Chodzi o preparaty zawierające substancje psychoaktywne, takie jak pseudoefedryna, dekstrometorfan lub kodeina. Będą one dostępne tylko dla osób pełnoletnich, które będą mogły zakupić jednorazowo jedno opakowanie. Decyzja podyktowana jest nadużywaniem wspomnianych leków przez młodzież, w celu odurzania się.

Mogłoby się wydawać, że resort zdrowia dba o młodych obywateli Polski, zamykając im dostęp do potencjalnie niebezpiecznych substancji. Można by tak pomyśleć, gdyby nie niedawna decyzja o dopuszczeniu do obrotu tzw. pigułki dzień po. Jest ona dostępna nie tylko bez recepty, czyli podobnie jak wspomniane leki. Możliwość jej zakupu mają w Polsce już 15-letnie dzieci.

Środek, mający między innymi działanie wczesnoporonne, mogący wchodzić w niebezpieczne interakcje z lekami, młodzież może w aptece kupić i zażyć. Kupić leku na katar – już nie. Wygląda na to, że Ministerstwo Zdrowia traktuje kwestię zdrowia i życia wybiórczo. Nastolatka w Polsce może nabyć tabletki wczesnoporonne i zabić swoje dziecko, jednak by wyleczyć katar – potrzebuje zgody rodziców.

Można się tutaj zastanowić, czy nie jest to próba pójścia drogą krajów zachodnich. W niektórych z nich kilkunastoletnia dziewczynka może zostać bez wiedzy i zgody rodziców zawieziona na aborcję. Jednocześnie tej samej dziewczynce szkolna pielęgniarka nie może wydać leku przeciwbólowego bez pisemnej zgody rodziców.

Decyzja o ograniczeniu dostępu do leków zawierających substancje psychoaktywne może wydawać się godna pochwały. Jednak w zestawieniu z pozwoleniem na swobodny zakup środków mogących uśmiercać dzieci w pierwszych dniach ich życia, obnaża hipokryzję decydentów. To prawda, że dzieci się chroni, także przed potencjalnie niebezpiecznymi działaniami ich samych. Jednak przede wszystkim – dzieci się nie zabija.

Agnieszka Kocimska – koordynator warszawskiej komórki Fundacji Pro-prawo do życia