Stara jak świat zasada biznesowa mówi, że przede wszystkim należy chronić swoje aktywa. Tak jak aktywem dla Niemców od lat był Donald Tusk, i trzeba go było szybciutko wyciągnąć z zawieruchy podsłuchowej w 2014 r. tak dla pewnych kręgów wartość polityczną stanowi Ryszard Petru. Bez względu na to, co sądzimy o potencjale intelektualnym czy charyzmie jednego czy drugiego, dla pewnych grup pociągających za sznurki w polskiej polityce, stanowią oni nadal swoistą lokatę kapitału i mogą być bazą do budowania kolejnych wehikułów politycznych. O ile zajdzie taka potrzeba. Dlatego zrzucenie z nowoczesnego tronu przewodnczącego Ryszarda nie jest wcale degradacją i zesłaniem na banicję, ale wycofaniem delikwenta na z góry upatrzone pozycje, po to, żeby trochę się oczyścił, wysechł, i był gotowy do użytku w razie potrzeby.

Nowoczesna z kropką czy bez, jest politycznym trupem. Nikt, kto ma jakiekolwiek pojęcie o polityce nie może mieć co do tego najmniejszych wątpliwości. Zużyła się, co prawda, szybciej niż formacja Palikota, jednak trzeba wziąć poprawkę na to, że „ciemnemu ludowi" coraz szybciej udaje się orientować w grach operacyjnych smutnych panów, nawet takich, które noszą wszelkie znamiona spontaniczności. Należy przy tym wyciągać odpowiednie wnioski. Palikot poszedł na dno wraz ze swoim Ruchem. W ostatnich dniach ogłosił ostateczne odejście z polityki. Pociągający za sznurki specjaliści nie popełniają dwa razy tych samych błędów, więc nie mogli dopuścić do powtórki tego scenariusza w przypadku atrakcyjnego Ryszarda.

Krok po kroku, tydzień po tygodniu, Ryszard Petru jest sukcesywnie wycofywany z walącego się w gruzy, zadłużonego po kokardę, projektu Nowoczesna. W listopadzie 2017 r. stracił fotel przewodniczącego partii, która jeszcze w dniu konwencji w nazwie miała jego nazwisko. Podczas wyborów w Nowoczesnej, wyglądających jak wielka ustawka, stracił stanowisko lidera na rzecz zdezorientowanej wówczas posłanki Lubnauer. Nie wiadomo na ile była ona świadoma tej szczególnej rozgrywki wpasowywania w rolę syndyka masy upadłościowej swojej partii, do przeprowadzenia której zaangażowano nawet posła Misiło. Od wtorku do Ryszarda Petru możemy się zwracać „panie pośle”, ponieważ w wyniku decyzji nowych władz nie jest on już nawet wiceprzewodniczącym swojej partii. Jeśli tak dalej pójdzie, to za kilka miesięcy okaże się, Petru nie miał nigdy z tą partią nic wspólnego. Tak jak Platforma z aferami.

Były szef Nowoczesnej, a jakże, buntuje się rytualnie, wierzga medialnie, i przed kamerami odgraża się, że „nazywa się Ryszard Petru (…) i chce mieć wpływ na rzeczywistość w Polsce w ten czy w inny sposób”. Premierem z ramienia Nowoczesnej to on już raczej nie będzie. Jednak wie co mówi, bo przynajmniej on musiał zostać stosownie poinstruowany, żeby nie narobić nieodwracalnych szkód. Ryzyko jest takie, że zdąży się wygadać jakiejś miłej pani redaktor, zanim jeszcze nowy projekt z jego udziałem zostanie dopracowany. Już taki jego urok.

Przyglądając się roszadom w pogrążonej w długach, i grzęznącej w sondażowych okolicach progu wyborczego Nowoczesnej, należy brać pod uwagę szerszy plan na politycznej mapie Polski. I co tu widzimy? Tonącą Platformę, SLD nad którą wisi widmo komunizmu, nieudany zupełnie projekt Razem z gwiazdą jednego sezonu Zandbergiem, czy ściganą przed duchy przeszłości i gnębioną przez wewnętrzne sprzeczności formacją Kukiz’15. Na osobny rozdział zasługuje partia Korwina-Mikke, programowo zniechęcająca młodych, ideowych ludzi do poważnej polityki. Jest też wieczne żywe jak sam Lenin, PSL, nad którym teraz zbierają się czarne chmury. Rząd „dobrej zmiany” nie odpuści tym razem kontraktów gazowych byłemu premierowi Pawlakowi, a mający „charyzmę mokrej ścierki”, cytując Nigela Farage’a, Kosiniak-Kamysz, zdaje się nie mieć ani umiejętności, ani woli wyciągnięcia swojej partii znad przepaści. Ilość afer, zarówno tych gospodarczych jak i wyborczych w wydaniu ludowców, mogłaby przygnieść najtwardszych graczy, do których obecny przewodniczący tej formacji raczej się nie zalicza. Co więcej, elity PSL’u zdają się być szczególnie atrakcyjnym kąskiem dla prokuratorów, i jak możemy się domyślać, dostarczą nam jeszcze wiele różnorodnych wzruszeń w rozpoczynającym się właśnie roku wyborczym.

Cóż zatem może czekać Ryszarda Petru w najbliższym czasie? Póki co, z uwagi na dotychczasowy brak zasług, w przeciwieństwie do Donalda Tuska, nie ma szans na europejskie zaszczyty. Jednak logika dotychczasowych wydarzeń i niemal trzydziestoletnia praktyka polityczna III RP podpowiadają nam, że twórca Nowoczesnej ma do odegrania kolejną, ważną rolę, w jakiejś nowej, niezużytej jeszcze formacji, dla której już teraz, zdolni, opozycyjni graficy być może projektują logotypy i dobierają kolory. W ścisłej tajemnicy. Pamiętajmy, że czekają nas dwa intensywne, wyborcze lata, z finałowymi wyborami prezydenckimi w 2020 roku. Nie powinniśmy też zapominać jakie zdolności mobilizacyjne mają byłe elity dawnego układu, w jak długich kolejkach trzeba było stać, żeby zapisać się do Nowoczesnej.pl latem 2015 roku. Wbrew żartom i internetowym memom, Ryszard Petru to obok Donalda Tuska jedno z najcenniejszych aktywów, dostępne obecnie dla wajchowych na politycznym straganie. Bo w iluż do tej pory partiach był pan Ryszard? W dwóch? Tylko? To jest prawie jak nowy, niemal nie używany.

Paweł Cybula