Specjaliści z uczelni przeprowadzili eksperyment, w którym pacjentom kazano wyobrazić sobie, że zaciskają pięść czy poruszając palcami. I okazało się, że ponad dwadzieścia procent z pacjentów, których określa się czasem mianem „warzyw” miało EEG dokładnie takie samo, jak ludzie zdrowi, którym wyda się takie samo polecenie. Wyniki tych badań pokazują jednoznacznie, że diagnoza stanu wegetatywnego jest często stawiana w oparciu o, najdelikatniej rzecz ujmując, złe przesłanki.

 

Dr Joseph Giancino, dyrektor oddziału rehabilitacji neuropsychologicznej Spaulding Rehabilitation Hospital w rozmowie z magazynem „Discover” podkreśla, że wśród lekarzy występuje masa przesądów wobec ludzi w stanie wegetatywnym. Wielu z nich określanych jest mianem „meduz” i nikt nie chce ich leczyć. - Te wyniki są dla nas mocnych sygnałem przypominającym, że nie mamy dobrych metod diagnostycznych dla takich ludzi – podkreśla dr Giancino.

 

A inni obrońcy osób chorych zauważają, że diagnostyka stanu wegetatywnego w ogóle powinna być zakazana, bowiem prowadzi ona do dyskryminacji pacjentów, u których zdiagnozowano taki stan. Taką opinię wypowiada choćby Bobby Schindler, brat zagłodzonej Terri Schiavo. - Diagnoza trwałego stanu wegetatywnego jest stosowana jako kryterium umożliwiające zabicie osób o upośledzonej świadomości – zauważa Schindler, którego siostrę zabito w oparciu o taką właśnie, nienaukową diagnozę.

 

TPT/LifeSiteNews