Jeden z bohaterów afery wywołanej wyciekiem akt panamskiej kancelarii Mossack Fonseca, premier Islandii Sigmundur David Gunnlaugsson podał się właśnie do dymisji. Efektem politycznego zamieszania może być pierwszy na świecie rząd Partii Piratów, którzy w islandzkich sondażach mają już 43% poparcia.

Były już premier kraju gejzerów znalazł się na cenzurowanym po wypłynięciu informacji, że należącą do jego żony spółka Wintrins Inc. (w 2009 przekazał jej swoje udziały udziały za 1 dolara) inwestowała w firmy powiązane z największymi islandzkimi bankami. Gunnlaugsson miał więc osobisty interes w porozumieniu z wierzycielami Islandii. Jest to o tyle kontrowersyjne, że szedł on do wyborów obiecując, że nie ugnie się pod presją tych właśnie wierzycieli. Jego dymisja poprzedzona była wielotysięcznymi protestami społecznymi, które mogły wydawać się duże, jak na 300 tysięczną wyspę. Jednak, jeśli spojrzy się wstecz, nawet kilka lat, zobaczyć można jak mieszkańcy tego niewielkiego kraju radzą sobie z niespełniającymi ich oczekiwania politykami

Islandzki kryzys

Nie jest tajemnica, że Islandia, wyspa położona prawie pod kołem podbiegunowym, daleko od Europy czy Stanów Zjednoczonych, znalazła się niemal w centrum kryzysu finansowego z 2008 r. Trzy największe banki komercyjne (Kaupthing Bank, Landsbanki, Glitnir) inwestowały w ryzykowne, zagraniczne papiery dłużne. Jednocześnie, oferując korzystne oprocentowanie, przyciągały rzesze zagranicznych klientów, przede wszystkim z Wielkiej Brytanii i Holandii. Kiedy w wyniku kryzysu agencje ratingowe zaczęły ostrzegać przed niewypłacalnością islandzkich banków, wielu z nich zaczęło wycofywać z nich swoje pieniądze. Masowe wycofywanie depozytów doprowadziło do załamania systemu bankowego, najważniejszego wtedy sektora gospodarki na wyspie. Doprowadziło to do największej recesji w historii kraju, kiedy PKB spadło o prawie 11%.

Jednak rozwiązanie kryzysu miało zupełnie inny charakter niż w Grecji czy Hiszpanii. Źródło kryzysu, czyli trzy największe banki zostały objęte zarządem komisarycznym a państwo przejęło ich operacje. Zamiast ratowania banków, zdecydowano się na de facto ich nacjonalizację. Darowano długi, przede wszystkim hipoteczne, jednej czwartej populacji kraju, i zaoferowano ulgi w spłacie pozostałych zobowiązań. Dopuszczono do dewaluacji waluty o prawie 30%, co pozwoliło utrzymać eksport na stabilnym poziomie. Obcięto wydatki publiczne i zastosowano w budżecie środki oszczędnościowe, jednocześnie nie podnosząc znacząco danin publicznych. Nie zgodzono się na spłatę zagranicznych zobowiązań upadłych banków. Wreszcie, bankierzy i politycy odpowiedzialni za kryzys, w tym były premier, usłyszeli kryminalne zarzuty.

Islandzka rewolucja

Wszystkie te działania nie mogłyby się udać, gdyby niezwykłe zaangażowanie Islandczyków w sprawy własnego kraju. Rządy Wielkiej Brytanii i Holandii, które zrekompensowały swoim instytucjom finansowym zaistniałe w wyniku upadku islandzkich banków straty, chciały wymóc na rządzie w Reykjaviku zwrot pieniędzy. W 2009 r. Islandczycy wyszli na ulicę, i wymogli na prezydencie zawetowanie ustawy o zwrocie bankowych długów, i rozpisanie referendum, w którym 93% głosujących opowiedziało się przeciwko takiemu rozwiązaniu. Powołana została również rada, stworzona z nienależących do żadnej partii politycznych obywateli, mających przygotować nową konstytucję.

Kryzys przeobraził też znacząco system polityczny na Islandii. W 2009 r. do dymisji podaje się Geir Haarde, z Partii Niepodległości, rządzącej wyspą z przerwami prawie 50 lat. Przyśpieszone wybory wygrali socjaldemokraci, a premierem została Johanna Sigurdardottir, pierwsza w historii zdeklarowana lesbijka stojąca na czele państwa. Pod rządami lewicy Reykjavik rozpoczął negocjacje akcesyjne z Unią Europejską. Jednak już w 2013 r., po ustabilizowaniu się sytuacji gospodarczej, do władzy wróciła Partia Niepodległości, a nowy rząd zawiesiła rozmowy z Brukselą. Obecny kryzys polityczny, związany z aferą Panama Papers, doprowadził do przyśpieszonych wyborów, które prawdopodobnie wywindują do władzy Partię Piratów. Islandia była by pierwszym krajem, w którym władzę sprawują politycy wywodzący się ruchu na rzecz wolności Internetu.

Islandzka lekcja

Premier Gunnlaugsson stał się pierwszą ofiarą wycieku informacji zwanego „Panama Papers”. W aferę zamieszani są znani politycy jak David Cameron, Petro Poroszenko czy Władimir Putin. Wątpliwe jest jednak, by nacisk społeczeństwa obywatelskiego w Wielkiej Brytanii czy na Ukrainie zadziałał tak, jak na Islandii. Jednak z tego niewielkiego, nordyckiego narodu wszyscy powinniśmy brać przykład. Mieszkańcy wyspy gejzerów pokazali, jak powinno się traktować nie tylko chciwych bankierów, ale i skorumpowanych polityków.

Bartosz Bartczak