wprost odnoszą się do jedzenia czy obżarstwa. To ważne, bo religijna motywacja, szczególnie w przypadku osób wierzących, może być niezwykle pomocna.

Autorka nie boi się mocnych słów. Nieumiejętność zapanowania nad pochłanianiem niezdrowej żywności (tzw. junk food) wprost nazywa bałwochwalstwem, czyli wykroczeniem przeciwko pierwszemu przykazaniu, które mówi, że człowiek nie będzie czcił żadnych innych bożków. Z drugiej jednak strony, takim bożkiem może być także kult zdrowego ciała i szczupłej sylwetki, w którym modlitwę zastępuje wieczna dieta i odchudzanie. „W imię karykaturalnie pojętego dbania o zdrowie wpaja się człowiekowi, że musi być szczupły, mieć zgrabne kształty. Fakt medyczny, że otyłość jest większym problemem, wcale nie oznacza, że wszyscy muszą być tak samo chudzi” - mówił w rozmowie z Fronda.pl o. Alexiewicz, zaś portal Deon.pl opublikował ostatnio artykuł na temat ortoreksji (orhorexia nervosa), czyli obsesji zdrowego odżywiania. Osoby cierpiące na to zaburzenie przywiązują ogromną wagę do jakości spożywanych produktów, a wręcz odczuwają lęk, jeśli zdarzy im się zjeść coś niezdrowego. Skrupulatnie analizują zawartość przyjmowanych pokarmów, a z czasem mogą zacząć odczuwać paniczny lęk przed przytyciem, który popycha ich do jeszcze bardziej restrykcyjnego odżywiania.

W książce TerKreust nie brak typowego dla wrażliwości protestanckiej wszech-zachwytu (przejawiającego się na przykład cukierkowymi deklaracjami o nieskalaniu ust ciasteczkiem ze względu na Pana Boga), dlatego nie jest to publikacja dla osób o alergicznym nastawieniu do tego typu wrażliwości. Myślę jednak, że mimo wszystko lekturę warto podsunąć wszystkim bliskim kobietom, zwłaszcza tym młodym, bo w gruncie rzeczy każda z nas chce być zwyciężczynią, a zwycięstwo – jak konstatuje TerKreust – nie polega na fizycznej zmianie i rozmiarze 36, ale na pokonaniu wroga w umyśle i duchu.

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Książka Lysy TerKreust "Głód ciała-głód ducha" wkrótce ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa Aetos Media