Tegoroczny Przystanek Woodstock będzie bez wątpienia wyjątkowy. Po raz pierwszy nadano mu status imprezy o podwyższonym ryzyku. Taką decyzję podjął kilka tygodni temu wojewoda lubuski Władysław Dajczak. Chociaż impreza oficjalnie zaczyna się jutro, pierwsi festiwalowicze koczują na polu namiotowym już od kilku dni.

Setki tysięcy brudnych, pijanych, często odurzonych ludzi, dziesiątki zatrzymanych przez policję dilerów, darmowe prezerwatywy rozdawane przez seks-edukatorów i lewicowa propaganda, a wszystko za pieniądze Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – taki obrazek towarzyszy rozpoczynającemu się już jutro XXII Przystankowi Woodstock. W tym roku decyzją wojewody lubuskiego festiwal otrzymał status imprezy podwyższonego ryzyka.

Twarz Woodstocku i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak nie kryje oburzenia decyzją wojewody. – Taka nagła zmiana warunków bezpieczeństwa na trzy tygodnie przed imprezą to ogromne koszty. Liczymy to cały czas, myśleliśmy, że to będzie dodatkowy milion złotych, ale już jest więcej. Sześć i pół kilometra ogrodzenia, 700 ochroniarzy – żalił się w rozmowie z portalem naTemat.pl. Podczas konferencji prasowej podsumowującej przygotowania do festiwalu przyznał, że organizatorzy „też boją się terrorystów”.

Wiadomo jednak, że ogrodzenie i bramki, przez które mają przechodzić uczestnicy, to tylko prowizorka. Nikt nie będzie bowiem sprawdzał ani w żaden sposób kontrolował uczestników imprezy.

– Tegoroczny Przystanek Woodstock będzie zabezpieczało ponad 1,5 tys. policjantów [w ub.r. było ich ok. 1200]. Wśród nich funkcjonariusze prewencji, ruchu drogowego, antyterroryści, pirotechnicy i negocjatorzy. Bezpieczeństwa uczestników strzec będą także policjanci służb kryminalnych – informuje st. sierż. Grzegorz Jaroszewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim.

Cały tekst w najnowszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

bbb