Akcja przeprowadzają salafici, zwolennicy bardzo ekstremistycznej wersji islamu, która stawia sobie za cel powrót do rzekomej „czystej” religii z czasów Mahometa. A to wiąże się z często nazbyt dosłowną interpretacją koranicznych wersetów, co może stać się źródłem przemocy i agresji, do których księga islamu niejednokrotnie nawołuje lub zdaje się nawoływać.

Kampania salafitów prowadzona jest pod tytułem „Czytaj!” (niem. Lies!). Według tygodnika „Welt am Sonntag”, który opiera się w swoich tezach na wcześniejszych opiniach rządowych ekspertów, to właśnie te działania mogą odpowiadać za znaczną radykalizację niektórych niemieckich muzułmanów. Szacuje się mianowicie, że przynajmniej co piąty Niemiec, który zdecydował się na wyjazd do Iraku lub Syrii w celu prowadzenia dżihadu, miał kontakt właśnie z salafitami.

 Służby bezpieczeństwa informują, że spośród ośmiu Niemców, którzy dokonali na Bliskim Wschodzie zamachów samobójczych, przynajmniej trzech otrzymało od salafitów egzemplarz Koranu. Fatalnym reperkusjom, jakie to przynosi, trudno się dziwić. Salafici rozdając Koran i zachęcając po prostu do jego czytania popełniają fatalny w skutkach błąd. Bo jeżeli wersety koraniczne zostaną pozostawione do własnej interpretacji, mogą być najprostszą drogą do mordów na niewiernych.

Weźmy na przykład surę „Stół zastawiony”, werset 33. W tłumaczeniu na język polski brzmi on:

„Zapłatą dla tych, którzy zwalczają Boga i Jego Posłańca i starają się szerzyć zepsucie na ziemi, będzie tylko to, iż będą oni zabici lub ukrzyżowani albo też obetnie im się rękę i nogę naprzemianległe, albo też zostaną wypędzeni z kraju. Oni doznają hańby na tym świecie i kary bolesnej w życiu ostateczny”.

Słowa „o tych, którzy zwalczają Boga i Jego Posłańca i starają się szerzyć zepsucie na ziemi” może być bardzo łatwo zastosowany do większości rządów państw europejskich. Bo, nie ukrywajmy, te rzeczywiście „szerzą zepsucie” oraz „zwalczają Boga”, czy to Boga w rozumieniu muzułmanów, czy chrześcijan. A przecież takich wersetów – z których część wzywa także do ataków na chrześcijan – jest w Koranie zdecydowanie więcej.

Czy jest więc rozsądną praktyką, by podobne słowa rozdawać przypadkowym przechodniom, mówiąc przy tym: „czytaj!”? Gdy doda się do tego liczne kampanie internetowe prowadzone przez salafitów oraz przykład wcielania podobnych do powyższego wersetu w życie, jaki płynie z terytoriów Iraku i Syrii, to o rozmaite zamachy nietrudno. Niemcy, a wraz z nimi obywatele innych państw europejskich, muszą pokładać nadzieję w służbach specjalnych, które wiele ataków mogą udaremnić.

Ale nie wszystkie. Pamiętamy o niedawnym incydencie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie w zasadzie przeciętny muzułmanin, po zwolnieniu z pracy, odciął jednej z byłych współpracownic głowę. Choć bezpośrednią przyczyną napaści była bez wątpienia frustracja, to z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że do ataku nigdy by nie doszło, gdyby nie inspiracje radykalnym islamem.

Z podobnymi szaleństwami motywowanymi ekstremistyczną interpretacją islamu nie poradzą sobie także służby europejskie. Zwłaszcza, że salafitów, od których wyszliśmy, jest w Niemczech coraz więcej. Od 2011 roku ich liczba wzrosła z 3800 do 6300. Wszystkich kontrolować się nie da.

pac