Prezydent Gdańska, Aleksandra Dulkiewicz wykorzystała delikatny i trudny temat, realny i poważny problem, do uderzenia w przeciwników politycznych.

Próby samobójcze młodzieży nie sposób sprowadzić do tego, jaka partia akurat rządzi Polską (są statystyki, które wskazują, że problem narasta od lat, był poważny również za rządów PO-PSL, ale ówczesna opozycja, czyli m.in. politycy PiS, nie obwiniała ekipy rządzącej o samobójstwa nastolatków), do tego, że "kiedyś" było inaczej, w domyśle: lepiej, że wszystko przez mityczne "bezstresowe wychowanie" dzieci czy zabawy ze smartfonami i tabletami. Problem jest dużo bardziej złożony.

Jak pokazują dane GUS, w 2016 r. na swoje życie targnęło się prawie 10 tys. (dokładnie: 9861) prób samobójczych, z czego w 5405 nie udało się uratować osoby, która podjęła próbę samobójczą. Było to o 283 mniej śmierci w wyniku samobójstwa niż w roku 2015. W kolejnych latach liczba dokonanych samobójstw sukcesywnie spadała (5276 w 2017 i 5182 w 2018 r.). Dla porównania, w latach 2013-2014 ponad 6 tys. osób rocznie odbierało sobie życie. Nie oznacza to jednak, że problem został zażegnany, bo odsetek samobójstw w Polsce wciąż jest wysoki, zwłaszcza w przypadku młodych ludzi. Pod tym względem Polska jest w niechlubnej czołówce. W zestawieniu Eurostatu z 2014 r. zajmujemy drugie miejsce, tuż za Niemcami.

W ubiegłym roku próbę samobójczą podjęło 746 nastolatków (13-18 lat). Ten odsetek rośnie, bo w 2017 r. były to 702 przypadki. W grupie wiekowej 19-24 lat na swoje życie targnęły się w 2018 r. 1143 osoby. W 2017-dokładnie tyle samo. Co prawda zmalał odsetek zgonów wskutek samobójstwa wśród młodych Polaków (2017: 468, 2018: 436 osób), ale tu również trudno mówić o wielkim sukcesie.

Według przedstawionych przed trzema laty przez GUS statystyk Komendy Głównej Policji, najczęstszymi powodami, dla których młody człowiek próbuje odebrać sobie życie, są zaburzenia psychiczne, zawody miłosne i konflikty rodzinne. KGP zwraca również uwagę na samobójstwa spowodowane „problemami w szkole i pracy- w 2017 r. z tego powodu na swoje życie targnęło się w naszym kraju 41 osób, rok później- 38.

Swój raport w sprawie problemów polskiej młodzieży przygotowała również Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. W poprzednich latach młodzież zwracająca się do Fundacji z prośbą o pomoc najczęściej zwierzała się z problemów szkolnych (np. przemoc rówieśnicza) lub kłopotów w domu. Dziś są to najczęściej zaburzenia psychiczne, takie jak depresja, gdzie u chorego nierzadko pojawiają się myśli samobójcze.

W tym wszystkim należy pamiętać, że stare przysłowie „Dzieci i ryby głosu nie mają” powinno się włożyć do lamusa (co nie jest równoznaczne z tym, aby dorośli pozwolili pociesze wejść sobie na głowę i nie wyznaczali żadnych zasad czy norm). Otóż.dziecko czy nastolatek to... "też człowiek". Mały czy bardzo młody, ale jednak człowiek. Zawsze z pewnym potencjałem, zawsze jedyny w swoim rodzaju, zawsze wyjątkowy. Z tym że nie w pełni jeszcze ukształtowany. W okresie dzieciństwa i adolescencji kształtuje się charakter takiego człowieka, przekonania, nawyki, poglądy, sposób postrzegania siebie i innych, pasje, zainteresowania czy umiejętności, talenty, które później, już w dorosłym życiu, mogą, ale nie muszą, przekuć się na wybór drogi dalszego kształcenia i drogi zawodowej. Ogromny wpływ na dziecko mogą mieć także różnego rodzaju czynniki zewnętrzne. Odrębną sprawą są natomiast zaburzenia i choroby psychiczne i rozwojowe. Dziecko czy nastolatek również może cierpieć na depresję, która nie jest wymysłem, fanaberią czy próbą usprawiedliwienia „lenistwa”. Jest chorobą wymagającą leczenia (przy tym niekoniecznie związaną z problemami, których doświadcza młody człowiek, nierzadko wynikającą z zaburzonej chemii mózgu). Zwykle przy pomocy terapii, niekiedy niezbędna staje się farmakologia. Niesłyszany, lekceważony głos dziecka doświadczającego trudności może przerodzić się w krzyk rozpaczy.

Co się tyczy tego ostatniego tematu, w Polsce mamy rzeczywiście duży problem, co, skądinąd słusznie, zauważyła na antenie Polsat News prezydent Aleksandra Dulkiewicz. Trudno jednak upraszczać sytuację, mówiąc, że przyszedł zły PiS i z dnia na dzień zniszczył psychiatrię. Ta dziedzina jak w soczewce odbija kondycję całej polskiej służby zdrowia. Tak ogromnej gałęzi funkcjonowania państwa nie da się w kilka lat ani zniszczyć, ani naprawić. Zwłaszcza, gdy problem narastał przez całe lata. Służba zdrowia pozostawała niedofinansowana. Przez lata, zamiast docenić naszych specjalistów, „wypychaliśmy” ich za granicę. Problem ten jest widoczny również w psychiatrii, gdzie lekarzy najzwyczajniej w świecie brakuje. Szczególnie zatrważające są statystyki dotyczące psychiatrii dziecięcej. Istnieją województwa, w których jest tylko jeden lekarz świadczący pomoc dzieciom z zaburzeniami psychicznymi. Standardy i warunki bytowe panujące w polskich szpitalach psychiatrycznych również pozostawiają wiele do życzenia. O kolejkach do lekarzy, przepełnionych szpitalach i problemach z przyjęciem na oddział dziecka pilnie potrzebującego pomocy już nie wspominając. Według raportu NIK z 2017 r., w latach 2014-2016 dzieciom w naszym kraju „nie zapewniono wystarczającej opieki psychologiczno-pedagogicznej.” Wina Prawa i Sprawiedliwości, byłej szefowej MEN Anny Zalewskiej, która w całości przeprowadziła reformę edukacji polegającą m.in. na wygaszeniu gimnazjów i powrocie do 8-letnich szkół podstawowych i 4-letnich liceów, lub ministrów zdrowia w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego: Konstantego Radziwiłła czy Łukasza Szumowskiego nie jest tu więc tak oczywista, jak może chciałaby pani prezydent Dulkiewicz. W latach rządów PO, kiedy wskaźnik samobójstw również był wysoki, próżno było szukać wypowiedzi polityków PiS oskarżających ówczesny rząd o samobójstwa dzieci i nastolatków. Mówimy o wieloletnich zaniedbaniach i, być może, braku pomysłów u kolejnych rządów na naprawę służby zdrowia, a więc i psychiatrii. Pomysłów, dodajmy, dobrych, skutecznych i wykonalnych.

Oprócz problemów z służbą zdrowia, istnieje jeszcze inna poważna bolączka polskiej psychiatrii oraz pacjentów korzystających z tej dziedziny pomocy medycznej. Jest to niska świadomość społeczna w zakresie chorób psychicznych i ich leczenia. Zaburzenia psychiczne wciąż jeszcze kojarzą nam się stereotypowo: osoby z tego typu problemami postrzegamy jako niebezpieczne, nieobliczalne czy całkowicie oderwane od rzeczywistości, a placówki medyczne zajmujące się leczeniem zaburzeń psychicznych kojarzą nam się z mrocznymi, strasznymi „domami wariatów”. W przestrzeni publicznej używa się stygmatyzującego, dyskryminującego języka. Wielu chorych, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, wstydzi się szukać pomocy.

Choć doskonale wiemy, jak dbać o kondycję fizyczną, zdrowie psychiczne wciąż traktowane jest po macoszemu. Zapominamy, że każdy człowiek ma inną wrażliwość i inny charakter i że przysłowie „co cię nie zabije, to wzmocni” jest tylko częściowo prawdziwe- jednego człowieka wzmocni, innego... Będzie zabijać powoli, sukcesywnie, efektem śnieżnej kuli. Zwłaszcza w przypadku, gdy mamy do czynienia z człowiekiem bardzo młodym, przy tym- wysoce wrażliwym, może nieco poranionym. Nawet najlepszy rodzic, mimo najszczerszych chęci, nie uchroni swoich pociech przed problemami, niepowodzeniami czy stresem. Trzeba umieć je przepracowywać. Nie „wypalać ran”, jak Sylvester Stallone w filmach o Johnie Rambo, ale dać sobie czas na ich wyleczenie, a także... Szukać pomocy u specjalistów. Nie bagatelizować nieodwzajemnionej miłości, problemów z jakimś przedmiotem czy szykan ze strony rówieśników.

Jeżeli zaś chodzi o rozwiązania systemowe, rolą polityków nie jest wykorzystywanie dramatów dzieci i rodziców jako pałki do okładania adwersarzy. W przypadku problemu samobójstw najmłodszych jak nigdy i nigdzie w Polsce potrzeba, aby rząd dogadał się z opozycją, również w porozumieniu z rodzicami, nauczycielami, pedagogami, psychologami, lekarzami i opiekunami dzieci i młodzieży, ale także np. duchownymi katolickimi (a Kościół może mieć naprawdę duży potencjał w zapobieganiu samobójstwom, zwłaszcza że coraz częściej, korzystając również z współczesnej wiedzy medycznej, nie potępia osób targających się na swoje życie, ale coraz lepiej rozumie ich dramat, rozpacz i cierpienie). A przecież po skandalicznej wypowiedzi prezydent Gdańska pojawiły się podobne, zwłaszcza po stronie opozycji. Niemal to samo, również w Polsat News, powiedziała dziś wicemarszałek Sejmu, Małgorzata Kidawa-Błońska, która przekonywała, że przez reformę edukacji autorstwa PiS dzieci są przeciążone nauką, przez co nie wytrzymują presji.

Niedawno budować kapitał polityczny na ludzkich nieszczęściach próbowały również środowiska lewicowo-liberalne oraz ruchy LGBT+, które sprowadzały kwestię problemów psychicznych i myśli samobójczych młodych ludzi do „homofobii” i szykan nastolatków mających problem z własną seksualnością (a przecież źle wychowane czy również mające poważne problemy dzieci i młodzież mogą szykanować swoich rówieśników z bardzo różnych powodów).

Opozycjo, nie idź tą drogą! Rządzie, zamiast wyśmiewać czy krytykować wypowiedzi polityków opozycji o problemach młodzieży, zaproponuj rozmowy. Politycy, usiądźcie, porozmawiajcie i wspólnie ratujcie nasze dzieci. Byle szybko!

JJ/Fronda.pl