W noworocznej refleksji życzyliśmy sobie, byśmy w Nowym Roku byli dobrymi dla innych i by innym nie brakło dobroci względem nas. A kto to jest inny? Odpowiemy: każdy „nie-ja”. Jak to każdy? Dobry i zły? Tak. Niekiedy nie jest łatwą sprawą okazać życzliwość czy szacunek nawet dobremu człowiekowi. A co zrobić z takim, u którego dobra doszukać się trudno?

Jako mnich sięgnę do Reguły św. Benedykta, świadka stosunków społecznych panujących we wczesnym średniowieczu. Pisze tam po prostu: „Szanować wszystkich ludzi”. I więcej. Zdając sobie sprawę z tego, że wspólnotę klasztorną tworzą nie aniołowie, lecz grzeszni ludzie, każe ich nawet miłować. „ Niech opat nienawidzi grzechu, a miłuje braci”.

 

Mentalność religijna przenikała wtedy dość łatwo umysły ludzi świeckich i dlatego w miarę podnoszenia się poziomu kultury rosła szlachetność wobec słabych, pokonanych czy odrzuconych.

 

Uczono się dostrzegać człowieka w każdym człowieku. Łagodniały prawa wojenne. I dzisiaj wojsko pokonanego wroga idzie do niewoli, w której według wcześniejszych ustaleń obowiązuje nawet oddawanie honorów starszym rangą, bez względu na to, czy są więźniami, czy strażnikami.

Podczas II wojny światowej można było się spotkać z przejawami rycerskości u niektórych oficerów niemieckich. Nie słyszałem, by coś podobnego cechowało oficerów rosyjskich. W ogóle człowiek o niskim poziomie kultury słabszego niszczy, a pokonanym gardzi. Nie jest to ludzkie, ani tym bardziej chrześcijańskie.

Nie łudźmy się. Nie ma prawdziwego chrześcijaństwa, nie ma prawdziwego człowieczeństwa tam, gdzie się gardzi pokonanym. Byliśmy świadkami upadku systemów totalitarnych, w których człowiek słaby się nie liczył. Czy mamy się doczekać upadku tych, którzy niczego się nie nauczyli z religii, z historii, z psychologii społecznej?

Leon Knabit OSB | Dziennik Polski